Wystarczy spojrzeć na ostatni sondaż, który opublikowała w czwartkowy wieczór telewizja ZDF. Wynika z niego, że najsilniejszym ugrupowaniem będą chadecy z CDU i CSU, którzy mogą liczyć na 28-procentowe poparcie. To spadek o 2 punkty procentowe w porównaniu do ubiegłego tygodnia.
Skrajnie prawicowa AfD może liczyć na 21 procent głosów, co oznacza, że populiści zyskali 1 procent. SPD – lewicowa partia kanclerza Olafa Scholza wciąż utrzymuje się na tym samym poziomie z 16-procentowym poparciem. Dokładnie w takiej samej sytuacji są Zieloni, którzy niezmiennie zdobywają w sondażach 14 procent.
Ostatni sondaż jest korzystny dla postkomunistycznej lewicy Die Linke, która może liczyć na 8 procent głosów, o 1 procent więcej niż tydzień temu. Najbliższe godziny będą bardzo nerwowe dla dwóch niemieckich partii, które są na granicy progu wyborczego. To liberałowie z FDP i skrajna lewica Sary Wagenknecht. Obie partie według ostatniego sondażu mają w tej chwili 4,5-procentowe poparcie.
Ale nie same liczby są najważniejsze w tej układance. Czwartkowy sondaż pokazuje, że jeżeli podobnie wyglądać będą ostateczne wyniki niedzielnych wyborów, trudne może okazać się tworzenie koalicji, choćby chadeków z socjaldemokratami, czyli tzw. dużej koalicji.
Problemem jest też duża niewiadoma co do niezdecydowanych wyborców – prawie 30 procent wyborców nie wie, na kogo postawi w niedzielę krzyżyk.
Niemcy. „Speed dating” przed wyborami
O tym, że chadecy i socjaldemokraci mimo ostrej walki wyborczej uśmiechają się do siebie, wiadomo nie od dziś. Taka koalicja jeszcze tydzień temu arytmetycznie wydała się realna. Dziś jednak obu partiom nie wystarczy głosów w parlamencie, by stworzyć tzw. wielką koalicję. Christian Lindner, szef niemieckich liberałów, który do listopada był w rządowej koalicji, proponuje, by stworzyć tzw. niemiecką koalicję (czarno-żółto-czerwoną), choć nie do końca wiadomo, czy liberałom uda się w ogóle wejść do Bundestagu. Koalicję z zielonymi wykluczają chadecy z Bawarii. Rozmów koalicyjnych ze skrajnie prawicową AfD odmawiają wszystkie partie.
Wysyp debat wyborczych i ogromna polaryzacja
W niemieckiej historii debaty wyborcze zawsze miały istotne miejsce, ale tegoroczne wybory to cała seria debat. Kandydaci rozmawiają ze sobą, z wyborcami w studiu, w mediach społecznościowych.
W czwartek odbył się ostatni pojedynek liderów największych partii. Przez 90 minut odpowiadali na pytania dotyczące migracji, polityki społecznej, Bundeswehry i powrotu do obowiązkowej służby wojskowej, energii i sytuacji gospodarczej. Ta debata pokazała, jak bardzo spolaryzowana jest niemiecka scena polityczna, bo liderzy ugrupowań przez dużą część debaty przekrzykiwali się do tego stopnia, że prowadzący musieli im zwracać uwagę na fakt, że telewidzowie ich nie rozumieją.
Wybory w Niemczech. Ostatnie spotkania
W czasie, gdy w studiu toczyła się debata, kanclerz Olaf Scholz i jego największy rywal Friedrich Merz brali udział w przedostatnich spotkaniach z wyborcami. Lider socjaldemokratów był dziś w Dolnej Saksonii, kandydat chadeków pojawił się w Berlinie.
Szef niemieckiego rządu ostrzegał dziś przed koalicją CDU/CSU ze skrajnie prawicową Alternatywą dla Niemiec. Jego spotkanie zakłócone dziś zostało przez propalestyńskich demonstrantów. Friedrich Merz ostrzegał, że sytuacja geopolityczna zmieniła się na tyle, że z dużym prawdopodobieństwem Europa sama będzie musiała zadbać o własne bezpieczeństwo. Wykluczył także koalicję i jakąkolwiek współpracę z AfD, podkreślając, że jeśli po wyborach partie środka nie znajdą sposobu na współpracę, w roku 2029 Niemcy mogą znaleźć się w trudnej sytuacji, a władza może trafić w ręce niebezpiecznych populistów.
O głosy wyborców niemieckie partie walczyć będą do samego końca, bo w Niemczech nie ma ciszy wyborczej. Lokale wyborcze zamknięte zostaną dokładnie o godz. 18:00. Wtedy też główne stacje telewizyjne zaprezentują pierwsze wyniki sondażowe. Godzinę później zaczną pojawiać się pierwsze cząstkowe wyniki. Tutejsze partie przygotowały już wieczory wyborcze w centralach swoich ugrupowań w Berlinie.