Wybory do Bundestagu już za nieco ponad trzy tygodnie, a kampania za naszą zachodnią granicą zaczyna wchodzić w najbardziej gorący okres.

Zgodnie z najnowszymi sondażami na czele stawki z poparciem wahającym się na granicy 30 proc. jest chadecka CDU/CSU; drugą pozycję zajmuje skrajnie prawicowa Alternatywa dla Niemiec (AfD), która może liczyć na ponad 20 proc. głosów; socjaldemokratyczna SPD domyka podium z wynikami na poziomie 15 proc., ale tuż za nią są Zieloni (około 13 proc.).

Na granicy progu wyborczego wahają się trzy ugrupowania – skrajnie lewicowy Związek Sahry Wagenknecht (BSW), lewicowa partia Die Linke oraz liberałowie z FDP. Spośród tych formacji najlepiej radzi sobie populistyczny BSW.

Wybory w Niemczech. Migracje i stan gospodarki tematami kampanii

Dr Łukasz Jasiński – analityk do spraw Niemiec w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych – zwraca uwagę w rozmowie z Interią, że kampanię wyborczą napędzają przede wszystkim dwa tematy – migracje oraz stan gospodarki, ponieważ Niemcy drugi rok z rzędu znajdują się w stagnacji, a perspektywy nie są zbyt optymistyczne.

Ekspert wyjaśnia, że chadecy proponują w sprawie migracji zaostrzenie kursu – zamknięcie granic oraz odcięcie migrantów od większości świadczeń socjalnych i odsyłanie ich poza Niemcy. Podobne stanowisko popiera FDP. Skrajna prawica idzie jeszcze dalej i nawołuje do reemigracji, czyli wysiedlania migrantów na masową skalę, co budzi oburzenie części społeczeństwa. Antyimigrancka jest też BSW. SPD natomiast opowiada się za twardszą polityką migracyjną, ale na bazie obecnych rozwiązań, z kolei Zieloni są umiarkowani w tej kwestii.

W sprawie gospodarki CDU prezentuje neoliberalny program Agenda 2030, zakładający obniżkę podatków dla przedsiębiorstw, reformę świadczeń socjalnych i likwidację „świadczenia obywatelskiego”, wprowadzonego przez rząd Olafa Scholza. AfD z jednej strony chce obniżyć podatki i deregulować gospodarkę, a z drugiej popiera wsparcie socjalne dla niemieckich rodzin; oprócz tego chce opuszczenia strefy euro i rozpisania referendum w sprawie dexitu, czyli wyjścia Niemiec z Unii Europejskiej. SPD opowiada się za podtrzymaniem dodatków socjalnych i wsparciem pracujących, podobnie jak BSW. FDP natomiast proponuje podejście libertariańskie, opierające się na ograniczeniu biurokracji i podatków.

AfD rośnie w siłę. „Łańcuch zdarzeń gra na korzyść partii”

Ewenementem budzącym niepokój w Polsce jest wysokie poparcie dla skrajnej prawicy. Dr Łukasz Jasiński tłumaczy, że fenomen AfD polega na łańcuchu zdarzeń, który gra na korzyść partii. – Począwszy od zwycięstwa Donalda Trumpa w USA; przez Elona Muska, który wprost poparł AfD; po zamachy w ostatnich tygodniach – czarę goryczy przelał zwłaszcza ostatni atak w Aschaffenburgu – wyjaśnia.

Alternatywa dla Niemiec wykorzystuje również fakt, że nigdy nie rządziła, co daje jej efekt świeżości. – AfD staje się partią rozczarowanej klasy średniej – tych ludzi, którzy mają poczucie, że żyje im się coraz trudniej i obawiają się o przyszłość Niemiec. Mają poczucie, że państwo funkcjonuje źle i jest przeciążone, a żadna z establishmentowych partii nie była dotychczas w stanie naprawić sytuacji – zaznacza nasz rozmówca.

Zdaniem analityka kluczową rolę gra też bardzo skuteczna i aktywna działalność skrajnej prawicy w mediach społecznościowych, czym przebija pozostałe partie.

Prorosyjska lewica będzie współrządzić? BSW nie jest izolowana jak AfD

Jeszcze więcej nierozumienia nad Wisłą budzi poparcie dla skrajnie lewicowej i prorosyjskiej partii BSW, założonej przez bardzo popularną i medialną Sahrę Wagenknecht. Skąd wśród naszych sąsiadów zainteresowanie tą opcją, zwłaszcza na wschodzie kraju?

– W pewnych grupach społecznych istnieje niebezpieczna z polskiej perspektywy sympatia do Rosji i poczucie sentymentu z tym związane oraz silny nurt antynatowski i antyamerykański. Kolejnym czynnikiem jest niemiecki pacyfizm, który czasem jest usprawiedliwieniem dla własnej bezczynności. BSW to odpowiedź na te poglądy. Ponadto dla tej partii na wschodzie Europy istnieje tylko jedno ważne państwo, czyli Rosja. Nasz region jest traktowany jako terytorium, a nie podmiot polityki międzynarodowej. Podobne zdanie ma AfD – słyszymy.

Jednak BSW, w przeciwieństwie do AfD, nie jest izolowana, a główne partie nie wykluczają współpracy z Wagenknecht. Taka koalicja – zwana w Niemczech od barw partyjnych „jeżynową” – zawiązana została między CDU, SPD i BSW w Turyngii, gdzie we wrześniu wybory lokalne zwyciężyła skrajna prawica. Populistyczna lewica jest też partnerem mniejszościowym SPD w Brandenburgii.

– Tolerancja opinii publicznej i liderów partyjnych dla skrajnej i populistycznej lewicy jest trochę większa niż otwartość na skrajną prawicę, uznawaną za zagrożenie dla demokracji – mówi nasz rozmówca i zaznacza, że ostatnie sondaże wskazują jednak, iż poparcie BSW waha się na granicy progu wyborczego – to efekt słabych struktur, co utrudnia prowadzenie kampanii wyborczej.

Niemcy. Olaf Scholz problemem SPD

Dlaczego jednak zwycięzcy poprzednich wyborów, czyli socjaldemokraci, tak bardzo stracili na poparciu i grozi im zdobycie najgorszego wyniku w powojennej historii? Dr Łukasz Jasiński mówi, że to cena rządu kanclerza Olafa Scholza i jego osobistego braku popularności. Podkreśla, że na wschodzie Niemiec elektorat przejęło częściowo AfD, ale podstawowym problemem jest demobilizacja zwolenników.

– Olaf Scholz jest ponownie kandydatem na kanclerza, będąc lokomotywą socjaldemokratów, ale zaufanie do niego i sympatia są na bardzo niskim poziomie. Kanclerz tym samym nie tylko nie pomaga swojej partii, ale wręcz jej szkodzi – słyszymy.

Fakt, że mimo niskich notowań, Olaf Scholz ponownie prowadzi SPD do wyborów, to według specjalisty efekt ambicji samego kanclerza i „bezpiecznego” zagrania establishmentu partyjnego, który uznał, że szef rządu nie zagraża ich pozycji i może łączyć różne frakcje. – Gdyby nie podjął rękawicy w tej kampanii, przeszedłby do historii jako niepopularny szef rządu, który poniósł porażkę – kierowana przez niego koalicja rządząca straciła władzę, a on sam się wycofał – tłumaczy.

Socjaldemokraci mieli alternatywę w postaci Borisa Pistoriusa – ministra obrony, który jako jedyny polityk w Niemczech ma ponad 50 proc. zaufania społecznego. Szef resortu sam jednak zrezygnował z ubiegania się o bycie kandydatem na kanclerza, ponieważ według deklaracji – chciał skupić się na pracy w ministerstwie. – Otwarte pozostaje pytanie o przyszłość Pistoriusa. Być może liczy on, że porażka SPD otworzy mu drogę do walki o przywództwo w partii – wyjaśnia dr Jasiński.

Niemcy będą miały nowy rząd. Kto przejmie władze w Berlinie?

Jakiego więc rządu możemy spodziewać się po wyborach? Analityk PISM uważa, że najbardziej prawdopodobnym wariantem jest tak zwana wielka koalicja, czyli CDU/CSU-SPD.

– Środowe głosowanie w Bundestagu pokazało, że pomiędzy chadekami a zielonymi w kwestii migracji jest bardzo poważna różnica, która może być nie do przezwyciężenia. Zieloni – choć z pewnymi zmianami – pozostają najbardziej otwarci na migrantów, w innych partiach to się mocno zmieniło. Przyszła wielka koalicja będzie najpewniej z bardzo osłabionym SPD oraz zapewne bez Olafa Scholza i jego najbliższych współpracowników – argumentuje.

Taka koalicja daje też – według sondaży – najbardziej bezpieczną większość w Bundestagu. – Friedrich Merz, czyli prawdopodobny przyszły kanclerz z ramienia CDU, będzie robił wszystko, by uniknąć scenariusza budowania trójpartyjnej koalicji, która w mijającej kadencji skończyła się przyspieszonymi wyborami – wyjaśnia ekspert.

Wybory w Niemczech i „niebezpieczny scenariusz”. „Ostatnia 'bezpieczna’ kadencja”

Dr Łukasz Jasiński twierdzi jednak, że wysokie poparcie dla AfD – które uczyni skrajną prawicę liderem opozycji – oznacza, że „nadchodząca kadencja Bundestagu będzie ostatnią 'bezpieczną’ kadencją, ale przyszłość obarczona jest bardzo wieloma znakami zapytania”.

– Jeden z potencjalnie niebezpiecznych scenariuszy zakłada, że rząd dwóch największych partii nie rozwiąże problemów trapiących Niemcy – gospodarka dalej będzie w stagnacji, a sprawa migracji i przestępczości nie zostanie ograniczona – wtedy na fali rozczarowania chadekami i socjaldemokratami możemy mieć powtórkę z Austrii, czyli AfD może wygrać wybory w 2029 roku – przestrzega analityk.

– Niewątpliwie im silniejsza będzie AfD, tym trudniejsze będzie jej zupełne izolowanie, ponieważ powstanie zasadne pytanie o to, dlaczego zdanie wyborców AfD jest bagatelizowane? Jeśli AfD będzie dalej zyskiwała na sile, pozostałe partie będą zapewne próbowały zawierać szerokie koalicje, jak koalicja jeżynowa w Turyngii, by nie dopuścić do władzy skrajnej prawicy. Jednakże rządy oparte na takich egzotycznych koalicjach będą bardzo niestabilne – dodaje.

Jakie Niemcy po wyborach? Merz chce nowego otwarcia z Polską

Jak natomiast będzie rysowała się polityka zagraniczna potencjalnego kanclerza Friedricha Merza? Dr Jasiński mówi, że chadek będzie chciał zbudować nić porozumienia z Donaldem Trumpem, ponieważ jest politykiem proamerykańskim i proatlantyckim, ale otwartą kwestią pozostaje podejście republikanina, który traktuje Berlin jako rywala handlowego, a nie partnera.

– Można spodziewać się kontynuacji realizowanego obecnego procesu modernizacji Bundeswehry, ale tempo i zakres będą zależały od stanu niemieckiej gospodarki i budżetu, a w tej kwestii przyszły rząd może napotkać kilka przykrych niespodzianek – zaznacza analityk.

Co z relacjami z Polską? Merz deklaruje nowe otwarcie i widzi w Warszawie partnera. – Pytanie brzmi: Jak Niemcy postąpią w sytuacjach trudnych i konfliktowych, kiedy nasze interesy będą rozbieżne – słyszymy.

– Wyzwaniem jest zmiana sposobu postrzegania Polski przez Niemcy. Proces ten następuje, ale odbywa się powoli. W części niemieckich elit po wybuchu wojny w Ukrainie rozpoczął się proces rewizji stosunku do Rosji i naszego regionu Europy. W dalszym ciągu jednak niektóre środowiska patrzą na Polskę przez pryzmat postkomunistycznego, ubogiego państwa. Na szczęście jednak to się zmienia za sprawą dobrej sytuacji gospodarczej Polski oraz naszych wydatków na obronność. Pytanie, czy Berlin oprócz deklaracji dyplomatycznych będą w stanie przyjąć, że rola Warszawy wzrosła. Z drugiej strony, mając na względnie problemy Niemiec, pamiętajmy, iż to w dalszym ciągu kluczowe państwo UE, nasz sojusznik w ramach NATO i jedna z największych gospodarek świata – zaznacza analityk PISM.

Dr Łukasz Jasiński uspokaja jednak, że Polacy nie powinni obawiać się wyników wyborów i spodziewanego zaostrzenia polityki migracyjnej. – Polacy są w Niemczech grupą, która jest niekiedy opisywana jako „niewidoczna” – Polacy pracują, prowadzą własne biznesy, dobrze się asymilują, nie zaznaczają swojej odrębności w sposób jaskrawy. Problemem, który może się pojawić w krótkiej perspektywie, są ewentualne obostrzenia w kontrolach granicznych, co może utrudnić codzienne funkcjonowanie firm i osób prywatnych z polsko-niemieckiego pogranicza – podkreślił.

Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz na: sebastian.przybyl@firma.interia.pl

Udział
Exit mobile version