Magda Sakowska, korespondentka Polsat News w USA: Skąd pomysł na przebiegnięcie Stanów Zjednoczonych od wschodniego do zachodniego wybrzeża?   

Tomasz Sobania: Zacząłem biegać, aby nie spóźniać się na pociąg w mojej małej miejscowości. Kiedy chodziłem do liceum, to codziennie jeździłem pociągiem do szkoły do Gliwic. Zawsze byłem spóźniony i żeby nie uciekł mi pociąg, to biegłem. Przebiegałem jeden kilometr z plecakiem, żeby zdążyć do szkoły i tak odkryłem bieganie. 

– Potem zacząłem biegać coraz dalej. Biegałem po całej Europie i marzyłem o tym przez około cztery lata, że kiedyś polecę do Stanów Zjednoczonych i przemierzę cały kraj. Forrest Gump również trochę mnie zainspirował i stąd wziął się pomysł na przebiegnięcie całej Ameryki.

– Nie wiem, dlaczego, ale zawsze mnie tu ciągnęło. I tak jest do tej pory. Czuję się tu bardzo dobrze. Ameryka jest dla mnie bardzo łaskawa. Poznałem tu wielu dobrych ludzi i okazało się, że od pomysłu do startu, nie znając nikogo, zajęło mi tylko rok, żeby przygotować cały bieg i wystartować.

Tomasz Sobania biegnący po ulicy w Chicago/materiał zewnętrzny

Ile w sumie masz przebiec?   

– 5200 kilometrów. Założyłem, że zrobię to w 140 dni, a przy okazji przebiegnę 125 maratonów, bo taki jest mój plan docelowy na każdy dzień, czyli 42 kilometry, czasem dzielone na dwa etapy, czasem biegnę całość z dwoma krótkimi przerwami, ale zazwyczaj biegnę 42 kilometry dziennie. 

– Mam 15 dni rezerwy, gdyby coś się stało albo gdybym po prostu chciał odpocząć. W tej chwili mam 62 maratony w 69 dni, właściwie w 68 dni, więc miałem sześć dni wolnego, a w tym czasie przebiegłem łącznie 62 maratony, ponad 2500 kilometrów. 

Jak przygotowujesz się do przebiegnięcia maratonu dzień po dniu? 

– To nie jest łatwe. Trenuję od ośmiu lat. Wcześniej też cały czas zajmowałem się sportem i wydaje mi się, że oprócz moich predyspozycji genetycznych i fizycznych, zawsze byłem dobry na długich dystansach, zawsze się regenerowałem. Bardzo ważna jest też odporność psychiczna, a także to, że mogę biegać godzinami i nie zastanawiać się, czy coś mnie boli, czy jestem zmęczony, czy pogoda dopisuje.

– Mam swój cel i jestem na nim bardzo skupiony. Mierzę kilometry, patrzę na tempo, dbam o jedzenie, o nawodnienie, skupiam się na tym, żeby robić swoje, i myślę, że to też mi bardzo pomaga, bo inaczej nie dałoby się przebiec maratonu dzień po dniu, kiedy ludzie po jednym maratonie potrzebują czasami kilku tygodni, żeby dojść do siebie. 

– Mamy również zbiórkę charytatywną w Polsce, która jest ważną częścią tego biegu. Zbieramy pieniądze na tzw. pudełko dostępności to narzędzie komunikacji alternatywnej, które pomagają w różnych miejscach komunikować się osobom z niepełnosprawnościami, które z komunikacja mają problemy. Pieniądze na pudełka dostępności zbieramy na zrzutka.pl wpisując bieg przez USA.

~ Tomasz Sobania

Ile par butów zużyjesz na przebiegnięcie Stanów Zjednoczonych?   

– Wziąłem ze sobą 12 par butów i już się do niczego nie nadają, a jestem dopiero w połowie biegu. Potrzebuję minimum 24-25 par. Nie wiem, dlaczego, ale te amerykańskie drogi są bardziej wymagające niż w europejskie. Tutaj buty szybciej się niszczą.

Tomasz Sabania biegnie przez USA

Tomasz Sabania biegnie przez USA/materiał zewnętrzny

Jak wygląda opieka nad Tobą podczas tego biegu? Masz ze sobą mały zespół. Czy ktoś cały czas cię obserwuje, żeby w razie potrzeby przyjść z pomocą? 

– Nie są ze mną cały czas, bo muszę robić zakupy, tankować. Zazwyczaj dostaję trasę od nich na cały dzień. Na trasie są zaznaczone dwa przystanki. Na przykład po 18 kilometrach jest pierwszy przystanek i wiem, że mój zespół będzie na mnie tam czekał. A potem jadą dalej, ja biegnę i spotykamy się na drugim przystanku. Ale jeśli coś się dzieje, zawsze mogę do nich zadzwonić. 

– Na szczęście nie było jeszcze żadnej niebezpiecznej sytuacji, jednak teraz będę biegł przez Nowy Meksyk, przez Arizonę, będę biegł po pustych drogach. Mogą tam być grzechotniki, skorpiony, nigdy nie wiadomo, czy coś się nie stanie. 

Biegniesz raczej bocznymi drogami, unikasz autostrad? 

– Zdarzało mi się biec autostradą, co zawsze jest traumatycznym przeżyciem. Trzy pasy, wielkie, amerykańskie ciężarówki, a ja jestem zepchnięty na pobocze i biegnę w kamizelce odblaskowej. Teraz biegnę Route 66, która w najgorszym przypadku jest dwupasmową drogą w każdym kierunku i nie ma na niej dużego ruchu. 

– Są też takie fragmenty Route 66, gdzie naprawdę nie ma nikogo. To jest dla mnie ciekawe doświadczenie. W każdym razie nie ma na niej dużego ruchu, jest bezpieczniej, a poza tym to droga historyczna, wyjątkowa, na której jest wiele ciekawych miejsc.

A czy nie miałeś momentu zwątpienia, kiedy pomyślałeś, że nie dasz rady dobiec na zachodnie wybrzeże, że chcesz zrezygnować.  

– Nigdy nie myślałem, że przestanę, bo jestem tak głęboko przekonany, że to zrobię, że muszę to zrobić, że już poświęciłem tak wiele. Jednak często zastanawiałem się, czy w ogóle warto, czy warto tak ciężko pracować, tak bardzo cierpieć.

Tomasz Sobania biegnący z polską flagą przed Kapitolem w Washingtonie

Tomasz Sobania biegnący z polską flagą przed Kapitolem w Washingtonie /materiał zewnętrzny

Do tej pory, czy była jakaś nieoczekiwana przygoda, trudność? 

– Pierwszy raz miałem blokadę stawu. Wcześniej tylko o tym słyszałem. To zabieg, który polega na wstrzyknięciu przez chirurga środka przeciwbólowego i przeciwzapalnego. I to naprawdę blokuje przekazywanie impulsów, sygnałów nerwowych do mózgu. Co ciekawe, przebiegłem 2 tys. kilometrów i najbardziej bolało mnie ramię. Ale miałem poważny problem, nie mogłem spać w nocy, żadne zabiegi fizjoterapeutyczne mi nie pomagały. I w końcu, w St. Louis, dostałem zastrzyk i teraz znowu mogę biegać. 

– Niestety, wygląda na to, że zawodowy sport nie jest zdrowy i czasami trzeba coś poświęcić w imię celu. Mam tylko nadzieję, że później nie będzie żadnych trwałych problemów. Poza tym po drodze były inne rzeczy, takie jak góry w Pensylwanii, które ciągnęły się przez dobre trzy tygodnie. W Europie przebiegłbym przez trzy lub cztery kraje, a tutaj wciąż byłem w tym samym stanie. 

A który ze stanów podobał ci się najbardziej? 

– Najbardziej podobało mi się Illinois, bo poznałem tam tak wielu dobrych ludzi. Polacy w Chicago to ludzie, bez których ten wyścig by nie istniał. Kiedy zaczynałem bieg w Nowym Jorku, to naprawdę nie mogłem się doczekać Chicago i zostałem tam przyjęty jak król. Przebiegłem całe miasto w policyjnej eskorcie. Zablokowaliśmy połowę miasta. 

– Sześć radiowozów, ja i grupa biegaczy polsko-amerykańskich przebiegliśmy przez centrum miasta do polskiego konsulatu, gdzie odbyło się spotkanie. Illinois było cudowne, byłem bardzo wdzięczny. Wiele działo się w Waszyngtonie. Dostałem amerykańską flagę, która powiewała nad Kapitolem. Teraz mam certyfikat, który potwierdza, że ta flaga została mi podarowana w uznaniu mojej odwagi i determinacji.

Tomasz Sobania z kongresmenem Johnem Rutherfordem

Tomasz Sobania z kongresmenem Johnem Rutherfordem/materiał zewnętrzny

Powiedziałeś, że nazywają cię polskim Forrestem Gumpem. W filmie ludzie dołączali do Forresta Gumpa i biegli razem z nim. Tobie też się to przydarza?   

– Im mniejsza miejscowość i bardziej wiejski obszar, tym większą sensację wzbudzam. Gdy biegnę, noszę koszulkę z napisem „Możesz więcej, niż myślisz”. To moje motto. Motto tego biegu. Mam też pick-upa i 10-metrową przyczepę, która jest pokryta informacjami o wyścigu. Bardzo często ludzie zatrzymują się i pytają. Muszę powiedzieć, że zwłaszcza w Illinois większość ludzi zatrzymywała się i pytała mnie, czy potrzebuję wody lub jaki to rodzaj akcji, albo po prostu do mnie machali. 

– Kiedyś pani, która jest również biegaczką, zobaczyła nasz kamper, podeszła do mnie i przywitała się. Dwa dni później pobiegła ze mną. Wzięła swoją przyjaciółkę i przebiegła ze mną 15 kilometrów. Powiedziała mi też coś bardzo ważnego, co powtarzam sobie od tamtej pory, że kiedy jest ciężko, musisz pomyśleć, że to prawdziwy przywilej móc robić coś takiego.

Jaki jest cel tej podroży przez USA? Chodzi tylko o to, żeby sobie coś udowodnić, pokonać kolejną granicę wytrzymałości? 

– Pochodzę z małego miasteczka na Śląsku, z miasteczka Toszek. Jako dziecko patrzyłem na świat wokół mnie. Brałem globus do ręki i patrzyłem na wszystkie miejsca, do których chciałbym dotrzeć i marzyłem, że pewnego dnia tak się stanie. Dla mnie bieganie to zobaczenie świata, zrobienie czegoś ważnego, inspirowanie ludzi do zrobienia więcej niż uważają za możliwe. 

– Mamy również zbiórkę charytatywną w Polsce, która jest ważną częścią tego biegu. Zbieramy pieniądze na tzw. pudełko dostępności. To narzędzie komunikacji alternatywnej, które pomagają w różnych miejscach komunikować się osobom z niepełnosprawnościami.

– Kiedyś, gdy biegłem do Rzymu, moją misją było nie tylko dobiegnięcie, ale także spotkanie z papieżem i wręczenie mu listu od dziewczynki, która chorowała na raka i chciała się z nim spotkać, ale nie mogła, więc napisała list do papieża. Wziąłem ten list i po 38 dniach biegu spotkałem papieża i dałem mu list. 

– Zebraliśmy pieniądze dla dziewczynki i po roku rehabilitacji poleciała z mamą do Rzymu i spotkała się z papieżem. Teraz jest zdrowa. Nadal utrzymuję kontakt z Hanią, panią Basią i ich rodziną.

Bieg zakończysz w Kalifornii? 

– Z Phoenix w Arizonie biegnę do San Diego w Kalifornii, bo tam jest baza Navy Seals i mają do mnie dołączyć i kawałek ze mną przebiec. A potem biegnę do Los Angeles, do Griffith Astronomical Observatory, i tam zakończę bieg. 

– Wybrałem to miejsce, bo gdy rok temu tam byłem, to zobaczyłem widok z moich dziecięcych marzeń – widok pięknego, dużego, jasnego miasta i chcę tam zakończyć bieg. To będzie jak spełnienie marzenia. 

Rozmawiała Magda Sakowska

Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage – polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!

Udział
© 2024 Wiadomości. Wszelkie prawa zastrzeżone.