
Arktyka ociepla się dziś ponad dwukrotnie szybciej niż reszta planety. W ostatnich dekadach straciła znaczną część lodu morskiego, a Grenlandia notuje rekordowe tempo utraty masy lodowej. W debacie o przyszłości klimatu często pojawia się pytanie, czy agresywne ograniczenie emisji, a nawet aktywne usuwanie CO₂ z atmosfery, mogłoby „odwrócić” te zmiany. Nowe badanie opisane na łamach New Scientist sugeruje, że w przypadku Arktyki odpowiedź brzmi: tylko częściowo.
Zespół kierowany przez Xiao Donga z Institute of Atmospheric Physics w Pekinie przeanalizował zachowanie klimatu Arktyki w scenariuszach, w których stężenie CO₂ najpierw gwałtownie rośnie, a następnie spada. Badacze wykorzystali 11 niezależnych modeli klimatycznych, stosowanych w ramach międzynarodowych porównań CMIP6, oraz dodatkowe scenariusze rozwojowe, w tym takie, w których ludzkość szybko tnie emisje lub zaczyna na dużą skalę usuwać CO₂ z atmosfery w drugiej połowie XXI w.
W jednym z kluczowych wariantów stężenie dwutlenku węgla rosło przez 140 lat aż do czterokrotności poziomu sprzed epoki przemysłowej, a następnie przez kolejne 140 lat systematycznie malało, by w końcu ustabilizować się na „bezpiecznym” poziomie. To scenariusz abstrakcyjny, ale pozwala przetestować fundamentalne pytanie: czy klimat reaguje symetrycznie na wzrost i spadek CO₂.
Odpowiedź jest jednoznaczna. Gdy atmosfera „chłodnieje”, Arktyka nie wraca do punktu wyjścia.
Trwały ślad ocieplenia i więcej opadów
Średnia z wyników wszystkich modeli pokazuje, że nawet po pełnym obniżeniu stężenia CO₂ Arktyka zachowuje około 1,5°C ocieplenia względem warunków początkowych. Równocześnie region otrzymuje średnio o 0,1 mm opadów dziennie więcej niż przed wzrostem emisji. W skali roku to pozornie niewielka różnica, ale w kontekście Arktyki oznacza wyraźnie wilgotniejszy klimat.
Autorzy podkreślają, że zmiany te są proporcjonalnie znacznie większe niż globalna średnia. Przy szczytowym stężeniu CO₂ ocieplenie i wzrost opadów w Arktyce są około dwukrotnie silniejsze niż dla całej planety. Co ważne, część tego „nadmiaru” pozostaje nawet wtedy, gdy globalna temperatura zaczyna spadać.
Kluczowym mechanizmem stojącym za tą nieodwracalnością jest ocean. To on pochłonął około 90 proc. nadmiarowego ciepła związanego z globalnym ociepleniem. Nawet jeśli atmosfera zacznie się ochładzać, oceany pozostaną ciepłe jeszcze przez setki lat i będą nadal oddawać energię do Arktyki.
Nawet jeśli uda się schłodzić atmosferę, ocean będzie działał z opóźnieniem i nadal napierał na system. Do tego dochodzą sprzężenia zwrotne, takie jak utrata lodu morskiego. Odsłonięta, ciemna powierzchnia oceanu pochłania więcej energii słonecznej, co dodatkowo podgrzewa powietrze i opóźnia proces ochładzania.
Nie wszędzie tak samo: wyjątek na Atlantyku
Modele pokazują też interesujące zróżnicowanie regionalne. Podczas gdy większość Arktyki pozostaje cieplejsza i bardziej wilgotna, pas oceanu na południe od Grenlandii i Islandii wykazuje tendencję do ochłodzenia i spadku opadów. To sygnał zmian w Atlantyckiej Południkowej Cyrkulacji Wymiennej, czyli AMOC, odpowiedzialnej za transport ciepła z tropików ku północy.
Część badań sugeruje, że AMOC już dziś słabnie wraz z ocieplaniem się oceanu. W scenariuszach analizowanych przez zespół Donga ograniczenie tego transportu ciepła może lokalnie obniżać temperatury w północnym Atlantyku, nawet gdy reszta Arktyki pozostaje cieplejsza niż dawniej. W dłuższej perspektywie taki proces mógłby oznaczać chłodniejsze zimy w Europie, mimo ogólnego trendu globalnego ocieplenia.
Co z Grenlandią i wieczną zmarzliną
Badanie nie modelowało bezpośrednio dynamiki lądolodu Grenlandii ani rozmrażania wieloletniej zmarzliny, ale autorzy i komentujący naukowcy nie mają wątpliwości, że te procesy będą kontynuowane. Mark Serreze z amerykańskiego National Snow and Ice Data Center mówi wprost: „Można oczekiwać, że lądolód Grenlandii będzie zachowywał się tak, jak obserwujemy obecnie – czyli będzie dalej tracił masę i przyczyniał się do wzrostu poziomu mórz„.
Ocieplenie rzędu 1,5°C wystarczy, by utrudnić pełną odbudowę lodu morskiego i podtrzymywać degradację zmarzliny. A to oznacza kolejne sprzężenia zwrotne, w tym emisje metanu i dwutlenku węgla z rozmarzających gleb.
Usuwanie CO₂ nie jest magicznym przyciskiem „cofnij”
Wyniki pracy wpisują się w szerszą debatę o technologiach usuwania dwutlenku węgla z atmosfery, określanych zbiorczo jako CDR. Obejmują one zarówno rozwiązania naturalne, jak zalesianie, jak i technologie przemysłowe, w których CO₂ jest wychwytywany z powietrza przy użyciu filtrów chemicznych.
Ze względu na koszty energetyczne i finansowe wielu naukowców sceptycznie ocenia możliwość obniżenia stężenia CO₂ na globalną skalę w krótkim czasie. Nowe modele pokazują dodatkowy problem: nawet gdyby się to udało, klimat Arktyki i tak nie wróciłby do stanu sprzed epoki przemysłowej.
Autorzy badania piszą wprost, że ich wyniki „podkreślają nieodwracalny charakter zmian klimatycznych w Arktyce, nawet przy agresywnych scenariuszach usuwania CO₂”.
Co to oznacza dla polityki klimatycznej
W praktyce oznacza to, że adaptacja w Arktyce i poza nią będzie konieczna niezależnie od sukcesów w redukcji emisji. Bardziej wilgotny i cieplejszy klimat wpłynie na ekosystemy, infrastrukturę oraz społeczności lokalne. Jednocześnie zmiany w Arktyce będą nadal oddziaływać na pogodę w średnich szerokościach geograficznych, w tym w Europie.
Badanie nie podważa sensu redukcji emisji. Wręcz przeciwnie, pokazuje, że im dłużej zwlekamy, tym większa część zmian stanie się trwała na skalę setek lat. Nawet jeśli w bardzo długim horyzoncie, liczonym w tysiącleciach, Arktyka mogłaby się ponownie ochłodzić, to z punktu widzenia cywilizacji ludzkiej jest to horyzont czysto teoretyczny.
Arktyka działa jak pamięć klimatu. Raz zapisane ocieplenie nie znika wraz z poprawą bilansu CO₂. To jedna z najbardziej wyraźnych lekcji płynących z nowych symulacji.

