Jolanta Kamińska, Interia: Według białoruskiego exit poll na Alaksandra Łukaszenkę zagłosowało 87,6 proc. wyborców. To spektakularny wynik typowy dla reżimów. Zapytam przewrotnie, jak się zdobywa taką popularność?

Dr Paweł Usau, białoruski politolog i opozycjonista: – Poprzez fałszerstwo. W przypadku Białorusi innego sposobu nie ma. To wynik, który ma pokazać, że reżim jest skuteczny i że opiera się o powszechną miłość społeczeństwa, które nie widzi alternatywy. Łukaszenka demonstruje w ten sposób, że odbudował społeczne poparcie.

Kontrkandydaci nie istnieli.

– Zniszczono ich po 2020 roku, kiedy okazało się, że realne poparcie dla Łukaszenki jest niskie. Nawet stały elektorat prezydenta zagłosował na Swietłanę Cichanouską. Odbyła się rewolucja elektoralna. Mimo to Łukaszenka narysował sobie poparcie na poziomie ponad 80 proc. Choć rewolucja ta nie doprowadziła do odsunięcia Łukaszenki od władzy, spowodowała potężny kryzys polityczny. I tak Łukaszenka zrozumiał, że jakakolwiek gra w demokrację, przyzwolenie na istnienie politycznej alternatywy, w warunkach braku zaufania do systemu i osobiście do niego, jest niebezpieczne. W ciągu pięciu lat doprowadził do przekształcenia reżimu autorytarnego w neototalitarny. 

W 2020 roku Łukaszenka dopuścił do wyborów Swietłanę Cichanouską, którą propaganda ośmieszała na każdym kroku, nazywając „kurą domową”. I ta „kura domowa”, według opozycji i niezależnych wyliczeń, wygrała wybory. To był szok dla prezydenta?

– Łukaszenka sądził, że ona nie ma z nim szans, w przeciwnym razie nie dopuściłby do zarejestrowania jej kandydatury. Nie ocenił trzeźwo sytuacji. Niezadowolenie społeczne było tak duże, że ludzie byli gotowi zagłosować na każdego, tylko nie na Łukaszenkę. Cichanouska odpowiadała społecznym oczekiwaniom. Wtedy o mały włos nie doszło do obalenia reżimu.

W efekcie Łukaszenka zaostrzył kurs, biorąc Białorusinów pod but. Teraz nie ma protestów. Ludzie boją się sprzeciwić.

– Grożą im masowe represje. System wziął się za każdego, kto w 2020 roku podniósł głowę. Dzięki nowoczesnym technologiom zidentyfikowano osoby, które brały udział w protestach. Przeszły przez areszty, nałożono na nie wysokie kary pieniężne, np. kilka tysięcy dolarów za zdjęcie z białoruską, antyłukaszenkowską flagą.

Dla porównania, ile obecnie wynosi płaca minimalna na Białorusi?

– Około 200 dolarów. Dlatego kary były dużym obciążeniem dla wielu Białorusinów. Każdy zapłacił za swój udział w demonstracjach przeciwko Łukaszence. Ja sam zostałem skazany na 11 lat więzienia, a fizycznie nie brałem w nich udziału. Mam kilku bliskich znajomych: analityków, publicystów, którzy tkwią w więzieniach. Ich stan zdrowia z czasem się pogarsza.

Ilu więźniów politycznych jest obecnie na Białorusi?

– Ponad 1300 osób. Natomiast to dość wąska kategoria. Ludzi uwiezionych za działalność przeciwko systemowi jest więcej. Myślę tu np. o białoruskich partyzantach, którzy uszkadzali trakcje kolejowej, żeby zatrzymać rosyjskie pociągi wiozące broń do Ukrainy, czy osobach podpalających samochody policyjne. Takich więźniów może być ponad cztery tysiące.

Od 2020 roku rozszerzono też uprawnienia służb. Wojsko może strzelać do obywateli.

– KGB może też bez nakazu prokuratorskiego w środku nocy wejść do czyjegoś mieszkania, jeśli podejrzewa, że znajdują się tam polityczni ekstremiści. System nie tylko się usztywnił, ale zmilitaryzował. Dzisiaj w otoczeniu prezydenta Łukaszenki główną rolę odgrywają resorty siłowe, które opowiadają się za dalszymi represjami. Natomiast wewnętrzny opór społeczny wciąż jest mocny.

A co wiemy o realnym poparciu dla prezydenta Łukaszenki? To jednocześnie pytanie o to, jaka była prawdziwa frekwencja w niedzielnych wyborach?

– Nie mamy żadnych możliwości, by zbadać rzeczywistą frekwencję, czy rzeczywiste nastawienie obywateli do władz. Żadna organizacja międzynarodowa nie została dopuszczona do lokali wyborczych, by obserwować przebieg głosowania. Ja dostałem kilka zdjęć z różnych lokali, które świeciły pustkami. Ale nie mogę powiedzieć, że tak było wszędzie. Reżim od lat stosuje metody przymuszania obywateli do udziału w głosowaniu.

– Głosowanie rozpoczęło się już we wtorek. W tym czasie władza goniła do urn studentów, pracowników przedsiębiorstw państwowych, lekarzy, milicjantów, żołnierzy. W ten sposób od wtorku do soboty zgłosowało ponad 30 proc. Białorusinów. Ilu poszło do urn w niedzielę, trudno stwierdzić. Natomiast uważam, że około 30-40 proc. Białorusinów jest przeciw reżimowi. To już jądro społeczeństwa demokratycznego, na którym w można budować Białoruś przyszłości.

Co musi się zdarzyć, żeby zmiana na rzecz demokracji była możliwa?

– Po pierwsze, Rosja musi przegrać w wojnie z Ukrainą. Wtedy Białoruś otrzyma szansę na demokratyzację. Bez wsparcia reżimu Putina Łukaszenka nie będzie w stanie utrzymać władzy. To konieczny warunek. Nawet gdyby Łukaszenka zmarł, w sytuacji kiedy Rosja faktycznie kontroluje Białoruś, wprowadzono by innego prezydenta – marionetkę, jeszcze bardziej lojalnego. Taki scenariusz jest jeszcze bardziej niebezpieczny, bo oznaczałby bezpośrednią kontrolę Rosji nad Białorusią.

– Tak. Bezpośrednia kontrola mogłaby oznaczać wprowadzenie rosyjskiej waluty, integrację systemu finansowego, wojskowego i faktyczne wcielenie obszaru białoruskiego w rosyjski.

Sam Łukaszenka wydaje się wzbraniać przed pogłębianiem integracji z Moskwą.

– Bo to oznaczałoby dla niego ostateczna utratę władzy. Tylko niezależność Białorusi gwarantuje mu władzę, co jest paradoksem tej sytuacji.

Przyznajmy, że jest to pozorna niezależność. 

– Tak, choć wojsko białoruskie zachowało autonomię i nie bierze udziału w wojnie z Ukrainą. Z drugiej strony na terytorium Białorusi lada chwila ma zostać rozmieszczona rosyjską broń nuklearna, a wojska rosyjskie mogą przemieszczać się przez terytorium Białorusi. Bez kontroli Moskwy nad Mińskiem nie byłoby wojny z Ukrainą w takiej skali, jaką obecnie obserwujemy. Poza tym Łukaszenka nie jest w stanie prowadzić samodzielnej polityki zagranicznej. Nawet gdyby białoruski dyktator chciał ocieplenia relacji z zachodem, Kreml do tego nie dopuści.

Jednocześnie państwa zachodnie mówią wprost: Łukaszenka nie jest prezydentem, a wybory na Białorusi to fikcja.

– Od 1996 roku Łukaszenka nie był uznawany na Zachodzie jako prezydent Białorusi. Niemniej politycy budowali relacje z Mińskiem. Szczególne ocieplenie nastąpiło w latach 2014-20.

Po wyborach w 2020 roku i masowych represjach maski opadły. 

– Tak, natomiast nie wykluczam ponownego ocieplenia w relacjach, jeśli nastąpi zamrożenie konfliktu w Ukrainie. Zachód będzie szukał sposobu na nawiązanie relacji. Zwłaszcza, że w więzieniach białoruskich przebywają setki umierających ludzi. Naciski w postaci sankcji nie przynoszą efektów. Dlatego trzeba szukać innych sposobów, by wyciągnąć ludzi z więzień. Negocjacje są tu niezbędne.

Mieszka pan w Polsce, ale w ubiegłym roku skazano pana zaocznie na Białorusi na 11 lat więzienia. Co ten wyrok oznacza dla pana w praktyce? 

– Nie mogę pojechać do krajów spoza Unii Europejskiej, ponieważ grozi mi ekstradycja do Białorusi. Ciągle dostaję pogróżki, także śmierci. Natomiast polski system bezpieczeństwa jest dość efektywny. Mam nadzieję, że nie dojdzie do dramatu.

Skazano pana w procesie „analityków Cichanouskiej”. Czym dokładnie pan zawinił według reżimu? 

– W latach 2020-21 byłem w grupie analityków, którzy wydawali polecenia dla sił demokratycznych, jak działać, by demokratyczny protest osiągnął sukces. Artykuły, według których byłem oskarżony i skazany, dotyczą udziału w grupie ekstremistycznej odpowiedzialnej za organizację państwowego przewrotu. 

Udział
Exit mobile version