Według doniesień Telewizji Republika „Ministerstwo Sprawiedliwości, kierowane przez Adama Bodnara podpisało umowy z niezależnymi dziennikarzami słynącymi z krytyki poprzedniej władzy”. W związku z tym Tomasz Piątek, Marcin Celiński i Klementyna Suchanow mieli otrzymać po 8 tys. zł, a Anna Mierzyńska 15 tys. zł za przygotowanie analiz i ekspertyz. Postanowiliśmy więc sprawdzić, czy jest to prawda i jak wyglądała współpraca.
TV Republika uderzyła w Adama Bodnara. Ministerstwo Sprawiedliwości płaciło za ekspertyzy?
Ministerstwo Sprawiedliwości wyjaśniło, że umowy cywilnoprawne dotyczą pracy komisji ds. badania wpływów rosyjskich i białoruskich w latach 2004-2024. Zdaniem resortu działa ona „niezależnie i poza jego strukturami”. „Resort zapewnia jej bieżące wsparcie administracyjno-techniczne. W ramach swojej autonomii członkowie komisji podejmują decyzję o zlecaniu zewnętrznych ekspertyz” – napisało Ministerstwo Sprawiedliwości.
Przed stanowiskiem ministerstwa pisała o tym analityczka mediów społecznościowych Anna Mierzyńska, odnosząc się do doniesień TV Republika. „Zainteresowanych moimi zarobkami, którzy nie są w stanie zapytać, zanim opublikują wpis, informuję, że Ministerstwo Sprawiedliwości obsługuje komisję ds. badania wpływów rosyjskich i białoruskich. Na zlecenie komisji napisałam ekspertyzę” – napisała ekspertka.
Co należało do obowiązków ekspertów? „Sporządzone ekspertyzy wykorzystane zostały do realizacji zadań powierzonych Komisji, która pracuje w oparciu o źródła informacji różnego typu, hipotezy robocze formułowane są na podstawie m.in. istniejących opracowań naukowych, analiz otrzymanych dokumentów wytworzonych przez administrację publiczną, opinii prawnych czy opracowań eksperckich oraz zgłoszeń” – napisało MS.
Jakie kompetencje posiadali eksperci? „Osoby wykonujące opracowania na zlecenie mają unikalną wiedzę i doświadczenie w danym obszarze tematycznym, a w przeszłości realizowały projekty o podobnym charakterze. Przygotowane opracowania stanowią jeden w wielu typów źródeł wykorzystywanych (weryfikowanych, porównywanych) w pracach komisji” – sprecyzowano.
„Spartańskie honorarium za kilka miesięcy ciężkiej pracy”. Nie każdy dostał pieniądze
Wątpliwości rozwiał dziennikarz Tomasz Piątek, który w rozmowie z Gazeta.pl przyznał, że otrzymał wynagrodzenie i opowiedział o szczegółach współpracy. – Przewodniczący komisji do spraw badania wpływów rosyjskich i białoruskich w Polsce gen. Jarosław Stróżyk nie ma nic przeciwko temu, abym ujawnił, że jako ekspert napisałem raport na temat rosyjskich wpływów w Polsce dla komisji. Tak to zorganizowano, że komisja formalnie podlega Ministerstwu Sprawiedliwości i dlatego kwotę w tej wysokości dostałem stamtąd jako honorarium za ten raport. To jest spartańskie honorarium za kilka miesięcy ciężkiej pracy. Ale to bardzo dobrze, bo jeśli chcemy wygrać z Rosją, musimy być Spartą – powiedział nam Tomasz Piątek.
– Nie widzę nic niemoralnego w tym, że zgodziłem się pomóc swoją wiedzą i pracą Polsce, która przeżywa trudne chwile, bo jest obiektem ataków różnego typu ze strony Rosji. Działalność PiS oraz znacząca część działalności samej TV Republika wpisuje się w tę rosyjską strategię przeciwko Polsce. PiS stawiał na rosyjskie paliwa oraz wprowadzał prawa i hasła wzorowane na rosyjskich. I nadal popiera Donalda Trumpa, który na naszych oczach niszczy NATO – zaznaczył dziennikarz.
Głos zabrała również Klementyna Suchanow. „Jako ekspertka ds. wpływów rosyjskich napisałam ekspertyzę dla KOMISJI ds. wpływów rosyjskich. Napisałabym i za darmo dla rz±du PiS, gdyby chciał czytać, ale sam woli 'pisać’ te wpływy” – stwierdziła ekspertka. „Wynagrodzenie wyniosło 8 tys. z groszami. Kupiłam waciki, nowe trampki, żeby Dobski miał o czym pisać, i torcik bezowy. Smaczny był (lubię te z czerwoną porzeczką)” – napisała aktywistka Strajku Kobiet.
Marcin Celiński nie dostał pieniędzy. „Weryfikacja tego jest prosta jak budowa cepa”
Sytuacja wyglądała nieco inaczej w przypadku Marcina Celińskiego, który według Ministerstwa Sprawiedliwości nie zrealizował zlecenia, w związku z czym nie otrzymał pieniędzy. „Mam nieco dość ciągłych dziwnych pytań po dzisiejszym 'ujawnieniu'” – napisał dziennikarz i opublikował zbiorczą odpowiedź na ten temat, w której podkreślił jednak, że „nie ma nic złego w tym, że specjalizujący się w określonych tematach dziennikarze piszą analizy dla tego czy innego ministerstwa”.
„Porównywanie tego z płaceniem dyspozycyjnym mediom i ich pracownikom za pisowską narrację, montowanie akcji na telefon Dworczyka to oczywista podłość tychże dyspozycyjnych” – ocenił ekspert. Marcin Celiński odniósł się również do samego faktu, że nie wykonał pracy i nie wziął za nią pieniędzy, wbrew doniesieniom TV Republika. „Mechanizm niemających nic wspólnego z dziennikarstwem metod tworzenia przekazów widać w podaniu fałszywej informacji, że wykonałem jakąś pracę na rzecz MS i otrzymałem zapłatę. Weryfikacja tego u źródła jest prosta jak budowa cepa i jest elementarnym obowiązkiem dziennikarza” – napisał Marcin Celiński.