Główny Inspektor Sanitarny przekazał, że jest wysokie prawdopodobieństwo, że w Polsce mamy pierwszy przypadek gorączki zachodniego Nilu. – W tej chwili jesteśmy jeszcze w trakcie potwierdzenia szczegółowych informacji, ale wszystko wskazuje na to, że mamy do czynienia z pierwszym potwierdzonym rodzimym przypadkiem. Ta sytuacja dotyczy osoby dorosłej, która nie wyjeżdżała w tereny tropikalne, więc istnieje bardzo wysokie prawdopodobieństwo, że zaraziła się w Polsce od chorego komara, który wcześniej wypił krew chorego ptaka – podkreślił dr Paweł Grzesiowski. Czy ta choroba jest groźna? Zapytaliśmy o to mikrobiologa i wirusologa dr hab. Tomasza Dzieciątkowskiego, adiunkta Katedry i Zakładu Mikrobiologii Lekarskiej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

Zobacz wideo Dominik Kuc: Mam nadzieję, że państwo zacznie edukować młode pokolenie w tematyce zdrowia

Dr Dzieciątkowski: Gorączka zachodniego Nilu może być groźna

– Gorączka zachodniego Nilu może być groźna. Wirus powodujący tę chorobę jest patogenem  odzwierzęcym, gdzie jego rezerwuarem (elementy przyrody ożywionej i nieożywionej zakażone patogenami, z których istnieje możliwość przeniesienia zarazków na ludzi – red.) są ptaki, wektorem są komary, a gospodarzem przypadkowym mogą być ludzie i konie. U większości ludzi zakażenie przebiega bardzo łagodnie, a objawy grypopodobne stanowią około 20 proc. infekcji – podkreśla ekspert.

Jak jednak dodaje, mniej więcej w 1 proc. przypadków może dojść do postaci neurologicznej zakażenia wirusem zachodniego Nilu i jest to wówczas zdecydowanie groźniejsze. – Mamy objawy neurologiczne pod postacią bólu głowy, sztywności szyi, odrętwienia, dezorientacji, drgawek, a nawet utraty wzroku czy paraliżu. Objawy te mogą niestety być trwałe – zaznacza dr Dzieciątkowski.

Zapytaliśmy także, czy choroba przenosi się z człowieka na człowieka. – Do tej pory nie było żadnego potwierdzonego zakażenia na linii człowiek-człowiek. Teoretycznie, jeżeli istnieje taka możliwość, to drogą wertykalną, czyli z zakażonej matki na płód. Ewentualnie w regionach, gdzie występują często takie zakażenia – drogą krwi lub preparatów krwiopochodnych pobranych od zakażonego człowieka, które mogłyby zostać podane przypadkowo drugiemu człowiekowi – wyjaśnia wirusolog. Zaznacza także, że w przypadku wirusa zachodniego Nilu możemy ulec zakażeniu powtórnemu. – Niestety przechorowanie w tym przypadku nie daje nam dożywotniej odporności – dodaje nasz rozmówca.

„Nie sądzę, aby to był pierwszy przypadek w Polsce”

– Ten przypadek to może być wierzchołek góry lodowej. Rezerwuarem są ptaki – zakażenia ostatnio u ptaków na Mazowszu odnotowano dwa miesiące temu. Wówczas alarmowałem, że jest to tylko kwestia czasu, aż wirusa gorączki zachodniego Nilu będzie się stwierdzać u osób w Polsce. Dlaczego? Ponieważ skoro w tym momencie mamy zakażony rezerwuar i mamy wektor, którym są komary, to prędzej czy później dojdzie do przeniesienia tego wirusa na człowieka – mówi nam ekspert.

Co ciekawe, dr Dzieciątkowski uważa, że wspomniany przypadek nie jest pierwszym w Polsce. – Główny Inspektor Sanitarny mówił o pierwszym przypadku – ja nie sądzę, aby to był pierwszy przypadek w Polsce. Dlatego, że jest to wirus, który należy do tej samej rodziny wirusów, co wirus kleszczowego zapalenia mózgu, który też daje objawy neurologiczne. I to niestety – trzeba wyraźnie podkreślić – testy, które służą do wykrywania wirusa kleszczowego zapalenia mózgu, mogą dawać reakcje krzyżowe z wirusem zachodniego Nilu. W związku z tym być może, nawet od kilkunastu lat, część przypadków kleszczowego zapalenia mózgu, które stwierdza się w Polsce powszechnie, wcale nim nie było, a był to właśnie wirus zachodniego Nilu – mówi nam wirusolog. Więcej informacji między innymi o tym, jak uniknąć tej choroby można przeczytać pod tym linkiem.

Udział
Exit mobile version