Marcin Kozłowski, Gazeta.pl: Zapytam wprost. Jak nasi Czytelnicy mogą Was teraz wesprzeć?

Michał Piszko, burmistrz Kłodzka: Przydadzą się przede wszystkim środki finansowe, jeśli oczywiście ktoś ma taką możliwość. W tej chwili potrzebujemy cały czas osuszaczy, ozonatorów, które będą służyły mieszkańcom w osuszaniu mieszkań. Wydajemy te urządzenia mieszkańcom na podstawie uproszczonej umowy użyczenia. Jeśli chodzi o żywność, wodę, to jesteśmy zaopatrzeni, za co serdecznie dziękuję wszystkim instytucjom, samorządom i ludziom dobrej woli.

Zobacz wideo Duda reaguje na zarzuty o brak obecności na terenach powodziowych. „Nie było to potrzebne”

Wspominał Pan w Radiu ZET, że szacuje szkody w infrastrukturze na 100-110 mln zł.

Ta liczba jest już nieaktualna. Dostałem kolejne dane, ta kwota przekroczyła już 200 mln zł. Sama infrastruktura drogowa to ok. 40 mln zł. Do tego oświetlenie uliczne, parki, oczyszczalnia ścieków, ośrodek sportu i rekreacji, żłobek i przedszkole na ul. Grunwaldzkiej, mieszkania komunalne. To tylko infrastruktura gminna, nie liczę przecież prywatnych mieszkań, infrastruktury Tauronu, innych zarządców dróg.

Gwarancje pana premiera co do finansowania tych napraw są bardzo mocne. Nie widzę innego wyjścia jak pozytywne rozwiązanie tej sprawy. Otrzymujemy też finansową pomoc od innych samorządów. Nie będę w stanie wymienić ich wszystkich, to kwoty od 30 tys. zł nawet po milion, jesteśmy za tę pomoc bardzo wdzięczni. Samo miasto stołeczne Warszawa podjęło decyzję o przekazaniu dla Kłodzka 5 mln zł.

Mówił Pan również w wywiadach, że skutkami powodzi zostało dotkniętych ok. 4,5 tys. osób.

To zarówno osoby, u których woda w mieszkaniach nie przekroczyła 20-30 cm, jak i takie, u których sięgała sufitu. Nie mam jeszcze dokładnych łącznych danych, natomiast jeśli chodzi o mieszkania ze zniszczeniami powyżej 50 proc., to już wiemy, że chodzi o 165 prywatnych lokali i 36 gminnych.

Nie wiadomo jeszcze, które z tych lokali będą nadawały się do zamieszkania. Została przeze mnie w piątek powołana komisja do szacowania szkód. Wraz z przedstawicielem inspektora nadzoru budowlanego będzie stwierdzała, czy dany budynek nadaje się w przyszłości do zamieszkania, czy nie.

Jakie emocje towarzyszą teraz mieszkańcom? Smutek, wściekłość, rezygnacja, czy wręcz przeciwnie: skupienie na działaniu, żeby się nie załamać?

Dzień, dwa po powodzi rzeczywiście panował przede wszystkim smutek, wściekłość, rozgoryczenie. Po przyjeździe pomocy wojska, wolontariuszy, ochotników straży pożarnej, mieszkańcy poczuli, że nie są osamotnieni, że jest siła w narodzie. Mamy pomoc centralną, wojskową, ale też ludzką, która spływa z całej Polski.

Na jakim etapie jest teraz sprzątanie w mieście?

Od trzech dni trwa usuwanie wszystkich mebli, elementów wyposażenia, które zostały zniszczone. To jeszcze potrwa przynajmniej przez przyszły tydzień, bo cały czas mieszkańcy opróżniają swoja domostwa, przedsiębiorcy wyrzucają zniszczone rzeczy z magazynów. Zbieramy te odpady z pomocą sześciu firm, które dysponują koparko-ładowarkami, wywrotkami, jak również kontenerami stalowymi. Odpady są sukcesywnie odbierane z miasta i wywożone na wysypiska.

Przystąpiliśmy też do usuwania mułu, jest wywożony na oczyszczalnię ścieków, która w powodzi została praktycznie całkowicie zniszczona. Potem przejdziemy do usuwania zamiatarkami pyłu i kurzu, który pozostał na nawierzchni ulic.

Woda jest zdatna do picia?

Tak, wczoraj ok. godz. 15 została dopuszczona do spożycia. W środę i czwartek mieliśmy dwa badania na trzech odcinkach pod kątem fizykochemicznym i bakteriologicznym, wyszły pozytywnie.

A co z prądem?

Mamy jeszcze miejsca, w których nie ma prądu. To są te miejsca najbardziej zalane. Nie wiem, jak długo ta sytuacja będzie się utrzymywała. Czekamy na Tauron, który i tak mocno pracuje w tej kwestii i przywraca tę energię do poszczególnych obwodów miejskich. Trzeba uzbroić się w cierpliwość.

W rozmowie z „Gazetą Wyborczą” przyznał Pan, że o pęknięciu tamy na Starej Morawce dowiedział się Pan od jednego z dziennikarzy, nie otrzymał Pan żadnych oficjalnych komunikatów, że woda płynie w kierunku Kłodzka. Dlaczego tak się stało?

Ta informacja była udzielona mi przez jedną z lokalnych dziennikarek. Kiedy ją otrzymałem, nie miałem jeszcze 100-procentowej gwarancji, że jest prawdziwa. Nie wiem, dlaczego takiej informacji nie było, to pytanie do innych osób, może do zarządcy tamy.

Przeglądam zapisy komunikatora WhatsApp, SMS-y z RCB. Otrzymywaliśmy rzeczywiście ostrzeżenia o warunkach hydrologicznych i meteorologicznych. Niemniej jednak, nie wiedzieliśmy o wodzie płynącej z tamy. Z tego, co pamiętam, przez 4 godziny nie było takiej informacji. Mogłem ją potwierdzić, gdy woda już przyszła do Kłodzka i zaczęła się przelewać przez wały na ul. Malczewskiego. To było ewidentne, że jest jakiś duży dopływ wody. Gdyby tama nie pękła, nie mielibyśmy takich strat na Wyspie Piasek i w innych częściach miasta.

A gdyby wiedział pan od razu, dałoby się zrobić coś więcej?

Nie. Mamy system powiadamiania SMS. Już o godz. 1.06 w nocy z soboty na niedzielę do mieszkańców wskazanych ulic Kłodzka zostało wysłane ostrzeżenie, w którym zalecaliśmy przeniesienie się na wyższe piętra lub ewakuację na krytą pływalnię. Woda z tamy na Morawce przyszła do nas około południa, czyli dobre 12-13 godzin później.

Był jeszcze jeden komunikat, o 2.14, tym razem z RCB: „Uwaga, możliwa ewakuacja w powiecie kłodzkim na terenach położonych wzdłuż rzek Biała Lądecka i Nysa Kłodzka. Zachowaj ostrożność i stosuj się do poleceń służb”.

Od godz. 3 nad ranem mieliśmy 50 żołnierzy WOT, którzy chodzili razem ze Strażą Miejską i nawoływali do ewakuacji. Skorzystało wtedy z tej opcji kilkanaście osób. Gdy w południe przyszła fala, otrzymywaliśmy kilka godzin później telefony o tym, że ludzie są uwięzieni, proszą o ewakuację. Wykorzystywano już wtedy łodzie.

Gdyby wojewoda dolnośląski zapytał teraz Pana, co można zrobić, żeby w przyszłości o takich sytuacjach wiedział Pan od razu, to co by Pan odpowiedział?

Wojewoda bazuje na informacjach, które uzyskuje od regionalnego oddziału Wód Polskich. Zbiornik na Morawce jest zarządzany właśnie przez tę instytucję. Z tego, co słyszałem, wtedy ewakuowano ludzi z obsługi tego zbiornika i nie było pełnego oglądu sytuacji, jak wygląda wał po prawej stronie w Stroniu Śląskim i de facto nie było tej wiedzy.

Na chwilę obecną wstrzymałbym się od obwiniania kogokolwiek. Najpierw wspólnie, bez żadnych pretensji, uporządkujmy i odbudujmy wszystko, zabezpieczmy to, co zostało. Czas na podsumowanie i wyciągnięcie wniosków jeszcze nadejdzie. Jedno jest pewne: trzeba budować kolejne suche zbiorniki na terenie ziemi kłodzkiej.

Udział
© 2024 Wiadomości. Wszelkie prawa zastrzeżone.