Prokuratura nie będzie zajmowała się dalej kwestią odpowiedzialności służb pomocowych w sprawie śmierci skatowanego ośmioletniego Kamila M. Śledztwo zostało umorzone, ale postanowienie prokuratora jest nieprawomocne. 

Decyzja ta wywołała sprzeciw rzeczniczki praw dziecka. Monika Horna-Cieślak przekazała, że poprze zażalenia pełnomocników, którzy reprezentują zmarłego chłopca i jego brata, Fabiana M. Prokuratura Krajowa zapowiada zaś, że decyzja o umorzeniu śledztwa zostanie przeanalizowana.

Sprawa Kamilka z Częstochowy. Wstrząs i zmiany

Przypomnijmy: ośmioletni Kamilek zmarł 8 maja 2023 r. w Górnośląskim Centrum Zdrowia Dziecka. Walka o jego życie trwała ponad miesiąc po tym, jak z ciężkimi obrażeniami ciała trafił do szpitala. O zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem podejrzany jest ojczym chłopczyka, który miał go sadzać na rozgrzanym piecu i polewać wrzątkiem.

Sprawa Kamilka wstrząsnęła opinią publiczną i przyspieszyła prace nad nowelizacją Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego. Zmiany w prawie weszły w życie w lutym 2024 i od imienia zakatowanego chłopca nazywane są „ustawą Kamilka”.

Prokuratura Regionalna w Gdańsku sprawdzała, czy sędziowie, prokurator, policjanci, pracownicy opieki społecznej, lekarze i nauczyciele zlekceważyli przesłanki, które mogły świadczyć o przemocy w rodzinie chłopca i zaniechali jakichkolwiek działań. To dochodzenie zostało umorzone – śledztwo w sprawie zabójstwa chłopca jest w toku.

„Decyzja prokuratora o umorzeniu postępowania została wydana po wnikliwej i rozważnej analizie całego materiału dowodowego, zawartego w 22 tomach akt głównych i w 44 tomach załączników” – zapewniają śledczy z Gdańska.

Kotula: Pilnie potrzebujemy rozwiązań

Skandaliczna i przedwczesna – tak minister ds. równości Katarzyna Kotula oceniła w portalu X krok prokuratury. W rozmowie z Interią mówi łagodniejszym tonem. – Nie chcę urządzać nagonki na służby, nie o to chodzi. Ale pilnie potrzebujemy rozwiązań – mówi i zdradza, jakie zmiany w zakresie ochrony dzieci przed krzywdzeniem zostaną wprowadzone w najbliższych miesiącach.

– W kwietniu wejdzie w życie kwestionariusz szacowania ryzyka zagrożenia życia i zdrowia dziecka z art. 12a z ustawy o przeciwdziałaniu przemocy domowej. Znajdzie się w nim lista pytań, które mają służbom pomóc w ocenie, czy dziecko jest bezpieczne, czy należy podjąć kroki, żeby je uchronić przed przemocą. Wolałabym, żeby to potencjalny sprawca był odizolowany, ale może się okazywać, że jedynym rozwiązaniem na dany moment jest odebranie dziecka rodzinie – mówi nam Kotula.

Minister ds. równości wskazuje też inne rozwiązania, nad którymi pracuje jej resort – wśród nich przegląd procedur dla pracowników socjalnych, żeby dostali więcej narzędzi do reagowania. Jak zapowiada, planowane jest też wprowadzenie cyfrowej Niebieskiej Karty. – Tak, by dzieci nie gubiły się nam w systemie – wylicza członkini rządu.

– Chodzi też o podwyżki dla pracowników socjalnych, oni po prostu powinni lepiej zarabiać – dodaje.

W sprawie Kamilka z Częstochowy powstał też raport, pierwszy z formie tzw. Serious Case Review, czyli dokładnej analizy przypadku śmierci dziecka krzywdzonego. Dokument jest już gotowy, ale zanim zostanie upubliczniony, zapoznają się z nim podmioty, których sprawa Kamilka bezpośrednio dotyczy – szkoły, do których uczęszczał chłopiec, czy placówki, które opieką obejmowały jego rodzinę.

– Nadrzędnym celem raportu nie jest wskazanie winnych, a znalezienie luk w działaniu systemu, by wiedzieć, gdzie i jakie należy podjąć działania – tłumaczy Kotula.

Nowa formuła. „Przyjęliśmy osiem spraw”

Kierownikiem zespołu opracowującego raport w sprawie śmierci ośmioletniego Kamila M. jest mec. Grzegorz Wrona, adwokat, certyfikowany specjalista oraz superwizor z zakresu przeciwdziałania przemocy w rodzinie. 

To pierwszy raport w formule Serious Case Review, która z kolei jest pierwszą taką procedurą w naszym kraju, mającą za zadanie ocenić przepisy, a nie ludzi – mówi Interii mec. Wrona. Jak wyjaśnia, w procedurze chodzi o to, żeby znaleźć luki w systemie pod względem procedur i sposobów działania, a nie pod względem błędów, które ewentualnie ktoś popełnił. 

– Moglibyśmy w dużym skrócie powiedzieć, że do tej pory szukało się winnego, bo zakładało się, że system jest dobry, a człowiek zły. Natomiast system nie jest doskonały. Naszym zadaniem jest pokazać, w jaki sposób praktyka pracy kuratorów sądowych, policjantów, pracowników socjalnych, nawet jeżeli jest zgodna z przepisami – czyli mamy sytuację, że nikt przepisów nie łamie – prowadzi do tego, co się stało w przypadku Kamila – dodaje. 

– Przyjęliśmy już osiem spraw do analizy w tej formule – wskazuje prawnik. 

Nowa formuła ma być game changerem

Praca w systemie Serious Case Review to duża i wyczekiwana przez środowiska działające na rzecz ochrony dzieci zmiana, która ma być swoistym „game changerem”. O formule zrobiło się głośniej niedługo po tym, jak opinią publiczną wstrząsnęła śmierć Kamilka, ale działania na rzecz wprowadzenia takiego rozwiązania w naszym kraju Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę prowadziła już wcześniej. Jolanta Zmarzlik, terapeutka i autorka szkoleń w zakresu ochrony dzieci, w wywiadzie dla Interii tak tłumaczyła zasadność działania wspomnianej procedury:

„To ma działać jak analiza wypadków lotniczych, kiedy sprawdza się, co dokładnie i na jakim etapie zawiodło. Mobilizuje się ludzi, żeby nie próbowali się usprawiedliwiać, ale spokojnie i rzeczowo poszukali słabości systemu. Że np. nie mają szkoleń albo pracownik socjalny miał za dużo podopiecznych”. (Całość – Specjalistka: W szkole Kamilka popełniono podstawowy błąd)

O wadach systemu, ale też problemie ze świadomością ludzi mówi nam Katarzyna Kotula. 

– Tylko 1 proc. zgłoszeń do niebieskich kart pochodzi od pracowników ochrony zdrowia, tylko 3 proc. od pracowników oświaty. Jest poczucie, że przemoc w rodzinie, przemoc wobec dziecka jest sprawą prywatną. Na zasadzie: „ja się nie będę wtrącał, bo może mnie coś złego spotka”. Panuje jeszcze jakaś taka znieczulica. To trzeba zmienić – wskazuje.

Jak mówi, sprawa Kamilka bardzo ją poruszyła. – To był chłopczyk w spektrum autyzmu, bardzo mało mówił. Sześć razy uciekał z domu. Pobity przychodził do szkoły. Wszyscy to dziecko widzieli. Policja, nauczyciele, służby… I jak to możliwe, że system zawiódł w każdym z tych miejsc? Z dużą dozą prawdopodobieństwa matka chłopca też była ofiarą przemocy. Gdyby udało się ją „wyłapać” wcześniej i jej pomóc, to być może w ogóle do tej przemocy wobec Kamilka by nie doszło – mówi.

Justyna Kaczmarczyk (justyna.kaczmarczyk@firma.interia.pl)

Udział
Exit mobile version