Donald Trump podczas konferencji prasowej poparł rosyjski postulat zorganizowania wyborów w Ukrainie. – Cóż, mamy sytuację, w której nie mieliśmy wyborów na Ukrainie, gdzie mamy stan wojenny. Mamy przywódcę w Ukrainie, który – nie chcę tego mówić, ale ma cztery proc. poparcia. I ma kraj, który został rozwalony na kawałki – powiedział prezydent USA.

Kontrowersyjne słowa Donalda Trumpa o Ukrainie

Trump nie powiedział, na jakie dane się powołał, ale Wołodymyr Zełenski pod koniec 2024 r. cieszył się poparciem na poziomie 52 proc. Amerykański przywódca zasugerował także, że to Ukraina jest odpowiedzialna za wywołanie wojny z Rosją. – Nigdy nie powinniście byli tego zaczynać. Mogliście się dogadać. Ja mógłbym zawrzeć umowę dla Ukrainy, która dałaby im prawie całą ziemię, wszystko, prawie całą ziemię. I nikt by nie zginął – mówił Trump.

Kontrowersyjne słowa prezydenta USA komentowali polscy politycy. – Myślę, że czasem jest bardzo wysokie ustawienie poprzeczki lub nawet takie prowokacyjne wypowiedzi, które mają na celu zmobilizować do działania – mówił w RMF FM Władysław Kosiniak-Kamysz o pierwszym wątku. Szef MON dodał, że wybory „to jest sprawa Ukrainy”. Kosiniak-Kamysz podkreślił również, że bez zgody władz w Kijowie „nie będzie efektywnego zawieszenia broni”.

Prezydent USA zasugerował, że Ukraina rozpoczęła wojnę z Rosją. Roman Giertych zabrał głos

Do drugiego wątku poruszonego przez Trumpa odniósł z kolei w mediach społecznościowych Roman Giertych. „No właśnie pisowcy. Już Lech Kaczyński w Gruzji ostrzegał, że ta nieodpowiedzialna Ukraina może kiedyś zaatakować biedną Rosję. Rozumiem, że pojutrze w Sejmie też będziecie skandować ‘Donald Trump’?” – skomentował polityk Koalicji Obywatelskiej.

Udział
Exit mobile version