Dobrowolności w szwajcarskim modelu więc nie ma, tak jak mogłaby sugerować wypowiedź premiera Donalda Tuska. W miniony piątek mówił on w Sejmie o konieczności wznowienia szkoleń wojskowych Polaków i jako przykładowe rozwiązanie wskazywał Szwajcarię. Stwierdził przy tym, że szkolenie w tym kraju jest dobrowolne i wsparte przez system zachęt, które czynią służbę atrakcyjną.
Obywatel żołnierzem
Tak naprawdę w Szwajcarii nie ma żadnej dobrowolności. Jest obowiązek, który obywatele wypełniają może nie z entuzjazmem, ale świadomością jego potrzeby. Kiedy w 2013 roku pod ogólnonarodowe referendum poddano wniosek o zniesienie obowiązkowego poboru, przepadł on przy 73 proc. głosów przeciw przy frekwencji wynoszącej 47 proc. Powszechna służba wojskowa jest czymś głęboko zakorzenionym w szwajcarskiej tradycji i myśleniu o państwie. Historycznie Szwajcarzy zawsze mieli jakąś formę armii milicyjnej. Niegdyś opartą o lokalne milicje składające się po prostu z mężczyzn powoływanych pod broń w razie zagrożenia. W czasach nowożytnych z minimalnym służącym stale zawodowym szkieletem, ale ciągle ćwiczącym licznych rekrutów celem posiadania dużych rezerw, które na wypadek pogorszenia sytuacji można wezwać pod broń i wystawić znaczne siły. Jeszcze w okresie zimnej wojny służba wojskowa była czymś, bez czego mężczyzna tak naprawdę nie liczył się w społeczeństwie. Bez niej trudno było o dobrą pracę i awans społeczny. Było się wyrzutkiem.
Współcześnie sytuacja jest już inna. Ze względu na brak poczucia zagrożenia po rozpadzie ZSRR i Układu Warszawskiego czas służby znacznie zredukowano i nie jest już tak istotna w życiu Szwajcara. Nadal jest jednak powszechnie akceptowanym obowiązkiem zapisanym jednoznacznie w konstytucji federalnej. Podlegają mu bez wyjątku wszyscy mężczyźni. Po ukończeniu 18 roku życia dostają wezwanie do lokalnego oddziału wojska na dzień informacyjny, podczas którego dowiadują się o swoich obowiązkach i prawach w związku ze służbą wojskową. Od tego momentu do ukończenia 25 roku życia mają czas, aby odbyć podstawowe szkolenie. Kobiety mogą się zgłosić dobrowolnie. Szwajcarzy mieszkający na stale za granicą także.
Moment rozpoczęcia podstawowego szkolenia jest elastyczny i zależy od poborowego. Bo na przykład chce studiować, odbywa jakieś ważne szkolenia zawodowe, dłuższą podróż, czy zmaga się z poważniejszą chorobą. Ma czas do 25 roku życia. Kiedy już się zdecyduje i przejdzie komisję lekarską, to podstawowe szkolenie trwa minimum 18 tygodni. To coś w rodzaju tego, co mieliśmy kiedyś w Polsce. Życie w koszarach i najpierw nauka podstawy wojskowego rzemiosła, potem szkolenia specjalistyczne, a finalnie złożenie przysięgi i ćwiczenia już w szeregach jednostki, do której zostało się na stałe przydzielonym na całą swoją późniejszą służbę.
18 tygodni (około 4,5 miesiąca) to minimum dla osoby niemającej żadnych ambicji związanych z wojskiem i chcącej po prostu być najzwyklejszym szeregowym rezerwistą. Można jednak zgłosić się do szkoleń specjalistycznych, czy na podoficera lub oficera. Pod warunkiem spełniania określonych wymogów fizycznych oraz psychicznych. Wówczas szkolenie może trwać nawet około roku.
Rok z życia dla wojska
Po zakończeniu tego etapu żołnierz trafia do rezerwy na minimum dziewięć lat (dla szeregowych i podoficerów), albo 15 dla oficerów. W tym okresie musi przynajmniej sześć razy odbyć ćwiczenia przypominające, trwające jednorazowo zazwyczaj trzy tygodnie. Czyli spędzi na nich łącznie drugi raz tyle czasu, co na szkoleniu początkowym. Informacje o datach tych ćwiczeń są publikowane co najmniej 21 tygodni przed ich rozpoczęciem. Rezerwiści otrzymują je w najróżniejszy sposób, od informacji w specjalnej wojskowej aplikacji, po plakaty umieszczane przed lokalnymi urzędami gmin. Udziału w ćwiczeniach można na różne sposoby unikać z powodów zawodowych, osobistych lub zdrowotnych, pod warunkiem uzyskania na to zgody od lokalnego urzędu wojskowego. Nie ma jednak ucieczki od ogólnego wymogu spędzenia na nich łącznie minimum 18 tygodni.
Oczywiście można uciec w ten sposób, że się po prostu nie stawi i nie spełni obowiązku. Na taką sytuację Szwajcarzy nie mają przewidzianego wysyłania policji i żandarmerii celem doprowadzenia delikwenta siłą do jednostki czy do więzienia. Używają kary finansowej. Osoby niespełniające swojego obowiązku muszą płacić dodatkowy podatek w wysokości 3 procent rocznego dochodu. Minimum 400 franków szwajcarskich rocznie. Do końca okresu służby w rezerwie. Dotyczy to też osób, które złożyły wniosek o odroczenie okresowego szkolenia i go uzyskały. Wówczas płacą dodatkowy podatek tylko w tym konkretnym roku.
Każdy żołnierz, czy to podczas szkolenia wstępnego, czy później jako rezerwista, otrzymuje żołd. Jest on raczej symboliczny dla przeciętnego obywatela odbywającego zwykłą służbę. Od 6 franków dziennie dla rekruta, przez 7,5 dla szeregowego po 17,5 dla porucznika (w Szwajcarii nie ma pensji minimalnej, ale praktycznie jest to 20-30 franków za godzinę). Od tego nie płaci się podatku. Dodatkowo rezerwiści mają państwowe ubezpieczenie od utraty dochodów, jeśli pracują zawodowo. Minimum 69 franków dziennie, albo 80 procent pensji, choć najczęściej pracodawcy sami dopłacają brakujące 20 procent i w efekcie osoba powołana na szkolenia nie traci finansowo, a nawet minimalnie zyskuje za sprawą żołdu. Dodatkowo jest objęta specjalną ochroną przed zwolnieniem z pracy.
Mitem jest natomiast to, że każdy szwajcarski rezerwista trzyma karabin i amunicję w domu. To już historia. W 2007 roku przestano wydawać amunicję do domu. Od 2010 roku dodatkowo rezerwiści mogą oddać swoją przydziałową broń na przechowanie w lokalnym komisariacie czy jednostce wojskowej. Wielu z tego korzysta. Zwłaszcza ci mieszkający w miastach. Muszą jednak raz w roku, w trakcie pozostawiania w rezerwie, odbyć obowiązkowy strzelecki trening przypominający na lokalnej strzelnicy (których w Szwajcarii jest dużo). Amunicję zapewnia państwo. Kończy się on egzaminem, na którym trzeba uzyskać odpowiednią ilość punktów. Jeśli się go nie zaliczy, to trzeba powtarzać trening i egzamin przy użyciu amunicji kupionej na własny koszt. Pod koniec swojego okresu służby w rezerwie żołnierze mogą uzyskać zgodę na zabranie swojego karabinka na własność, o ile mają pozwolenie na broń.
Całą procedurę rocznego treningu strzeleckiego pokazuje ten oficjalny filmik instruktażowy. Jest po niemiecku, ale nawet bez zrozumienia słów pokazuje w wyidealizowany sposób szwajcarskie realia i podejście do tematu. Broń i służba jako element życia.
Alternatywy, do których państwo zniechęca
Od obowiązku służby w wojsku można też uciec, wnioskując o zastępczą służbę cywilną. Nawet po odbyciu podstawowego szkolenia wojskowego. Taka możliwość obowiązuje od 1996 roku głównie z myślą o osobach sprzeciwiających się wstąpieniu do armii z powodów ideologicznych. Wcześniej czekało na nich więzienie. Służba cywilna, zazwyczaj oznaczająca takie obowiązki jak pomoc w domach spokojnej starości, szkołach czy szpitalach, trwa o połowę dłużej niż ta wojskowa. Chęć poświęcenia na nią znacznie więcej czasu jest uznawana za wystarczający dowód na ideologiczny sprzeciw wobec służby z bronią. Służba cywilna nie oznacza jednak kilku godzin pomocy w szkole co jakiś czas. Tak samo jak ta wojskowa, oznacza „mobilizowanie” na okres kilku tygodni, kiedy pracuje się tylko na rzecz społeczeństwa. Regularne wypełnianie tego obowiązku daje rabat na wspomniany wcześniej dodatkowy podatek, praktycznie go znosząc. Jeśli obywatel uchyla się też od tego obowiązku, to podatek musi płacić. Podobnie muszą płacić osoby uznane przez komisję lekarską za niezdatne do służby, czy to fizycznie, czy to psychicznie. Wyjątkiem są osoby z poważniejszymi niepełnosprawnościami.
W praktyce cały ten system oznacza, że rok w rok około 16-18 tysięcy rekrutów trafia na szkolenie podstawowe. Łącznie szwajcarska armia liczy nominalnie 146 tysięcy ludzi, ale zaledwie 9 tysięcy służy całkowicie zawodowo. To najwyższa kadra oficerska i unikalni specjaliści niezbędni do funkcjonowania wojska w czasie pokoju. Choć nawet część pilotów samolotów bojowych czy śmigłowców służy jako rezerwiści. Służbę cywilną co roku wybiera około 6 tysięcy osób. Po inwazji Rosji na Ukrainę liczbę tę uznawano za zbyt wysoką w kontekście potrzeb wojska. Trwają więc prace nad zmianami w prawie mające zniechęcać do tego wyboru zwłaszcza osoby, które już odbyły szkolenie wojskowe i część ćwiczeń rezerwy. Tak, aby wojsko nie traciło wyszkolonych rezerwistów, którzy z jakiegoś powodu uznali, że służba z bronią to jednak nie dla nich. Pojawiają się też pomysły objęcia obowiązkiem służby imigrantów, którzy uzyskali szwajcarskie obywatelstwo jako dorośli. Trwają też prace nad pomysłem uczynienia dnia informacyjnego obowiązkiem też dla kobiet, aby zwiększyć wśród nich świadomość na temat tego, czym jest służba i podnieść szansę, na ich dobrowolne wstąpienie na nią. Nie ma jednak zamiaru uczynienia służby wojskowej obowiązkiem dla pań.
Szwajcarię można więc uznać za źródło wartościowych inspiracji przy naszych polskich pracach nad reformą systemu rekrutacji i służby. Na pewno nie jest to jednak państwo, gdzie służba wojskowa jest dobrowolna. W prawie jest nawet zapisana kara więzienia za jej odmowę, choć w praktyce nie jest egzekwowana i normą jest stosowanie kary finansowej w postaci wspomnianego podatku. Przeszczepienie tych rozwiązań jeden do jednego na grunt polski nie byłoby jednak proste, ponieważ brakuje tu budowanych od dekad infrastruktury, praktyk oraz kadr. Przede wszystkim nie ma jednak społecznego poczucia, że służba wojskowa to obowiązek wobec państwa, który trzeba spełnić i odbędzie się to w sensowny sposób.