Skok na (zbyt) głęboką wodę
O Gołębiewskim zrobiło się głośno szerszej piłkarskiej widowni w momencie, kiedy objął stery w warszawskiej Legii. Wiadomo, ktokolwiek nie zostaje mianowany pierwszym trenerem “Wojskowych” błyskawicznie znajduje się w obiegu zainteresowań mediów i kibiców. Toteż mało komu wcześniej znany szkoleniowiec musiał błyskawicznie przyzwyczaić się do roli, do której absolutnie nie miał doświadczenia – wywiady, oceny jego pracy, reportaże, materiały prasowe i telewizyjne. Nagle z dnia na dzień znalazł się na świeczniku.
ZOBACZ TAKŻE: Iwanow: „Orły” wypoczęte, „Diabły” podrażnione. Co czeka Polaków w Brukseli?
A łatwego zadania w Legii nie miał. Nie ma co się oszukiwać, że wielu utytułowanych szkoleniowców mogłoby sobie nie poradzić z tym, co dotyczyło Gołębiewskiego. Ten wszedł do szatni pogrążonego w gigantycznym kryzysie zespołu i mimo szczerych chęci, po prostu nie dał rady. Ale tylko ktoś śledzący futbol powierzchownie mógłby mieć o to pretensje do samego trenera. Wielu przyznało jednym tchem “Gołębiewski został rzucony na głęboką wodę. Zbyt głęboką”.
Ofiara własnego sukcesu
A przecież należy przypomnieć, że Gołębiewski wcześniej z powodzeniem pracował w drugoligowej Skrze Częstochowa, w której niejako został ofiarą… własnego sukcesu. Gdy przychodził pod Jasną Górę, cel jaki przed nim postawiono był jasny – spokojne utrzymanie na zapleczu Fortuna 1 Ligi. Drużyna pod jego wodzą grała jednak tak dobrze – skutecznie, ale też efektownie, że zaczęła się liczyć w walce o… awans.
Częstochowianie, mający najmniejszy budżet w drugiej lidze, praktycznie bez żadnej infrastruktury, (wówczas nawet bez klubowego autokaru!), z jednym zniszczonym sztucznym boiskiem, bazujący na lokalnych zawodnikach, byli rewelacją rozgrywek, a wielu trenerów drużyn przeciwnych podkreślało, że to najładniej grający zespół w lidze.
– Antonio Conte, Pep Guardiola to są trenerzy, których podpatruję – przyznał. – Każdy młody zawodnik musi mieć jakość. Wtedy dostanie szansę. Nie zapatruję się, czy ktoś się stary, czy młody. W jedenastce ma grać najlepszy piłkarz – dodał.
Nagle przyszedł kryzys formy i postanowiono rozstać się z Gołębiewskim, ponieważ Skrze groziło widmo nie spadku, lecz braku awansu do strefy barażowej związanej z walką o awans. Późniejszy opiekun Legii cel zrealizował z nawiązką – tak dużą, że musiał odejść… Ironia futbolu.
Skrze, mimo wszystko, taki manewr się opłacił, ponieważ jego asystenci – Konrad Gerega i Jacek Rokosa doprowadzili drużynę do sensacyjnego awansu. Sam Gołębiewski w wywiadach podchodził do tematu rozstania z częstochowską ekipą z dużym dystansem, sugerując, że “taki jest los trenera” i będzie dobrze wspominał okres pracy pod Jasną Górą.
W kuluarach mówiło się, że Gołębiewski chciał wprowadzić do Skry standardy, które obowiązują w znacznie silniejszych i renomowanych zespołach. A na to częstochowianie mieli nie być gotowi, m.in., a może przede wszystkim pod względem finansowym. Kiedy kamera Polsatu Sport odwiedziła go w Legia Training Center tuż po tym, jak został mianowany pierwszym trenerem ówczesnych mistrzów Polski, jedynie uśmiechnął się mówiąc, że “jeszcze niedawno w Skrze miałem do dyspozycji jedno zniszczone boisko ze sztuczną murawą, a tutaj mam kilkanaście boisk i nie wiadomo, z którego skorzystać”. Ot ze skrajności w skrajność.
Przed Gołębiewskim czas najprawdopodobniej na nowy rozdział, czyli pracę w Chrobrym Głogów, z którym niedługo ma parafować umowę. Wydaje się, że dla obu stron to idealne rozwiązanie. Ten pierwszy na pewno nie będzie miał takiej presji na wynik, jak w Legii, a będzie miał lepsze warunki niż w Skrze. Ekipa z Dolnego Śląska raczej nie będzie chciała powtórzyć wyniku z minionego sezonu za wszelką cenę, a bardziej patrzeć na rozwój klubu długofalowo. To sportowe miasto, które żyje futbolem. Głogowianie zyskają trenera, który udowodnił już, że z takimi zespołami potrafi pracować. Żeby tylko nie pracował zbyt dobrze, patrz: casus Skry…
Przejdź na Polsatsport.pl