Bartłomiej Ciążyński komentuje: „Złożyłem w prokuraturze wyjaśnienia. Prokuratura zarzuca mi oszustwo, ale czyn taki polega na umyślnym wprowadzeniu kogoś w błąd, podczas gdy ja sam byłem w błędzie. Zarzuca przekroczenie uprawnień, ale to musi dot. działalności służbowej, a moja praca to nie było kierowanie autem” – czytamy we wpisie polityka Lewicy.
Co się stało: Prokuratura Okręgowa we Wrocławiu poinformowała w piątek 29 listopada, że były wiceszef resortu sprawiedliwości usłyszał zarzuty przekroczenia uprawnień i popełnienia oszustwa. Grozi mu kara więzienia w wymiarze od jednego roku do 10 lat. Chodzi o to, jak w sierpniu miał wyruszyć w podróż służbową limuzyną i zatankować pojazd płacąc służbową kartą. Auto i karta należały do państwowej instytucji badawczej, w której skończył pracę – do Polskiego Ośrodka Rozwoju Technologii. Chodzi o kwotę 4619 złotych, w tym co najmniej ośmiokrotne zatankowanie auta oraz zakup płynu do spryskiwaczy.
Artykuł jest aktualizowany.