Sprawa ustawy wiatrakowej ciągnie się niczym telenowela i ci, którzy śledzą ją z uwagą, zadają sobie pytanie: czy wreszcie zmierzamy do finału? Zacznijmy od krótkiego przypomnienia dla tych, którzy do stałej widowni nie należą.

Zobacz wideo Jak opłacalna jest energia wiatrowa?

Na początku swoich rządów PiS, w 2016 roku, zmienił przepisy regulujące minimalną odległość, w jakiej można stawiać turbiny wiatrowe od zabudowań. 500 metrów zamieniono na 10-krotność wysokości wiatraka (zasada 10h). W praktyce oznaczało to wzrost minimalnej odległości do 1000-1500 metrów i wykluczono 99,7 procent powierzchni Polski z możliwości stawiania farm wiatrowych. 

Inwestycje gwałtownie wyhamowały (kończono jeszcze te, które już miały pozwolenia), a eksperci, branża i opozycja nie ustawali w krytyce przepisów. Po pewnym czasie za ich zmianą byli też niektórzy politycy PiS. W 2023 roku ówczesne kierownictwo Ministerstwa Klimatu, po długich pracach i konsultacjach, przygotowało projekt ustawy dopuszczający minimalną odległość 500 metrów (pod pewnymi warunkami). Jednak w ostatniej chwili poprawka posła Marka Suskiego zmieniła 500 metrów na 700. Pozornie mała zmiana miała wielkie konsekwencje.

Na samym początku kadencji Sejmu jesienią ubiegłego roku nowa koalicja próbowała przepchnąć zmianę tych przepisów jako część ustawy dotyczącej mrożenia cen prądu. To skończyło się jednak kontrowersjami wokół i treści, i formy przyjęcia przepisów – które w końcu z projektu wycofano. Chociaż od razu padła zapowiedź, że sprawa wiatraków wkrótce wróci do Sejmu, to termin pokazania projektu ustawy stale się opóźniał. Aż wreszcie we wrześniu Ministerstwo Klimatu pokazało projekt i wysłało go do konsultacji, które kończą się w tym tygodniu. 

Wiatraki potrzebne gospodarce

Projekt przygotowany przez ministerstwo zakłada całkowite odejście od zasady 10h z dopuszczeniem 700 metrów. Ustala minimalną odległość między elektrownią wiatrową a zabudową mieszkalną na poziomie 500 metrów.

Jak wylicza Fundacja Instrat, która zajmuje się między innymi analizami dotyczącymi transformacji energetycznej, taka zmiana znacząco zwiększy potencjał energetyki wiatrowej na lądzie. Choć 200 metrów różnicy może wydawać się niewielką liczbą, to – piszą analitycy – „robi wielką różnicę”. Przyjęcie przepisów w tym kształcie zwiększy teren potencjalnie dostępny dla energetyki wiatrowej o 74 procent. 

Obszar dostępny dla wiatraków rośnie z 10,5 tys. do 18,3 tys. km2, a więc z 3,4 do 5,8 procent powierzchni kraju (wartości mają charakter szacunkowy). Tak wygląda to w podziale na województwa:

Według ubiegłorocznych wyliczeń Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej (za think tankiem Ember) utrzymanie minimalnej odległości 700 metrów pozwoliłoby na zbudowanie co najwyżej 4 gigawatów farm wiatrowych do 2030 roku, zaś 500 metrów zwiększy to do 10 gigawatów. To oznaczałoby podwojenie obecnej mocy elektrowni wiatrowych w Polsce. W długim terminie moc z wiatraków na „uwolnionych” terenach mogłaby sięgnąć aż 32 gigawatów, wyliczał Instrat. Fundacja jest jedną z organizacji, które biorą udział w konsultacjach publicznych ustawy.

Swoje uwagi wysłała też Pracowni Finansowa – firma, która zajmuje się obsługą inwestorów odnawialne źródła energii. Jej prezes Tomasz Wiśniewski zwrócił uwagę na opóźnienia w pracach nad ustawą wiatrakową, ale z zadowoleniem przyjął kierunek zmian. Podkreślił też, że te przepisy nie powinny być przedmiotem „gry politycznej”, bo więcej energii ze źródeł odnawialnych jest potrzebnych konsumentom i gospodarce. 

– Matematyka jest odporna na konflikty polityczne. Liczne polskie i światowe instytucje, w tym Bank Światowy, wskazują jednoznacznie na to, że szybka i ambitna transformacja energetyczna jest dla Polski bardziej opłacalna niż jej spowalnianie na rzecz obrony energetyki węglowej. Nie chodzi tutaj o ideologię, a o oszczędność dla obywatela – stwierdził.

Poza cenami prądu kluczowa jest dostępność czystej energii dla gospodarki, bo firmy coraz bardziej zwracają na to uwagę. – Liczne grono obsługiwanych przez nas inwestorów to przedsiębiorcy, którzy potrzebują taniej energii, by utrzymać konkurencyjność przedsiębiorstw – podkreślił. Firmy są gotowe inwestować w wiatraki oraz inne odnawialne źródła energii i widzą w tym nie „zieloną ideologię”, a biznes. Wiśniewski dodał, że poza zmianą minimalnej odległości, konieczne jest przyspieszenie procesów inwestycyjnych, które potrafią ciągnąć się latami i opóźniać powstawanie i uruchamianie elektrowni wiatrowych.

Co z ochroną przyrody?

W ustawie zmienione zostają też minimalne odległości od obszarów cennych przyrodniczo, jak parki narodowe czy obszary Natura 2000 chroniące ptaki i nietoperze. 

Dla parków narodowych zmiana jest niewielka, bo zamiast zasady 10h będzie minimalna odległość 1500 metrów – w praktyce to podobny dystans. Nowością jest za to 500 metrów bufora między wiatrakami a rezerwatami przyrody oraz niektórymi obszarami Natura 2000.

To wywołało pewne kontrowersje i krytykę ze strony branży. Także według uwag Pracowni Finansowej wysłanych do ministerstwa, minimalna odległość od obszarów Natura 2000 jest „niepotrzebna” – mówił Tomasz Wiśniewski. Wskazał, że to ochrona idąca dalej, niż wymagają tego przepisy europejskie. 

Jednak z wyliczeń Instratu wynika, że przełożenie takich ograniczeń na dostępność terenów pod inwestycje jest stosunkowo niewielka, bo to odległość od zabudowań była największą blokadą. 

Według ich analizy ochrona niektórych obszarów Natura 2000 „wyklucza z rozwoju energetyki wiatrowej dodatkowe ok. 530 km2, a więc o ok. 0,16 procent powierzchni kraju”. Obszar dostępny pod inwestycje wiatrowe będzie w wyniku tego mniejszy o 2,8 procent w porównaniu do braku minimalnej odległości od tych obszarów. „Według naszych szacunków, nowe wymogi dot. ochrony ptaków i nietoperzy nie zaprzepaszczają korzyści z nowelizacji” – piszą analitycy. Jednocześnie krytykują rząd za to, że sam nie przedstawił żadnych wyliczeń skutków takich ograniczeń. 

Wiatraki nowe za stare

Zmiana ustawy odblokuje nie tylko możliwość stawiania nowych farm wiatrowych, ale też tak zwany repowering – czyli instalowanie nowszych turbin wiatrowych w miejscu tych, których okres eksploatacji się kończy. Dotychczas taka możliwość była zablokowana dla wiatraków, które stoją w obszarze zablokowanym przez zasadę 10h.

Jak mówił Tomasz Wiśniewski, to spora szansa dla inwestorów oraz rozwoju energii odnawialnej w skali kraju. Z jednej strony – nowsze turbiny mogą być większe i bardziej wydajne (a także cichsze, więc mniej uciążliwe dla sąsiadów). Z drugiej stawianie ich w miejscu demontowanych starych turbin zmniejsza koszty (np. doprowadzenia kabli) oraz potencjalne spory społeczne. 

Jak wyliczyła w 2021 roku temu Fundacja Instrat, tylko wymiana istniejących turbin na nowe, bardziej wydajne, może dać nam 6-7 gigawatów dodatkowej mocy w latach 2025-2040. Obecnie całkowita moc wszystkich turbin wiatrowych w Polsce to 10,5 gigawata. 

Kiedy ustawa wiatrakowa?

Kiedy można spodziewać się przyjęcia ustawy? Zapytana o to podczas spotkania z dziennikarzami ministerka Paulina Hennig-Kloska nie podała konkretnych terminów. Wskazała, że prac nad ustawą toczy się zgodnie z procedurami rządowego procesu legislacyjnego, który zakłada m.in. konkretny czas na konsultacje społeczne. Czas na składanie uwag upływa w tym tygodniu, ale jeśli będzie ich dużo – a tego spodziewa się ministerstwo – odniesienie się do nich może wymagać czasu.

Kolejne kroki to uzgodnienia wewnątrz rządu, a na końcu – przyjęcie ustawy przez rząd. Dopiero po tym trafi ona do Sejmu. 

Największym znakiem zapytania jest to, czy prezydent Andrzej Duda podpisze, czy zawetuje ustawę. Weto prezydenckie oznaczałoby, że cały proces trzeba zaczynać od nowa. Ministerka Hennig-Kloska – zapytania o wolę przyjęcia ustawy przed wyborami – zadeklarowała, że „im szybciej ustawa będzie przyjęta, tym lepiej”.

Udział
Exit mobile version