Maj 2024 r. Do redakcji Gazeta.pl zgłasza się pani Agata*. Prosi o interwencję w sprawie biegłego ortopedy, 55-letniego Macieja G., który wydaje opinie dla sądów w Wielkopolsce i na Mazowszu. W przesłanym nam e-mailu kobieta zarzuca biegłemu wręcz „niegodziwość” wobec chorych osób. Twierdzi jednocześnie, że takich pacjentów jak ona jest więcej.

Zobacz wideo Aborcja a sprawa polska? Amerykańska też!

Pani Agata od 2014 r. jest na rencie, ma orzeczony drugi stopień inwalidzki w związku z chorobą obu barków. Przed 11 laty doznała poważnego urazu stawów ramiennych podczas podnoszenia ciężkich segregatorów w urzędzie, w którym pracowała. Sąd potwierdził potem, że był to wypadek przy pracy.

Ponad dwa lata temu wystąpiła do ZUS-u o jednorazowe odszkodowanie i podwyższenie renty o 50 proc. W grudniu 2022 r. została w związku z tym skierowana na dwa badania przez dwa różne sądy w Warszawie do tego samego biegłego ortopedy, Macieja G., zaplanowane w odstępie kilkunastu dni.

Podczas pierwszego badania okazało się, że Zakład Ubezpieczeń Społecznych nie przekazał biegłemu całości akt pacjentki. – Lekarz zaczął na mnie krzyczeć i niedorzecznie twierdzić, że to ja nie dostarczyłam dokumentacji medycznej z ZUS i zapewne powyrywałam strony z akt rentowo-medycznych – relacjonuje pani Agata. Badanie miało przebiegać w bardzo nerwowej atmosferze i zostać bardzo szybko przerwane. Biegły miał nawet nie przeprowadzić u pacjentki wywiadu, a badanie fizykalne w ogóle miało się nie odbyć.

Drugie badanie po kilkunastu dniach miał przeprowadzić, jak przekonuje pani Agata, zupełnie inny mężczyzna, także podający się za Macieja G.

Maciej G. stwierdził w wydanej potem opinii, że do utraty zdolności pani Agaty do pracy wcale nie przyczynił się wypadek z 2013 r. Napisał też, że nie mógł ocenić siły mięśniowej pacjentki ze względu na „brak współpracy”. Kobieta tłumaczy natomiast, że lekarz podczas drugiego badania wcale nie badał ruchomości jej barków, a jedynie poprosił o położenie się na kozetce i podnosił jej nogi. 

– Byłam badana ponad 40 razy przez orzeczników ZUS, biegłych sądowych, i nigdy nie spotkałam się z takim zachowaniem lekarza. Zawsze współpracuję z lekarzami, gdybym robiła odwrotnie, szkodziłabym tylko sobie – zaznacza pani Agata. 

– W krótkim terminie na przełomie lutego i marca przyszły do mnie niemalże jednakowo napisane negatywne opinie, w tym samym szymelku, z tymi samymi błędami. Jedna była napisana na 10 stron, a druga na siedem i obie podpisane przez jednego biegłego – wskazuje kobieta. Zdaniem pani Marty obie były pisane pod ustaloną z góry tezę, zawierały nieprawdziwe informacje i nieprawidłowe wnioski. Biegły miał też nie odnosić się wcale do poprzednich wyników badań pacjentki. 

Biegły wystawił sądom dwa rachunki za sporządzenie dwóch opinii – wynikało z nich, że spędził na ich sporządzeniu odpowiednio po 20 godzin. Do tego kilkadziesiąt złotych dodatkowych kosztów (np. wynajęcie gabinetu, natomiast badania powinny odbywać się siedzibach sądów). Łącznie opinie ws. pani Agaty kosztowały sądy blisko dwa tys. zł. 

Pani Agata zgłosiła sprawę „dwóch biegłych” do prokuratury. I choć przedstawiła np. próbki pisma lekarza z obu badań, prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa. Twierdziła, że zarzuty pani Agaty są „gołosłowne i niepoparte żadnymi dowodami”. Decyzję prokuratury podtrzymał potem sąd.

Maciej G. podkreślał w wyjaśnieniach przekazanych sądowi, że oba badania przeprowadzał osobiście. Zaznaczył, że nie rozumie, dlaczego pani Agata twierdzi, że było inaczej, i przekonywał, że na pewno jego wersję potwierdziłoby badanie grafologiczne. Wskazał, że zawsze, bez wyjątku, sam przeprowadza badania i sam przygotowuje opinie. 

Kobieta zaczęła przyglądać się sprawie biegłego. Nawiązała kontakt z kilkunastoma osobami, które czuły się pokrzywdzone opiniami wystawionymi przez Macieja G. 

Kilka z tych osób zgodziło się z nami porozmawiać. Relacje naszych rozmówców są w kluczowych kwestiach dość podobne: zarzucają Maciejowi G. nie tylko pobieżne badania, lecz także niestaranne przygotowywanie opinii, a nawet przytaczanie faktów, które nigdy się nie wydarzyły.

„Ten człowiek pisze wyroki”

Pan Paweł* jest po operacji kręgosłupa i bioder, spotkał się z Maciejem G. w ciągu kilku lat dwukrotnie. – Za pierwszym razem doszedł do wniosku, że jestem zupełnie zdolny do pracy. Stał przed nim podobno zdrowy facet – mówi mężczyzna. Jak zaznacza, sąd odrzucił potem opinię biegłego.

Po kilku latach znów się spotkali, gdy pan Paweł odwoływał się od decyzji o odebraniu karty parkingowej dla osób z niepełnosprawnościami. – Mam problemy z chodzeniem, kręgosłup mi bardzo dokucza. Mogę przejść najwyżej kilkaset metrów. Do tego jeszcze niewydolność serca – mówi. 

Biegły napisał w swojej opinii, że pan Paweł ma rzeczywiście problemy z chodzeniem, ale nie są one na tyle poważne, by przyznano mu kartę parkingową. Dodał też, że pan Paweł może pracować na stanowisku dostosowanym do potrzeb i możliwości. 

Pan Paweł twierdzi, że po przeczytaniu opinii przez kilka dni nie mógł dojść do siebie. Zarzuca biegłemu, że badanie było niestaranne, podobnie jak sama opinia. Podkreśla, że lekarz nie pochylił się wystarczająco nad historią jego chorób i zgromadzonymi wynikami badań. – Ten człowiek pisze wyroki, zamiast rzetelnie przedstawiać stan zdrowia pacjenta – uważa mężczyzna. 

„Badanie było pobieżne”

Pani Marta* w opinii od Macieja G. przeczytała, że mimo wieloletnich problemów z biodrem, odcinkiem kręgosłupa szyjnego i lędźwiowego nie ma trudności z poruszaniem się. – Napisał w opinii, że zdejmowałam spodnie, że wręcz stałam na jednej nodze. To nieprawda. Wcale nie kazał mi zdejmować spodni podczas wizyty, zdjęłam buty i skarpetki. Badanie było pobieżne – mówi mi kobieta. 

Twierdzi, że nie może wykonywać pracy biurowej, bo siedzenie sprawia jej ból. Zaznacza jednak, że biegły wcale o tę kwestię nie dopytywał. 

Zdaniem pani Marty opinia przygotowana przez biegłego była błędna, niestaranna, miejscami miał wręcz przeczyć sam sobie. Biegły miał wręcz zarzucać pacjentce, że próbowała go oszukać, by wyłudzić rentę. Biegła neurolożka, jak wskazuje pani Marta, stwierdziła natomiast, że renta ewidentnie się należy.  

„Badanie na odwal się”

Pan Dawid* ma stwierdzony umiarkowany stopień niepełnosprawności ze względu na bóle kręgosłupa w odcinku lędźwiowo-krzyżowym. Kilka lat temu przeszedł też operację dyskopatii. 

Pracuje fizycznie na niepełny etat. Ból nasila się czasem już po trzech-czterech godzinach pracy, a siedem jest już nie do zniesienia. Praca jest stojąca, więc dochodzą bóle mięśni stóp, łydek, uczucie ciężkich nóg. Mężczyzna nie może dźwigać ciężkich przedmiotów. Z powodu trwających blisko 20 lat problemów z bólem popadł też w depresję. W końcu złożył wniosek o rentę.

– Badanie było lakoniczne, wręcz przeprowadzone na „odwal się”. Biegły kazał mi np. położyć się na kozetce, złapał mnie za kolano i poruszał nim w lewo i prawo – opowiada mężczyzna. Twierdzi, że nie rozbierał się w gabinecie, choć biegły napisał potem w opinii, że pacjent zdejmował ubranie. Maciej G. nie stwierdził potem ani częściowej, ani całkowitej niezdolności do pracy.

Inny biegły ortopeda ocenił jednak kilka miesięcy wcześniej, że u pana Dawida występuje niepełnosprawność w stopniu umiarkowanym. Zaznaczył, że szanse na odzyskanie pełnej sprawności są praktycznie równe zeru. – Niektórym lekarzom wydaje się, że ludzie wyłudzają rentę. A przez to wielu ludzi będzie cierpiało – mówi pan Dawid.

„Sytuacje, które wcale się nie wydarzyły”

Pani Marlena* trafiła do biegłego we wrześniu 2022 r. Sprawa przed sądem dotyczyła przyznania renty. Kobieta przepracowała ponad 30 lat w ochronie zdrowia, od ponad dwóch lat jest na zwolnieniach. Zaznacza, że nie spotkała się do tej pory z tak mało empatycznym podejściem ze strony lekarza. 

– W opinii opisane zostały sytuacje, które wcale się nie wydarzyły. Lekarz napisał np., że dotykam ręką łopatki, choć wcale tego nie sprawdzał. Poza tym w moim przypadku nie byłoby to możliwe. Ocenił też, że wykonuję zamaszyste ruchy obydwiema rękami, a przecież nie kazał mi nimi wymachiwać. Z prawą bym sobie poradziła, zdecydowanie gorzej jest z lewą – mówi. 

W pewnym momencie w trakcie wizyty kobiecie wypadły z torebki klucze. Jak relacjonuje, przytrzymując się krzesła, ukucnęła, by je podnieść. –  Biegły napisał potem w opinii, że kucam bez problemu. Ocenił też, że sprawnie podaję dokumenty. Trudno nie podać sprawnie dokumentów osobie siedzącej naprzeciwko – mówi pani Marlena.

Maciej G. ocenił, że pani Marlena może pracować w swoim zawodzie. Innego zdania była, jak mówi kobieta, biegła neurolożka, która uznała panią Marlenę za częściowo niezdolną do pracy. 

Ostatecznie wycofała dokumenty z sądu. Do emerytury zostało jej trzy lata, stwierdziła, że nie chce już walczyć. Tak poradził jej też psychiatra. 

„Wizyta odbiegała od jakichkolwiek standardów”

Pani Daria* pracowała jako pielęgniarka, od 2009 r. była na rencie w związku z wypadkiem. Przed trzema laty komisja ZUS-owska uznała kobietę za zdolną do pracy. Sprawa trafiła do sądu. 

 – Ta wizyta odbiegała od jakichkolwiek standardów. Głównie polegała na obserwacji, czy umiem się sama rozebrać i ubrać. W opinii przeczytałam potem, że postawiłam nogę na kozetce, zakładając buty, co było nieprawdą. Biegły napisał, że moje mięśnie nie mają patologicznych zgrubień, choć tak naprawdę ledwo zjechał dłońmi po moich ramionach – opowiada.

– Do wcześniejszych opinii innych lekarzy odnosił się tylko w tych kwestiach, które były dla mnie niekorzystne. Nie jestem w stanie funkcjonować bez leków przeciwbólowych. Próbowałam mówić, jakie leki zażywam, ale w ogóle nie znalazło się to w opinii. W opinii uzupełniającej napisał potem, że wcale nie potrzebuję tak silnych leków, wystarczy paracetamol – dodaje.

Jak twierdzi pani Daria, Maciej G. wcale nie pytał też o dokumentację obrazową, którą pacjentka miała przy sobie na płytach. W końcu sama zaproponowała, że je mu da, gdy oznajmił koniec wizyty. Pani Daria zaznacza, że kilka lat wcześniej biegli z Krakowa orzekli, że dożywotnio utraciła możliwość wykonywania swojego zawodu.

„Sąd sam widzi, że coś jest nie tak”

Pan Daniel* ostatnich kilkanaście lat przepracował na lotnisku. Stwierdzono u niego przepuklinę kręgosłupa z naciskiem na rdzeń kręgowy, a także chorobę zawodową barku. Zawnioskował o rentę z tytułu częściowej niezdolności do pracy, a także o świadczenie rehabilitacyjne, które odebrano mu w trakcie pandemii. 

– Maciej G. napisał, że jestem zdolny do pracy, choć lekarze medycyny pracy mnie do niej nie dopuszczają, właśnie ze względu na stan zdrowia – zaznacza.

Jak dodaje pan Daniel, sąd w jego sprawie wyznaczył już trzeciego biegłego. – Sąd sam już widzi, że coś jest nie tak, że jeśli ktoś ma bardzo dużą przepuklinę, to przecież nie może pracować fizycznie. Tym bardziej że moja praca wiązała się ze sporym obciążeniem kręgosłupa – mówi. 

„Jestem zdruzgotana”

Pani Beata* w dzieciństwie miała operowany kręgosłup w związku ze skoliozą. Przez lata było dobrze, ale posypał się po raku piersi i po mastektomii. Kobieta zaznacza, że cierpi z powodu przewlekłego bólu, nawet przejście 200 metrów jest dla niej sporym problemem. Domowe czynności musi przerywać, by się położyć lub wręcz korzystać z pomocy innych osób. Nawet siedzenie przez dłuższy czas kończy się bólem. Złożyła wniosek o rentę, sprawa znalazła się w sądzie.

– Jestem zdruzgotana opinią biegłego, znalazło się w niej zupełnie coś innego niż to, na co się skarżę. Napisał np., że kciukiem dotykam łopatki. To prawda, jednym kciukiem tak, ale drugim już nie, bo po mastektomii mam problemy z ręką – relacjonuje.

– Pisał, że mam zamaszyste ruchy, choć ta ręka jest przecież niesprawna. W pewnym momencie kazał mi się położyć i zaczął mi wyginać nogi, w kółko nimi kręcić. Syknęłam z bólu, bo mam duży problem z okolicą biodrowo-lędźwiową. „Kolana panią bolą?” – zapytał. Powiedziałam, że nie, chodzi o biodra. W opinii zaczął potem rozpisywać się o kolanach, a te akurat mam sprawne – dodaje. 

Biegły uznał, że pani Beata nie jest całkowicie ani częściowo niezdolna do pracy. Napisała odwołanie. „Nie jestem symulantem i oszustem” – podkreśliła. Sąd uwzględnił wniosek i zgodził się na powołanie drugiego biegłego. 

– Dr G. uważa, że jestem zdrowa, a tymczasem ostatnio szczęśliwie zaczynam trafiać na lekarzy, którzy tylko po spojrzeniu na zdjęcie RTG mojego kręgosłupa od razu są w stanie określić, co gdzie i dlaczego mnie boli – mówi pani Beata.

„Opinia niepełna, nierzetelna i niefachowa”

Pani Edyta* złożyła wniosek o sprostowanie protokołu powypadkowego. Sprawa miała związek ze zdarzeniem, do którego doszło w pracy – uraz kolana w trakcie dźwigania ciężkich akt.

Do samego badania biegłego nie miała zastrzeżeń. Jednak sama opinia, jak mówiła, ją „poraziła”. – Była niepełna, nierzetelna i niefachowa, lekarz zaczął wręcz tworzyć nowe fakty. Napisał, że już wcześniej miałam uraz kolana, co wcale się nie wydarzyło. Nie uwzględnił w opinii tego, co mówiłam o silnym bólu, o problemach z chodzeniem, szczególnie po schodach –  opowiada pani Edyta.

– Z przedstawionych badań wybierał fragmenty, a nie odnosił się do całego wyniku. Pomijał ważne szczegóły. Pisał, że smarowałam sobie kolano po prostu maścią, a ja wspominałam mu przecież o kompresach i zastrzyku przeciwbólowym. Pominął ważny fakt, że w wyniku urazu doszło do odwarstwienia fragmentu okostnej. Nie dopytywał wcale o to, jak ciężkie były akta, które dźwigałam – dodaje. Złożyła zastrzeżenia do opinii. W sprawie wyznaczono drugiego biegłego.

„Wydana opinia jest częściowo sprzeczna z dokumentacją lekarską”

Niezależnie od rozmów z osobami, które mają zastrzeżenia do Macieja G., przejrzeliśmy też kilkadziesiąt orzeczeń w innych sprawach, w których opinie wydawał ten biegły. 

Bez wątpienia Maciejowi G. nie można zarzucić, że zawsze przygotowuje niekorzystne dla pacjentów opinie. Natrafiliśmy na sprawy, w których pacjenci nie składali zastrzeżeń do jego ocen. W niektórych przypadkach Maciej G. przyznawał wprost rację chorym osobom w kwestii ich roszczeń (np. w zakresie stwierdzenia stopnia niepełnosprawności lub przyznania świadczenia rehabilitacyjnego). Są też sprawy, w których to ZUS nie zgadzał się z wnioskami lekarza. 

Były jednak i na takie przypadki, w których występują poważne zastrzeżenia badanych osób. Przypominają te, o których słyszeliśmy od naszych rozmówców. Zdarzało się, że sądy wprost krytykowały wnioski biegłego ortopedy. 

Sprawa 1: Sąd odrzucił opinię Macieja G. Sędzia zaznaczył wtedy wprost, że wnioski biegłego „pozostają w sprzeczności z trzema pozostałymi opiniami wydanymi przez innych biegłych w tej sprawie”. „Wydana opinia jest zatem częściowo sprzeczna z dokumentacją lekarską ubezpieczonego, niepełna i jako taka nie mogła stanowić podstawy do rozstrzygnięcia w sprawie” – wynika z wyroku.

Sprawa 2: Sąd nie wziął wniosków Macieja G. pod uwagę. „Biegły nie uzasadnił w sposób wyczerpujący, aby odwołująca w jakimkolwiek okresie odzyskała zdolność do pracy. (…) W ocenie Sądu nie zaszła aż tak daleko idąca poprawa stanu jej zdrowia, aby uznać ją ponownie za zdolną do wykonywania pracy zarobkowej” – czytamy. Pacjentka wskazywała, że czas poświęcony przez Macieja G. na wykonanie badania i przeanalizowanie dokumentacji medycznej był niewystarczający. Biegły odrzucał tę krytykę. Maciej G. podkreślał, że „w trakcie ubierania i rozbierania się przez badaną dokładnie obserwował sposób i wykonywanie tych czynności”.

Sprawa 3: W kwestii zasiłku chorobowego opinie wydało dwóch biegłych, w tym Maciej G. Pacjentka zarzuciła Maciejowi G., że pobieżnie przeprowadził badanie i „zastosował błędną metodologię”. Sąd uznał wtedy jednak, że „to tylko polemika z biegłym i niekorzystnymi dla strony ustaleniami”. Przyjął też wyjaśnienia Macieja G. co do tego, jak przebiegała wizyta.

Sprawa 4: Pacjentka w zastrzeżeniach do opinii Macieja G. „wskazała szereg zarzutów, które koncentrowały się na akcentowaniu sprzeczności wniosków biegłego z tym, co wynika z dokumentacji medycznej”. Sąd uważał jednak, że krytyka ze strony kobiety jest bezpodstawna.

Sprawa 5: Pacjentka nie wnosiła zastrzeżeń do opinii kardiologa, endokrynologa i internisty. Uwagi zgłaszała tylko do opinii Macieja G. Pisała, że z opinii biegłego „wyłania się obraz ciała niemalże wysportowanej nastolatki, niemalże bez uszczerbku na zdrowiu”. Zarzucała, że opinia jest niesprawiedliwa i nieadekwatna do zaawansowanych zmian zwyrodnieniowych. Sąd nie przyznał kobiecie racji. Wskazał, że biegły opisał w opinii wszystkie jej schorzenia.

Siedem skarg na Macieja G.

Biuro Prasowe Wielkopolskiej Izby Lekarskiej w Poznaniu przekazało nam, że w latach 2001–2023 toczyło się łącznie siedem postępowań dotyczących skarg na Macieja G. Wszystkie zakończyły się umorzeniem lub odmową wszczęcia postępowania. 

„Sprawy dotyczyły: nieprawidłowego leczenia ortopedycznego (trzy sprawy), udostępnienia dokumentacji medycznej instytucji nieuprawnionej (jedna sprawa), sporządzenia opinii przez lekarza jako biegły sądowy (trzy sprawy)” – poinformowano nas.

Zwróciliśmy się o przesłanie skanów wszystkich siedmiu postanowień Okręgowego Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej. Przesłano nam jedno postanowienie i wytłumaczono, że akta pozostałych spraw zostały zniszczone lub trafiły do archiwum. 

W sprawie analizowano zarzuty pacjentki, która skarżyła się, że Maciej G. miał wydać opinię w jej sprawie bez przeprowadzenia osobistego badania. Lekarz zaprzeczał.

„W badaniu uczestniczyli jedynie lekarz oraz pacjentka, a ich relacje są ze sobą sprzeczne” – stwierdził rzecznik odpowiedzialności zawodowej. Dodał, że „jest to sytuacja na zasadzie 'słowo przeciwko słowu’, której nie da się zweryfikować obiektywnie ze względu na brak dowodów”. 

Uznano w związku z tym, że zgodnie z obowiązującymi przepisami należy ją tłumaczyć na korzyść obwinionego. W dokumencie wskazano także, że izba lekarska nie może oceniać opinii biegłego, bo to należy wyłącznie do sądu, który tę opinię zlecił. 

Rzecznik sądu, w którym Maciej G. wpisany jest na główną listę biegłych, przekazał nam, że wpłynęły do tej pory cztery skargi. Trzy były złożone przez tę samą osobę, która miała zastrzeżenia do przeprowadzania badań. W czwartej skarżący nie zgadzał się z wnioskami w opinii i domagał się wręcz dyscyplinarnego zwolnienia Macieja G.

W stanowisku z czerwca ubiegłego roku, do którego dotarliśmy, prezes tego sądu zaznaczał, że „nie stwierdził, aby biegły nienależycie wykonywał swoje obowiązki”. „Opinia biegłego sądowego nie jest wiążąca dla orzekającego sądu. Sąd może zarówno zaakceptować opinię biegłego, jak i ją odrzucić, jeśli uzna, że została wydana nieprawidłowo lub nieodpowiednio uwzględnia okoliczności sprawy” – czytamy. 

– To sąd decyduje, czy przychyla się do opinii lekarza, czy też nie. Izby nie mają narzędzi do tego, by naciskać na sędziów, podważać status biegłego lub nadzorować treść opinii. Kroki mogłyby zostać przez nas podjęte tylko wtedy, gdyby lekarz dopuścił się np. jakiegoś rażącego zaniedbania, błędu medycznego – potwierdza w rozmowie z Gazeta.pl Iwona Kania z Naczelnej Izby Lekarskiej.

Ponad 300 tys. zł rocznie dla biegłego

Z naszych ustaleń wynika, że w ostatnich latach Maciej G. wydawał najwięcej opinii dla Sądu Okręgowego Warszawa-Praga, Sądu Rejonowego Warszawa-Praga Południe, Sądu Okręgowego i Sądu Rejonowego w Koninie, Sądu Okręgowego i Rejonowego w Kaliszu. Zdarzało mu się też współpracować m.in. z Sądem Rejonowym w Turku, Sądem Apelacyjnym w Warszawie i Sądem Okręgowym w Łodzi.

W ubiegłym roku sądy wypłaciły Maciejowi G. łącznie co najmniej 313 tys. zł. 

W 2022 r. było to z kolei co najmniej 316 tys. zł, w 2021 r. – 314 tys. zł, w 2020 r. – 276 tys. zł, w 2019 r. – 223 tys. zł, a w 2018 r. – 229 tys. zł.

Co najmniej, bo nie wszystkie z nich udostępniły nam dane dotyczące przekazywanych biegłemu wynagrodzeń. Odmówił nam Sąd Rejonowy Warszawa-Praga Południe, dla którego na przestrzeni lat Maciej G. wydał opinie w ok. 300 sprawach. 

Biegli są wynagradzani na podstawie stawek określonych w rozporządzeniu Ministra Sprawiedliwości. W ubiegłym roku podstawowa stawka godzinowa dla biegłego, który nie ma tytułu doktora ani profesora, wynosiła od 22,9 do 32,39 zł. Stawka może być też podwyższona o 50 proc., jeśli dana sprawa jest wyjątkowo złożona, co dawało w tym wypadku nieco ponad 48 zł.

Biegły może być też wynagradzany na podstawie stawki ryczałtowej. Za określenie stopnia niepełnosprawności lub niezdolności do pracy przysługiwało w ubiegłym roku od ok. 130 do ok. 530 zł.

Przykładowo: Sąd Okręgowy w Płocku w ubiegłym roku wykonał Maciejowi G. ok. 130 przelewów na kwoty od ok. 160 zł do ok. 1,4 tys. zł. Średnio dawało to ok. 523 zł. Jeśli chodzi o Sąd Okręgowy Warszawa-Praga, było to ok. 90 przelewów (średnio ok. 522 zł).

3 września zwróciliśmy się do Macieja G. w obszernym e-mailu o komentarz. Pytaliśmy m.in. o to, jak odnosi się do zarzutów ze strony części pacjentów. Poprosiliśmy o odpowiedź do 13 września. Zadeklarowaliśmy, że możemy poczekać na nią dłużej, jeśli ze względu na obowiązki zawodowe potrzebuje więcej czasu. Biegły w ogóle nie zareagował. 16 września próbowaliśmy skontaktować się z Maciejem G. telefonicznie. Nie odebrał, poprosił jednocześnie o przysłanie SMS-a. Przypomnieliśmy więc SMS-owo o naszym e-mailu. Również bez reakcji.

„Czasem osoby badane pytają, czy moja opinia będzie przychylna – więc ja wówczas odpowiadam, że nie sporządzam przychylnych opinii, tylko opinie obiektywne” – pisał Maciej G. w odpowiedzi na zastrzeżenia jednej z osób.

Pod koniec ubiegłego miesiąca kilkoro badanych przez Macieja G. chorych spotkało się z pełnomocnikiem rz±du ds. osób niepełnosprawnych Łukaszem Krasoniem.

„Panu ministrowi przekazano szereg bulwersujących dokumentów, które ponad wszelką wątpliwość wymagają reakcji. Obecnie materiał jest analizowany przez pracowników Biura Pełnomocnika. Niewykluczone, że dokumenty zostaną przekazane do Ministerstwa Sprawiedliwości. Wiceminister Łukasz Krasoń deklaruje, iż dołoży wszelkich starań, by opisywaną sytuację wyjaśnić tak szybko, jak to będzie możliwe” – przekazało nam 2 października Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej.

Rząd chce podwyższyć stawki biegłym

Sprawa biegłego Macieja G. może sygnalizować m.in., jak sporym problemem w polskim wymiarze sprawiedliwości są niekonkurencyjne stawki dla biegłych. Sądy borykają się bowiem z brakiem ekspertów z niektórych branż, którzy chcieliby przygotowywać opinie. Wśród „deficytowych” biegłych są właśnie chociażby ortopedzi.

W tym roku stawka podstawowa za godzinę pracy biegłego wynosi ok. 42 zł. Najwięcej może zarobić osoba z tytułem profesorskim – ok. 92 zł. I choć takie kwoty mogą robić wrażenie, szczególnie na osobach zarabiających najniższą krajową, to warto pamiętać, że doświadczony lekarz w prywatnym gabinecie może zarobić za jedną półgodzinną wizytę kilka razy więcej. Dla takiej osoby najczęściej wybór jest prosty.

„Trwają prace nad kompleksowym uregulowaniem ustawowym problematyki ustanawiania biegłych sądowych poprzez stworzenie mechanizmów pozwalających na dobór fachowych, odpowiedzialnych i bezstronnych kadr. Prace te obejmują również kwestie ustalenia zasad wynagradzania biegłych” – przekazało nam na początku sierpnia Ministerstwo Sprawiedliwości.

„Jednym z zasadniczych warunków projektowanej reformy jest powiązanie nowych regulacji dotyczących opiniowania z odpowiednim finansowaniem systemu. Szczególnie podniesienie wynagrodzeń biegłych (stawki godzinowej i tzw. ryczałtów) oraz zapewnienie możliwości ich waloryzacji” – poinformował resort.

*Imiona bohaterów tekstu zostały zmienione. 

Udział
Exit mobile version