Po informacji dotyczącej Final Four siatkarskiej Ligi Mistrzów, które zostanie rozegrane w łódzkiej Atlas Arenie (16-18 maja), kibice PGE Projektu Warszawa zacierali ręce. Można zatem napisać, że geograficznie zespół trenera Piotra Grabana w Łodzi pełniliby rolę niemal „gospodarza”, spoglądać na pozostałych ćwierćfinalistów LM.

Liga Mistrzów: Niespodziewana porażka PGE Projektu Warszawa w Ankarze

Żeby jednak mówić już o „gospodarowaniu” w Łodzi przez klub z Warszawy, brązowi medaliści PlusLigi z poprzedniego sezonu (tj. 2023/24) muszą uporać się z ćwierćfinałową przeszkodą. Spoglądając na pozostałe polskie kluby na tym etapie LM, warszawianie trafili na najtrudniejszego przeciwnika. Halkbank Ankara, mający w swoich szeregach kilka znanych nazwisk, wiekowych, ale nadal prezentujących określony poziom.

Turcy nie mają co prawda argumentów w postaci dominacji na krajowym podwórku, wręcz przeciwnie, ale widać był podczas środowego meczu numer 1 – że od samego początku – Halkbank wyszedł walczyć z przeciwnikiem, jakby to był TEN mecz. Najważniejszy, zdecydowanie istotniejszy niż granie ligowe. Efekt? Już na stanie zrobiło się 16:10 w partii otwarcia dla gospodarzy. Co prawda warszawianie nieco pudrowali rzeczywistość, zbliżając się do tureckiego rywala, ale starczyło jedynie do końcowego 25:20 na powitanie z ćwierćfinałem LM. Partię zakończył słynny brazylijski przyjmujący Leal. Ciągle mający sportowo swoje do zaoferowania, co udowodnił.

PGE Projekt odpowiedział w drugim secie. Trener Graban wstawił do szóstki Tobiasa Branda w miejsce Artura Szalpuka. Goście odzyskali zagrywkę, nie popełniali własnych błędów, a efekt był piorunujący. 25:22 dla PGE Projektu i 1:1. Co więcej, udana gra przełożyła się również na kolejną partię. Na otwarcie seta trzeciego warszawianie wyszli na prowadzenie 5:2. I wówczas zaczął się koszmar…

„Złoty set” jedynym ratunkiem w drodze do Final Four w Atlas Arenie

W przeciągu kilku minut z 5:2 dla polskiej drużyny zrobiło się… 5:11. Na zagrywce pojawił się Dick Kooy. Zagrywał solidnie, ale też nie były to zagrania, z którymi będący w optymalnej dyspozycji warszawianie, nie mogli sobie poradzić. Co więcej, Jan Firlej dostawał piłkę do siatki na tyle, że próbował różnymi strefami uruchamiać kolegów. Niestety, zamiast punktów dla PGE Projektu, pojawiły się własne błędy. Ostatecznie koszmar gości zakończył skutecznym atakiem Kevin Tillie. Marne to było jednak pocieszenie, bo gospodarze nakręcili się serią dziewięciu punktów zdobytych w jednym ustawieniu. Set trzeci trwał szesnaście minut i zakończył się wygraną Halkbanku w druzgocącym stosunku 25:15.

Tamten set właściwie zakończył dyskusję, co do wyniku końcowego spotkania. Warszawianie próbowali się jeszcze poderwać w czwartej partii, ale zaczęli od 4:8, następnie 9:12. PGE Projekt niestety tego dnia mocno rozczarował i przegrał 18:25.

Wspomniany Leal w pojedynkę zaaplikował rywalom 23 punkty. Drugą strzelbą drużyny z Ankary był czeski atakujący Marek Sotola – 18 punktów. Po warszawskiej stronie za to najlepszym pod względem punktowym był Bartłomiej Bołądź, autor 14 oczek.

Warszawianie w rewanżu będą musieli odrobić straty, wygrywając 3:0 lub 3:1. A jeśli ten pozytywny dla klubu z PlusLigi scenariusz uda się zrealizować, wówczas kibiców może czekać „złoty set”. Jak zatem widać, PGE Projekt czeka daleka droga do Łodzi.

I jeszcze jeden, statystyczny fakt. Porażka PGE Projektu przerwała serię zwycięstw polskich drużyn w Europie. Licznik zatrzymał się na bilansie 36:0, po wczorajszych wygranych Asseco Resovii Rzeszów (3:2 w półfinale Pucharu CEV z francuskim Tours VB) oraz Aluron CMC Warty Zawiercie (3:0 w ćwierćfinale LM z niemieckim SVG Lüneburg).

Udział
Exit mobile version