Zgodnie z decyzją prezydenta, liczne amerykańskie agencje naukowe – w tym National Science Foundation (NSF), National Institutes of Health (NIH) czy nawet NASA – musiały wstrzymać standardową działalność.
Chaos w USA. Dekrety Trumpa uderzyły w naukowców
Decyzje, podpisane przez Donalda Trumpa w dniu inauguracji (czyli 20 stycznia), doprowadziły m.in. do tymczasowego zamrożenia funduszy, rozwiązania paneli oceniających wnioski o granty czy zablokowania dostępu do baz danych dotyczących różnorodności biologicznej i badań klimatycznych.
Kryzys pogłębił się, gdy 27 stycznia Biały Dom wydał notę dotyczącą zamrożenia wydatków, zwłaszcza tych, które – zdaniem administracji – miały wspierać „niewłaściwe” inicjatywy, określane mianem „ideologii gender” czy „nowego zielonego ładu”.
W wyniku tych decyzji agencje zaprzestały rozstrzygać nowe konkursy grantowe, a w niektórych przypadkach zablokowały nawet dostęp do już przyznanych środków. Sytuację jeszcze bardziej skomplikowały tymczasowe nakazy sądowe, wydane przez kilku sędziów federalnych, które częściowo uchyliły wytyczne Białego Domu.
Wielu badaczy z dnia na dzień utraciło dostęp do kluczowych baz danych, w tym informacji z Centrów Kontroli i Prewencji Chorób (CDC) o wrażliwych grupach społecznych.
Zespół Angeli Rasmussen z Uniwersytetu Saskatchewan w obawie przed usunięciem ważnych zasobów musiał w pośpiechu archiwizować dane dotyczące nadzoru nad epidemią grypy.
Wiedziałam, że będzie źle, ale nie sądziłam, że aż tak
Tysiące projektów naukowych pod znakiem zapytania
Kryzys nie ominął także National Science Foundation, rządowej agencji USA odpowiadającej za finansowanie podstawowych badań i dysponującej budżetem 10 mld dolarów rocznie.
NSF wprowadziło system szczegółowej weryfikacji 10 tys. istniejących grantów pod kątem słów kluczowych, takich jak „różnorodność”, „inkluzywność” czy „rasa”. Wynik? Ok. 1,2 tys. projektów pozostało na liście „wysokiego ryzyka” naruszenia nowych wytycznych, głównie w obszarze edukacji naukowej. Chociaż część z nich dotyczyła badań, w których termin „różnorodność” pojawiał się w kontekście biologicznym, wszystkie zostały wstrzymane do dalszej analizy.
W opinii Neala Lane’a (były dyrektor National Science Foundation w latach 1993–1998) taka skala interwencji władz wykonawczych w priorytety badań to absolutna nowość. „To zupełnie bez precedensu, nigdy nie mieliśmy do czynienia z czymś podobnym” – mówił w rozmowie z publiczną rozgłośnią NPR.
Były dyrektor NSF ocenia, że administracja Trumpa zaburza mechanizm, w ramach którego od kilkudziesięciu lat decyzje o finansowaniu badań zapadały na podstawie eksperckiej ewaluacji naukowej (peer review), uwzględniającej zarówno wartość merytoryczną, jak i potencjalne korzyści społeczne.
„To zabija amerykańską naukę” – mówi Lane. Teraz, gdy rozporządzenia wykonawcze mają wyższy priorytet niż ustawy, amerykański system badań i rozwoju może zostać „osłabiony na nieznaną dotąd skalę”.
Szef Amazona już nie wspiera walki ze zmianami klimatu
Niepokój panuje również w organizacjach pozarządowych i projektach klimatycznych finansowanych przez prywatnych darczyńców. Przykładem jest decyzja Jeffa Bezosa o wycofaniu środków z Science Based Targets initiative (SBTi) – czołowej instytucji określającej standardy redukcji emisji dla firm.
Kierowana przez Bezosa fundacja Earth Fund, dysponująca 10 mld dolarów, ukróciła dotacje dla SBTi wraz z końcem 2024 r. Powodem ma być m.in. chęć uniknięcia konfliktu z nową administracją USA.
„Jestem przekonany, że nikt, kto ma cokolwiek do stracenia nie pomyśli teraz nawet nad finansowaniem w USA działań powiązanych ze zmianami klimatu” – mówił „Financial Timesowi” anonimowy rozmówca związany z SBTi.
Bezos, podobnie jak inni liderzy Big Tech, stara się złagodzić napięcia z Białym Domem, obawiając się regulacji i śledztw antymonopolowych. Wspomniana inicjatywa SBTi jest kluczowym punktem odniesienia dla korporacji deklarujących chęć przejścia na zerową emisję netto. Fundacja Bezosa przyznała wcześniej SBTi aż 18 mln dolarów na rozwój standardów i prowadzenie analiz.
Cięcia etatów, zagrożenie dla danych
Sygnały dotyczące ograniczania badań środowiskowych docierają także z agencji rządowych odpowiedzialnych za monitorowanie klimatu i pogody. Zajmująca się badaniami atmosfery i oceanów agencja NOAA (National Oceanic and Atmospheric Administration) może wkrótce doświadczyć istotnych cięć. Według anonimowych źródeł rozważane jest zredukowanie liczby pracowników z 12 do 6 tys.
„Celem jest rozbicie tej agencji młotem i skurczenie jej zatrudnienia” – powiedział magazynowi „Scientific American” Craig McLean, były asystent administratora NOAA. Jego zdaniem taka strategia może zagrozić działalności kluczowych instytucji, takich jak National Weather Service czy National Hurricane Center, dostarczających dane i modele wykorzystywane w rolnictwie, transporcie, energetyce i innych gałęziach gospodarki, a także monitorujących huragany.
NOAA, obok NASA i europejskiej ESA, jest jedną z najważniejszych agencji dostarczających informacje o długoterminowych trendach klimatycznych. To właśnie dane o temperaturach oceanów, stanie raf koralowych i prądach morskich są fundamentem badań nad zmianami klimatu oraz wzrostem intensywności ekstremalnych zjawisk pogodowych.
Według McLeana pozbawienie NOAA odpowiednich zasobów „uderzy we wszystkie sektory: od ubezpieczeń i nieruchomości po zarządzanie katastrofami naturalnymi”. Agencja odpowiada także np. za monitoring rybołówstwa i ochronę morskich gatunków zagrożonych wyginięciem.
Z kolei według „Washington Post” pracownikom NOAA polecono wstrzymać kontakt z zagranicznymi ekspertami. W praktyce oznacza to zawieszenie prac nad międzynarodowymi umowami dotyczącymi rybołówstwa czy wymianą danych klimatycznych. Podobne ograniczenia dotknęły też wymianę informacji satelitarnych.
Restrykcje te wywołały konsternację wśród naukowców, którzy dotąd współpracowali z partnerami z różnych państw w celu śledzenia rozwoju huraganów czy tsunami na Oceanie Spokojnym.
W niektórych regionach zawieszono prace nad ustaleniem limitów połowowych, co może grozić sporymi stratami dla lokalnych społeczności rybackich. Anonimowi informatorzy wskazują, że w wyniku przeprowadzanych analiz niektóre projekty klimatyczne czy ukierunkowane na ochronę środowiska mogą zostać wstrzymane, a część pracowników – zwolniona w przyspieszonym trybie.