W ponury dzień na początku października mieszkańcy Jagodna nie mają ochoty na wspominki o cudzie sprzed roku. Jest zimno i mży. Ludzie pospiesznie maszerują z przystanków autobusowych do mieszkań, niektórzy zachodzą do którejś z usianych gęsto Żabek. – Pamiętam, jaki był szum, Jagodno to, Jagodno tamto, ale czy to osiedle jest jakieś specyficzne na tle Wrocławia, kraju? Mamy wokół dużo zieleni, jest cisza i spokój – mówi Janek, którego spotykamy pod sklepem. Do Wrocławia przeprowadził się z Wałbrzycha. Na Jagodnie wynajmuje kawalerkę za 2,5 tysiąca złotych. Dużo, mało? Mówi, że jak na Wrocław standardowo. 

Wieś Jagodno została przyłączona do Wrocławia po wojnie. Początek rozwoju peryferyjnego osiedla przypada na pierwszą dekadę XXI wieku. Wtedy rozpoczęła się budowa osiedla Cztery Pory Roku, najstarszej części nowej części Jagodna. Bloki rosły w polu. Dzisiaj do budynków prowadzą ulice sławnych muzyków i kompozytorów: z Vivaldiego można skręcić w Straussa, Komedy przecina się z Kajdasza. 

Zobacz wideo Skrót spotkania Donalda Tuska na Jagodnie. „Jesteście rekordzistami cierpliwości”

Jagodno jest częścią Krzyków, południowej części Wrocławia. Od zachodu sąsiaduje z Wojszycami, dalej na południe jest wieś Radomierzyce. W starej części osiedla dominuje niska zabudowa – wolnostojące domy, szeregowce, bliźniaki – i wąskie uliczki wyłożone kostką brukową, jak Brzozowa, Dróżnicza czy Jagodzińska. Pod koniec ubiegłego roku liczba zameldowanych mieszkańców Jagodna przekraczała 10 tysięcy. Można przyjąć, że drugie tyle żyje tu bez meldunku. 

Jagodno budowane w polu

Małgorzata Konieczna, przewodnicząca Rady Osiedla, na Jagodnie mieszka od 2006 roku. Jak wspomina, gdy się wprowadziła, obok pierwszych bloków rosła kukurydza. – Dookoła były pola uprawne. Mieszkańcy tzw. starego Jagodna byli rolnikami i posprzedawali grunty deweloperom. Osiedle zaczęło się budować w 2004 roku, od tamtego czasu się rozrasta – mówi. Konieczna jest w radzie czwartą kadencję. Rozwój osiedla obserwuje od samego początku. – W kwartał przybywało 100 mieszkań, ale długo brakowało jakiejkolwiek infrastruktury. To była goła sypialnia. Dwa małe sklepiki, jedna apteka żadnych lokali usługowych, szkoły, przedszkola, żłobka. Po większe zakupy trzeba było wyjeżdżać z osiedla. Dzisiaj jest lepiej, powstał miejski żłobek, zespół szkolno-przedszkolny jest w pobliżu, są lokale usługowe, kawiarnie, restauracje. Daje to pewną swobodę w ramach osiedla, ale nadal jest tego wszystkiego za mało w stosunku do liczby mieszkań – mówi.

Bloki na Jagodnie Daniel Drob / Gazeta.pl

W pierwszych latach do Jagodna ludzi przyciągały dość atrakcyjne ceny mieszkań i lokalizacja. Z jednej strony osiedle znajduje się na peryferiach miasta, z drugiej jest położone stosunkowo blisko centrum. Jeśli nie ma korków, do Śródmieścia można dojechać autobusem w 25-30 minut. Gorzej jak są. Bo te korki, jak mówią mieszkańcy, to istna katastrofa. 

„Jak w Chinach, trzeba się dopchać, żeby wsiąść”

Wojciecha spotykam w pobliżu kościoła Miłosierdzia Bożego przy Buforowej, ulicy oddzielającej stare i nowe Jagodno. – Tutaj dosłownie nie było niczego, pole. Kilka lat temu z okna widziałem sarny, a później dźwigi, coraz więcej i więcej, budowało się szybko. Korki? Tak. Korki są potworne, ale gdzie we Wrocławiu nie ma? – mówi. Stolica Dolnego Śląska tradycyjnie jest uważana za jedno z najbardziej zakorkowanych miast w Polsce. O problemie słychać często. – Niech pan przyjdzie z samego rana, to pan zobaczy – powtarzają mieszkańcy. Mówią, że w porannym szczycie najpierw trudno wyjechać z parkingu, a później z osiedla na główną ulicę, czyli Buforową, bo ta też stoi. Z korków na Jagodnie żartował Donald Tusk, gdy po wyborach parlamentarnych spóźnił się na spotkanie z mieszkańcami. Cała nadzieja w budowanym obecnie buspasie, który w przyszłości ma stać się trasą autobusowo-tramwajową. Mieszkańcy liczą, że zakończenie inwestycji skróci komunikacyjną gehennę w tej części miasta. 

Brak tramwaju na Jagodnie to temat na osobną historię. Pojawiły się zapowiedzi, że tramwaj będzie na Euro 2012. Oficjalnie obietnicę złożył Jacek Sutryk. – Projekt linii tramwajowej powstał za prezydenta Sutryka, ale wtedy okazało się, że dochodzi do skrzyżowania naziemnych linii tramwajowej i kolejowej. Zgodnie z przepisami one się nie mogą przecinać. Projekt poszedł do kosza – wyjaśnia Małgorzata Konieczna. Zmianę przepisów, które umożliwią budowę linii tramwajowej, zapowiedział po wyborach Donald Tusk. Obecnie trwają prace nad odpowiednim rozporządzeniem, równolegle miasto ogłosiło przetarg na projekt linii tramwajowej. – Póki co budowana jest niezależna dwukierunkowa jezdnia dla autobusu, co w najbliższym czasie też w znacznej mierze rozwiąże nasze problemy – mówi przewodnicząca rady. 

– Dojazdy są fatalne. Ogólnie chwalę sobie mieszkanie na Jagodnie, ale z dojazdami, komunikacją miejską muszą zrobić porządek. Jest dramat – mówi mi kobieta spacerująca z psem. – Wszyscy wyjeżdżają z osiedla jedną wąską drogą, nie da się wydostać z parkingu. Rano z to jest jakaś paranoja. A autobus? Między 7 a 8 jest jak w Chinach – trzeba się dopchać, żeby wsiąść – relacjonuje, ale zaraz podkreśla, że poza tym jest „super”. – Niech pan nas pochwali w artykule, napisze, że dobrze się tu żyje – rzuca na koniec.

Nagle kończy się chodnik. Dziury łatane budżetem obywatelskim

Problemów Jagodno ma więcej. Jeszcze nie wszędzie są wyasfaltowane drogi. Pomiędzy nowymi blokami na osiedlu Komedy samochody jeżdżą po betonowych płytach. Trzeba omijać doły i kałuże. Mieszkańcy skarżą się na brak chodników. To znaczy – chodniki wzdłuż większości ulic są (choć też nie wszędzie), ale bywają miejsca, że niespodziewanie się urywają i trzeba iść po ziemi, a jeśli akurat pada – po błocie. Jeden z mieszkańców tłumaczy mi, że deweloper ma obowiązek zbudować chodnik tylko tam, gdzie jest jego działka. – Dalej nie pociągnie, bo nie chce wydawać pieniędzy – mówi poirytowany. O chodniki pytam Małgorzatę Konieczną. Przyznaje, że problem jest. – Deweloper buduje chodnik do granicy działki. Następnie jest przerwa, gdzie znajduje się na przykład jakiś element infrastruktury i to już nie jest grunt dewelopera. W efekcie jest dziura. Ta dziury łatamy w ramach budżetów obywatelskich – opisuje. 

Mieszkanie na Jagodnie chwalą sobie za to Ukraińcy, których napotykam spacerując po osiedlu. Andrij uciekł z Ukrainy przed wojną. Jako astmatyk nie może walczyć na froncie. Wcześniej pracował z rodziną w Hiszpanii. Mówi, że w Polsce jest lepiej. – Tutaj się czuje prawie jak w domu w Kijowie. Polacy i Ukraińcy są podobni, z Hiszpanami trudniej się dogadać – opowiada. Mówi, że ma dobre relacje z sąsiadami na Jagodnie, chwali osiedle za to, że wszystkie podstawowe usługi są tu dostępne. Jego dziecko uczy się w pobliskim przedszkolu. – Podoba mi się tutejszy spokój – mówi. 

Kolejka zmarzniętych ludzi

Rok temu Jagodno stało się znane na całą Polskę. Telewizje pokazywały wtedy ogromną kolejkę do obwodowej komisji wyborczej nr 148 przy ulicy Jagodzińskiej, gdzie na co dzień mieści się siedziba rady i zarządu osiedla. Ludzie chcący oddać głos stali w niej godzinami, a ostatnią kartę do urny wyborca wrzucił tam około 3 nad ranem w poniedziałek. O Jagodnie w swoich relacjach wspominały Reuters i BBC. Zziębniętym wyborcom sąsiedzi przynosili ciepłe napoje, a położona kilka kilometrów dalej restauracja przywoziła pizze.  

Kolejka na Jagodnie
Kolejka na Jagodnie Fot. Tomasz Pietrzyk / Agencja Wyborcza.pl

Mieszkanka jednego z domów przy Jagodzińskiej wspomina, że kolejka ciągnęła się kilkaset metrów. – Też w niej stałam i moje dzieci stały. Przyszłam o 18, a zagłosowałam po 21. Wcześniej już widziałam przez okno w którymś domu, jak w telewizji pokazali wyniki, więc było wiadomo, kto wygrał – mówi. Jej sąsiadka dodaje: – Omarzliśmy się. Nie powinno tak być. Urzędnicy nie wiedzieli, że tyle ludzi przyjdzie głosować? A wystarczy spojrzeć, ile tu się bloków nabudowało. 

Kolejka na Jagodnie stała się symbolem wzorowej postawy obywatelskiej, demokracji, zwycięstwa nad PiS-em itd., choć przecież była efektem niedopatrzeń urzędników. Ci nie wzięli pod uwagę, że w ostatniej chwili do spisu wyborców dopisało się dużo osób bez zameldowania. – Niestety, na wrocławskim Jagodnie warunki były tragiczne. Przy niesprzyjającej pogodzie, bo było dosyć zimno, wyborcy musieli stać w kolejce i czekać na zewnątrz na głosowanie – przyznawała rok temu Magdalena Pietrzak, szefowa PKW. 

Świętowania 15 października nie będzie. Z mitu zostało niewiele

Ulica Jagodzińska. To tu 15 października ustawiła się słynne kolejka do lokalu wyborczego Daniel Drob

Cud 15 października? Mieszkaniec: Był bajzel z wyborami

Koalicja Obywatelska zdaje się więc na Jagodnie królować. To tu Donald Tusk przyjechał na swoją pierwszą powyborczą wizytę. Żeby być ścisłym – fizycznie Tusk był w pobliskich Wojszycach, ale siłą rzeczy w mediach przyjęła się fraza o spotkaniu z mieszkańcami Jagodna. To wtedy lider PO mówił – nawiązując do powstania Solidarności – że „15 października zdarzył się podobny cud, jak w sierpniu 1980 roku”. A prawicowe media drwiły, że symbol uśmiechniętej Polski uczyniono de facto z bałaganu przy organizacji wyborów i ludzi marznących w kolejce. 

Pytam mieszkańców o wizytę Tuska i „cud”. – Żaden cud, jedni wygrali, drudzy przegrali – mówi Wojciech, ten, którego spotkałem pod kościołem. – Osiedle stało się znane, bo był bajzel z wyborami. Tyle dobrze, że kolejne już przebiegały normalnie – dodaje. Pytam, czy faktycznie ludzie są tu tacy postępowi i protuskowi. – Ja to mam wrażenie, że najbardziej postępowi są ci, co przyjechali tu mieszkać z największego zadupia – mówi. 

Marta, którą spotykam gdzieś między Jagodnem a Wojszycami, mówi, że „tutaj dużo osób popiera Rudego”. – Młodzi są za Platformą, ale jak się ucha nadstawi w sklepie, to PiS-owców też nie brakuje – dodaje. 

Emerytka, która zdradza, że głosowała na Platformę i stała w kolejce 15 października: – Był cud, był Tusk, ale co ja, emerytka, z tego mam? 

Kolejny mieszkaniec: – O tym, że Jagodno jest platfomerskie, to ja się dowiedziałem z mediów. Ale coś w tym jest. Chyba przez to, że mieszka tutaj dużo młodych ludzi, a oni na PiS nie głosują.

Szef pizzerii: Tusk to przemiły facet

Przyjęło się, że pizzeria Mania smaku, która rok temu nakarmiła oczekujących w kolejce wyborców, sama znajduje się na Jagodnie, ale to nie jest prawda. Lokal przy ulicy Racławickiej, który odwiedził Tusk, też jest położony na Krzykach, ale bliżej centrum Wrocławia. Od Jagodna to parę ładnych kilometrów, a przez popołudniowe korki podróż samochodem zajmuje 20 minut. Przyjmuje mnie Mateusz Grzęda, w³a¶ciciel pizzerii. Siedzimy przy stoliku obok baru. W sali obok pizzę jadł Tusk. Wybrał Burrinarę. – Skontaktowała się z nami posłanka Monika Wielichowska, że Donald Tusk zamierza odwiedzić naszą pizzerię. Później przyjechali oficerowie SOP-u, wszystko sprawdzali, zabezpieczyli teren. Tuska chciało zobaczyć strasznie dużo ludzi. To były tłumy – relacjonuje. – Jaki jest Tusk? Przemiły facet, mega spokojny. Rozmawialiśmy na luzie, tak jak my teraz – wspomina. Jak opowiada, zdarzało się, że później klienci wypytywali, w którym miejscu siedział premier. 

Donald Tusk w pizzerii Mania Smaku. Obok Mateusz Grzęda, właściciel lokalu Fot . Krzysztof Ćwik / Agencja Wyborcza.pl

Wydaje się, że ruch w Manii Smaku jest spory, jak na czwartek o godzinie 15. Grzęda nie kryje, że na brak klientów nie narzeka, choć kilka miesięcy temu w sieci pojawiła się informacja o bankructwie lokalu. – Ludzie sobie sami kreują rzeczywistość, a niestety hejt jest naturalną częścią naszego życia w tych czasach. Moja skrzynka mailowa jest otwarta, dostaję dużo chamskich wiadomości, pogróżki, jakieś rasistowskie obrazki. Nie przejmuję się, nie biorę tego do siebie – mówi. 

Grzęda opowiada, jak to było z tymi setkami pizz dla kolejkowiczów z Jagodna. – Byliśmy już praktycznie po pracy. Jeden z moich współpracowników z działu marketingu powiedział, że na Jagodnie marzną biedni ludzie. Ekipa się zleciała, zaczęliśmy wozić pizze, to było spontaniczne, Nie liczyłem dokładnie, ale rozwieźliśmy jakieś 300 pizz – wspomina Grzęda. – Wiadomo, że prowadzimy biznes, ale uważam, że biznes ma też obowiązek wspierać lokalne społeczności. Poza tym pizza to danie, które z natury ma łączyć ludzi – dodaje. 

Grzęda podkreśla, że stojących w kolejce wspierali zwykli mieszkańcy i to im należy się wdzięczność. – Ja jestem firmą, dla mnie to była kwestia jakichś niedużych nakładów finansowych i pracy, ale największe pieśni pochwalne powinni dostawać zwykli mieszkańcy, którzy przynosili w nocy tym ludziom kawę i herbatę – mówi. Pytam Grzędy, co na jego oko zostało z emocji z 15 października. – Niewiele – przyznaje. – Czasem jeszcze ludzie pytają o wizytę Tuska, o Jagodno, ale dzisiaj już chyba bardziej żyje tym sieć. W realu z mojej perspektywy niewiele się zmieniło – mówi. 

Udział
Exit mobile version