Niepokój na niemieckim rynku jest zauważalny od kilku miesięcy. Pierwszym dużym szokiem była zapowiedź koncernu Volkswagen, który popadł w tarapaty z powodu ogromnej konkurencji ze strony Chin i słabej sprzedaży samochodów elektrycznych. Volkswagen ogłosił, że firma przejdzie głęboką restrukturyzację, która może skutkować zamknięciem nawet trzech niemieckich fabryk i zwolnieniem 10 tys. osób.
Dodatkowo planowane są cięcia płac o 10 proc. oraz likwidacja premii. Związki zawodowe są w szoku i zapowiadają walkę o przetrwanie, jednak obecny rynek jest wyjątkowo trudny i wywalczenie czegokolwiek może okazać się niemożliwe.
Niemcy. Kłopoty gospodarki. To dopiero początek
Lista niemieckich gigantów zapowiadających duże cięcia i głęboką restrukturyzację stale rośnie. Masowe zwolnienia ogłosiły już firmy Bosch i ThyssenKrupp. W obu przypadkach redukcja zatrudnienia może objąć nawet 20 tys. osób. Według zarządu ThyssenKrupp niemiecki przemysł ciężki znajduje się w niezwykle trudnej sytuacji. Przyczyną są zarówno konkurencja ze strony Chin, jak i konieczna transformacja w kierunku produkcji z wykorzystaniem zielonego wodoru.
Przedsiębiorstwa skarżą się na wysokie koszty prowadzenia działalności w Niemczech i oskarżają władze o niszczenie rodzimego przemysłu ciężkiego – fundamentu niemieckiej gospodarki. Główne problemy to wysokie ceny energii w porównaniu z innymi krajami oraz nadmierna biurokracja komplikująca działalność firm. To jednak nie wszystko. Wiele branż boryka się z problemami cyfryzacji, przestarzałą infrastrukturą oraz brakiem innowacyjnego podejścia polityków do obecnej sytuacji na globalnym rynku.
Z najnowszego badania monachijskiego instytutu IFO, który bada m.in. nastroje wśród niemieckich przedsiębiorców, wynika, że 78 proc. szefów firm uważa, iż w ciągu ostatnich dziesięciu lat Niemcy przestały być atrakcyjnym rynkiem, a 48 proc. ankietowanych przewiduje dalsze pogorszenie sytuacji.
Niemcy. Pesymizm zagranicznych inwestorów
Z Niemiec uciekają nie tylko rodzime firmy. Zagraniczni inwestorzy również rewidują swoje plany inwestycyjne. W tym gronie znajdują się firmy z branży biotechnologicznej i farmaceutycznej. BioNTech, znany w Polsce przede wszystkim ze szczepionek przeciwko koronawirusowi, podjął już decyzję o przeniesieniu swojego centrum badań nad nowotworami do Wielkiej Brytanii, podpisując w tej sprawie list intencyjny z tamtejszym rządem.
Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że ze swoimi laboratoriami i „know how” wycofuje się duński Novozymes (obecnie Novonesis), jeden ze światowych liderów branży biotechnologicznej. A jeszcze kilka miesięcy temu wicekanclerz i minister gospodarki Robert Habeck hucznie ogłaszał, że firma zamierza rozwijać się w Niemczech.
Niemiecki rząd bardziej optymistyczny niż gospodarka
O postępującą degradację niemieckiej gospodarki Interia zapytała rzecznika ministerstwa gospodarki i ochrony klimatu. Co konkretnie robi niemiecki rząd, aby zatrzymać ten negatywny trend? „W ostatnich miesiącach dokładniej przyjrzeliśmy się warunkom zakładania firm w Niemczech” – mówi Stephan Gabriel Haufe, rzecznik wicekanclerza Roberta Habecka.
„Wprowadziliśmy także inicjatywę na rzecz rynku kapitałowego, która ułatwia przedsiębiorstwom, szczególnie tym skupionym na technologiach przyszłości, pozyskiwanie kapitału wysokiego ryzyka w Niemczech. Jest to istotna kwestia, ponieważ w porównaniach globalnych nie wypadamy najlepiej. Dlatego powstała inicjatywa – wdrożona przez obecną koalicję rządową – która poprzez publiczne wsparcie znacznie ułatwia dostęp do kapitału wysokiego ryzyka. To ważny sygnał dla warunków inwestycyjnych w Niemczech”.
Niemiecki rząd wprowadził też w tym roku ułatwienia dotyczące przyznawania pozwoleń na pracę – tzw. niemieckich kart – wykwalifikowanym pracownikom spoza Unii Europejskiej. Cały system dopiero jednak rusza, ponieważ tutejsze urzędy nadrabiają zaległości z ostatnich lat, kiedy zasady przyznawania pozwoleń na pracę były skomplikowane, a oczekiwanie na zgodę ze względu na przeciążony system trwało nawet dwa lata.
Kondycja niemieckiej gospodarki niewątpliwie stanie się, obok problemu migracyjnego, głównym tematem ruszającej w Niemczech kampanii wyborczej. Sytuacja na rynku pracy i masowe zwolnienia planowane przez tutejsze firmy będą miały ogromny wpływ na wynik wyborów zaplanowanych na 23 lutego. Partie wchodzące w skład byłej koalicji już dziś odczuwają skutki społecznego niezadowolenia w Niemczech.
Z najnowszego sondażu przeprowadzonego na zlecenie portalu wahlrecht.de wynika, że socjaldemokraci z SPD, czyli partia kanclerza Scholza, mogliby liczyć na 15,3 proc. głosów, a Zieloni na zaledwie 11,4 proc. poparcia. Wolni Liberałowie z FDP, z poparciem na poziomie 4 proc., nie weszliby do parlamentu.