Maciej Słomiński, Interia: Po co w ogóle są wybory na Białorusi, jeśli ich wynik jest znany z góry? Przecież Alaksandr Łukaszenka mógłby ogłosić się dożywotnim władcą, cesarzem, carem, kimkolwiek.  

Kamil Kłysiński, główny specjalista w zespole Białorusi, Ukrainy i Mołdawii w OSW: – Dla wszystkich cywilizowanych państw to jest farsa, przecież nikt nie wierzy, że ta szopka ma coś wspólnego z wyborami. Dla dyktatora jest to forma wizerunkowego i symbolicznego rytuału. Wybory nie są po to, żeby pokazać wolę narodu, tylko żeby ją upozorować. 

– Chodzi o to, żeby pokazać, że Łukaszenka panuje nad państwem, nad społeczeństwem i narodem. W tym zakresie jest to udany projekt. Jeśli chodzi o demonstrację siły i tego, że Łukaszenka i jego ludzie są w stanie przeforsować na Białorusi wszystko, co chcą, to jest działanie skuteczne. Reżim pokazuje, że panuje nad krajem. 

Czy dyktator ma w ogóle jakichś kontrkandydatów do prezydentury?  

– Nie będę wymieniał ich z nazwisk, bo szkoda czasu i zdrowia czytelników. Jest podstawionych czworo sparingpartnerów, w tym jedna kobieta. Ci „kandydaci” w toku absolutnie absurdalnej „kampanii wyborczej” de facto poparli Łukaszenkę i ścigają się o drugie miejsce, tak zresztą powiedział jeden z nich. 

– To jest nieważne, kto dostanie 5 proc., a kto 3,5 proc., bo wiadomo, że Łukaszenka będzie miał grubo ponad 80 proc.. Kampania i tak zwani kontrkandydaci to jest zupełnie pusty rytuał wyborczy, który jest bardziej demonstracją siły niż elekcją. 

Po poprzednich wyborach prezydenckich w 2020 r., w proteście przeciw ich sfałszowaniu wybuchły na Białorusi masowe protesty. Władza wówczas brutalnie je stłumiła, wiele osób opuściło kraj. Czy ktoś jeszcze w państwie Łukaszenki został by protestować?  

– Nawet jeśli ktoś jeszcze nie wyjechał, nikt nie będzie się sprzeciwiał, bo po prostu ludzie chcą żyć. Jeżeli represje mają charakter totalitarny, nie oczekujmy od ludzi, że pójdą z gołymi rękami na lufy karabinów. 

Czyli nie będzie powtórki z 2020 r.? 

– Dziś jest zupełnie inna sytuacja i kontekst. Cztery lata temu Białoruś była zupełnie innym państwem. Od tego czasu dyktatura przeszła tragiczną drogę ewolucji od autorytaryzmu do totalitaryzmu. Cztery lata temu działały jeszcze u naszych wschodnich sąsiadów organizacje społeczne, w sposób ograniczony działały również wolne media i partie polityczne. Tych organizacji już nie ma. Dominuje sektor siłowy, który inwigiluje społeczeństwo na wszystkie możliwe sposoby, panuje wszechogarniający terror. 

– Ludzie wiedzą, że nie warto się wychylać, bo to do niczego dobrego nie doprowadzi. Białoruś jest dziś znacznie bardziej ustabilizowana w negatywnym sensie, społeczeństwo jest w pełni kontrolowane. Panuje tam złowrogi, wręcz cmentarny spokój. Wszystkie aktywności, nawet niezależne, już nie mówiąc o opozycyjnych, są niemile widziane i ludzie to wiedzą. 

Kilka-kilkanaście dni temu pojawiła się informacja o usunięciu migrantów z granicy białorusko-polskiej. Czy to ruchy pozorowane, dezinformacja czy faktycznie coś jest na rzeczy? 

– Od 2021 r. mamy kryzys migracyjny i ta presja migracyjna trwa. Obecnie jest mniejsza, bo jest zima, może niezbyt surowa, ale jednak zniechęcająca migrantów. To się odbywa w pewnych cyklach, w zeszłym roku było podobnie, zimą było tych migrantów mniej. Obecnie, przez trzy kolejne dni nie było prób nielegalnego przekroczenia granicy. Nie wykluczam, że może to być działanie w związku z wyborami, ale to jest wszystko chwilowe, sytuacyjne. 

– Wciąż, przez stronę rosyjsko-białoruską prowadzona jest wojna hybrydowa przeciwko Polsce, a szerzej przeciwko NATO i Unii Europejskiej. Kryzys migracyjny będzie trwał. Po wyborach pojawi się znowu. Cele się nie zmieniają. Nękać, dezinformować, prowokować, sprawdzać wytrzymałość i odciągać uwagę od Ukrainy. 

W ostatnich latach pojawiły się informacje o pogorszeniu zdrowia Łukaszenki, faktycznie wyglądał on coraz gorzej, przytył. Czy jest szykowana jakaś sukcesja? Czy np. jego syn jest gotowy do przejęcia władzy? 

– To jest dla dyktatora trudny temat, boi się poważnej rozmowy i poważnych mechanizmów sukcesyjnych. Łukaszenka o tym mówi, ale niewiele w tym kierunku robił. Obowiązujący obecnie mechanizm konstytucyjny przewiduje przekazania władzy w razie śmierci Łukaszenki lub jego ciężkiej choroby w ręce Natalii Kaczanowej, szefowej Rady Republiki, odpowiednika naszego Senatu. To osoba niedecyzyjna, bez politycznej woli i wizji, znana za swojej bezgranicznej lojalności. 

– To wynika ze strachu Łukaszenki. On się boi wskazać silnego następcę, takich zresztą zawsze tępił. Nawet jeżeli ktoś miał silną osobowość, to starał się nagiąć do warunków Łukaszenki i nie okazywać swoich ambicji. Starał się być posłuszny i lojalny, próbując po prostu przetrwać. Nie widzę też przesłanek, aby Łukaszenka chciał stworzyć dynastię. Żaden z jego synów nie jest gotowy do tego, żeby przejąć władzę. 

A co słychać u sędziego Tomasz Szmydta, który w maju 2024 r. uciekł na Białoruś, gdzie uzyskał azyl polityczny? 

– Były sędzia Tomasz Szmydt jest przyjacielem białoruskiego reżimu. Mam nadzieję, że wszyscy jego przyjaciele w Polsce się od niego odwrócili. Szmydt to klasyczny zdrajca, który wykonuje pewne usługi na rzecz reżimu. 

Szmydt jest dość aktywny na portalu X. 

– Wiem, że prowadzi jakieś blogi, audycje czy podcasty. Jest zapewne opłacany przez machinę propagandową reżimu. Jaką dostaje pensję i skąd, tego nie wiem. Kategorie moralne tego typu działań muszą być dla nas jednoznaczne i to jest najważniejsze. Nie ma wielkich zasięgów, nie stał się żadnym bohaterem internetu. Na pierwszy rzut oka widać, że nie jest to osobowość medialna. Jest to upadły człowiek, który parę lat temu się pogubił. 

Jaki los go czeka? Jak długo będzie przydatny dla reżimu?  

– Nie wróżę mu świetlanej przyszłości. Już funkcjonuje dłużej niż były żołnierz Sił Zbrojnych RP, nieżyjący Emil Czeczko, którego przydatność do użytku była znacznie krótsza. Po kilku miesiącach pobytu na Białorusi został znaleziony w swoim mieszkaniu, powieszony, jakoby popełnił samobójstwo. Nikt nie myśli na serio o tej wersji. 

– Szmydt jest bardziej przydatny, bo więcej wie i zajmował wyższe stanowisko w Polsce. Ale też nie będzie wiecznie dla nich użyteczny i też może się okazać, że uległ jakiemuś wypadkowi albo zmarł z innych powodów. 

Jakie miejsce w propagandzie białoruskiej zajmuje Polska? Pożyczając terminologię irańską – jest wielkim czy małym szatanem? 

– Polska jest na celowniku jako największe państwo sąsiedzkie na zachód od Białorusi, jest wrogiem numer jeden. Tuż za Polską plasują się Stany Zjednoczone. Zresztą te dwa państwa występują w tandemie – w białoruskiej propagandzie jesteśmy „sługami USA”, pozbawionymi własnej suwerenności i wizji politycznej. W narracji białoruskiego reżimu jesteśmy „amerykańskim koniem trojańskim w Europie”, padają dużo bardziej brutalne, wulgarne słowa, nie będę ich recytował z uwagi na kulturę osobistą. 

– Propaganda antypolska jest prowadzona w sposób bardzo świadomy. Wykorzystywane są stereotypy historyczne z naszej trudnej wspólnej historii polsko-białoruskiej i to jest eksploatowane bardzo świadomie w ścisłej konsultacji z Rosją. Jestem o tym przekonany, jak na dłoni widać elementy rosyjskiej narracji, rosyjskiego stylu w tych atakach propagandowych. 

Udział
Exit mobile version