Wprost.pl: Kończy się rok, co zawsze skłania do podsumowań. Jak wyglądał mijający rok dla polskiego rynków zbóż i produktów rolno-spożywczych?

Monika Piątkowska: Mijający rok był wyjątkowo trudny dla globalnych rynków, które zostały poważnie rozregulowane, szczególnie w sektorze rolno-spożywczym. Niestety, działania Putina sprawiły, że zboże stało się narzędziem walki politycznej i gospodarczej. Wojna wywołała chaos na rynkach międzynarodowych, co odczuliśmy również w Polsce, zarówno jako producenci, jak i eksporterzy zbóż.

Polska jest znaczącym producentem zboża i eksporterem netto. Eksportujemy nasze produkty do krajów Unii Europejskiej, takich jak Hiszpania, Włochy czy Portugalia, które są naszymi tradycyjnymi importerami. Dodatkowo kierujemy polskie zboże na bardziej odległe rynki, głównie do krajów afrykańskich, choć nie tylko. Wojna za naszą wschodnią granicą znacząco wpłynęła na funkcjonowanie tych rynków, wprowadzając ogromne zakłócenia.

Wprost.pl: Jakie były bezpośrednie skutki wojny dla rynku zbóż?

Monika Piątkowska: W początkowym okresie wojny obserwowaliśmy gwałtowne wzrosty cen zbóż na rynkach międzynarodowych. Jednak z czasem, równie szybko, ceny zaczęły spadać. Dodatkowo w tej trudnej sytuacji doszedł transfer zboża z Ukrainy, co było kolejnym czynnikiem wpływającym na rynek, choć nie tak istotnym, jak próbowali to przedstawiać protestujący rolnicy.

W Polsce produkujemy rocznie między 33 a 35 milionów ton zboża. Tymczasem ukraińskie zboże, które trafiło na nasz rynek, stanowiło zaledwie 7–8 procent tej ilości, czyli mniej niż 10 procent. Chciałabym podkreślić, że skala tego zjawiska była znacznie mniejsza, niż sugerowano w publicznej debacie.

Wprost.pl: Mimo to w kraju miały miejsce protesty rolników. Jak Pani to ocenia?

Monika Piątkowska: Pamiętamy te protesty i bunty rolników, które niestety były podkręcane przez polityków. Zarzucano, że napływ ukraińskiego zboża zaniżył ceny na polskim rynku. Chciałabym wyjaśnić, że głównym problemem było zboże rosyjskie. Rosja prowadziła agresywną ekspansję na rynki międzynarodowe, oferując swoje zboże, a także zboże skradzione z Ukrainy, po cenach dumpingowych.

Wprost.pl: Czy zboże ukraińskie miało jakikolwiek wpływ na ceny w Polsce?

Monika Piątkowska: Główne znaczenie dla cen zbóż miały giełdy międzynarodowe, przede wszystkim giełda paryska, która kształtuje ceny zboża również w Polsce. Oczywiście, w regionach wschodnich naszego kraju, gdzie napływ ukraińskiego zboża był większy, ceny były nieco niższe, ale nie można uznać tego za główny czynnik. Spadki cen były przede wszystkim efektem sytuacji na rynkach międzynarodowych i działań Rosji.

Rosja sprzedawała swoje zboże oraz zboże skradzione z Ukrainy po bardzo niskich cenach, próbując umocnić swoją pozycję na rynkach, zwłaszcza afrykańskich. Takie działania destabilizowały rynek, co przełożyło się na gwałtowne spadki cen. Niestety, to właśnie te praktyki miały największy wpływ na obniżenie wartości zboża na światowych rynkach, a także w Polsce.

Wprost.pl: Skoro jesteśmy jeszcze przy sytuacji międzynarodowej, wspomniała Pani, że Polska jest eksporterem netto. Czy w obecnej sytuacji geopolitycznej polscy eksporterzy wykorzystali szansę i zwiększyli eksport?

Monika Piątkowska: Bardzo dziękuję za to pytanie. Eksporterzy, zarówno polscy, jak i międzynarodowi, maksymalnie wykorzystali możliwości, jakie otworzyły się przed polskim zbożem w tej sytuacji. Pojawiały się jednak głosy w mediach, że przepustowość polskich portów, a także infrastruktury kolejowej, jest niewystarczająca. I niestety, jest w tym sporo prawdy.

Mamy zapowiedzi rozbudowy infrastruktury kolejowej, która miałaby wspierać zarówno transport zboża z Ukrainy, jak i eksport naszego własnego zboża. To jest bardzo ważna kwestia, ale muszę podkreślić, że polskie terminale i porty są przestarzałe. Dla przykładu: Panamax, czyli największy typ statku, który służy do eksportu zboża na odległe rynki, mieści około 60 tysięcy ton ładunku. W polskich portach taki statek jest ładowany nawet przez dwa tygodnie, podczas gdy w innych krajach zajmuje to jedynie dwa dni.

To pokazuje, jak ogromne potrzeby modernizacyjne mamy w tym zakresie. Bardzo liczymy na to, i mówię to w imieniu całego sektora, że porty nie tylko zostaną rozbudowane, ale także zmodernizowane. Kluczowe jest zwiększenie tempa przeładunków, aby można było szybciej ładować statki i w pełni wykorzystywać potencjał eksportowy polskiego zboża.

Wprost.pl: Rozmawialiśmy o eksporcie, omówiliśmy już to, co się wydarzyło na rynku zbóż w tym roku. Niemniej, ceny zbóż były w tym roku wyjątkowo zmienne. Co było głównym czynnikiem wpływającym na te wahania? Czy sytuacja międzynarodowa była jedyną przyczyną?

Monika Piątkowska: Panie redaktorze, głównym czynnikiem była jednak sytuacja międzynarodowa, ponieważ zboże to surowiec, a ceny surowców są kształtowane na giełdach międzynarodowych. To podstawowa zasada, o której trzeba pamiętać, analizując handel zbożem. Tego typu produkty zawsze są poddawane globalnym mechanizmom rynkowym.

W bieżącym roku mieliśmy do czynienia z kilkoma istotnymi czynnikami. Po pierwsze, oczywiście, wojna na Ukrainie i polityka Rosji. Po drugie, zmienne warunki klimatyczne, które wpłynęły na produkcję nie tylko globalnie, ale również w Polsce. Na świecie widzieliśmy susze, pożary i inne ekstremalne zjawiska pogodowe. W Polsce także pojawiły się nieprzewidywalne warunki – gwałtowne opady, silne wiatry czy gradobicia. Wszystko to miało bezpośredni wpływ na zbiory, zarówno pod względem ilości, jak i jakości.

Tegoroczne zbiory w Polsce wyniosły około 33–34 mln ton. To nie są rekordowe wyniki, ale też nie są złe. Pod względem ilościowym możemy mówić o dobrych zbiorach, jednak jakościowo zawartość białka w ziarnach była niższa, niż się spodziewano. To efekt zarówno warunków klimatycznych, jak i poziomu nawożenia.

Mimo tych wyzwań chcę wyraźnie podkreślić, że jakość polskiego zboża – podobnie jak całej polskiej żywności – jest wysoka. Produkcja w Polsce odbywa się w sposób bezpieczny, zdrowy i zapewnia niezależność żywnościową naszego kraju.

Wprost.pl: Wspomniała Pani o zmianach klimatycznych. To zjawisko, z którym mamy do czynienia od lat. Czy polscy rolnicy zdążyli się już do nich dostosować, czy nadal stanowią one dla nich duże wyzwanie?

Monika Piątkowska: Polscy rolnicy od dawna mierzą się z różnorodnymi trudnościami, a w ostatnich latach te wyzwania znacząco się nasiliły. Jeśli chodzi o zmiany klimatyczne, można powiedzieć, że rolnicy przyzwyczaili się do tych trudności, ponieważ ryzyko związane z pogodą jest nieodłącznym elementem prowadzenia działalności rolniczej.

Jednak do tych naturalnych wyzwań dołożyły się sztucznie generowane ryzyka, wynikające z regulacji unijnych, takich jak Europejski Zielony Ład. Jego cele, takie jak ochrona klimatu, troska o glebę czy redukcja emisji CO2, są niewątpliwie szczytne. Niemniej, sposób ich wdrażania budzi kontrowersje, ponieważ znacząco podnosi koszty produkcji i obniża konkurencyjność polskiego rolnictwa na rynku europejskim.

Dodatkowo, w ostatnich latach rolnicy musieli zmierzyć się z gwałtownym wzrostem cen energii i gazu, co znacznie obciążyło ich budżety. Choć konsumenci mogą już o tym nie pamiętać, małe i średnie gospodarstwa rolne wciąż odczuwają skutki tych trudności.

Wprost.pl: A jak ocenia Pani wpływ bieżącej sytuacji politycznej na rolnictwo?

Monika Piątkowska: W Polsce obserwujemy, niestety, sytuację, w której część polityków traktuje rolników nie jako przedsiębiorców, lecz jako elektorat. To prowadzi do działań krótkoterminowych, takich jak doraźne dotacje, które może łagodzą problemy na chwilę, ale nie rozwiązują ich strategicznie. Rolnicy sami mówią, że zamiast prostych dopłat potrzebują inwestycji w rolnictwo – w nowoczesne technologie, infrastrukturę i rozwiązania, które pozwolą im radzić sobie z wyzwaniami przyszłości.

Odpowiedzią na zmienne warunki klimatyczne i inne trudności jest rolnictwo precyzyjne, które wymaga zaawansowanych technologii, takich jak precyzyjne nawożenie i innowacyjne narzędzia. To powinien być kierunek, w który zainwestuje nie tylko sektor prywatny, ale również państwo.

Udział
Exit mobile version