37-letnia Agnieszka była w ciąży bliźniaczej, hospitalizowana w szpitalu wojewódzkim w Częstochowie. Tam 23 grudnia zmarł pierwszy z jej synów. „Przyjęte zostało stanowisko wyczekujące, z uwagi na to, że była szansa aby uratować drugie dziecko” – wyjaśnia placówka w wydanym oświadczeniu. Poronienie wykonano dopiero 31 grudnia, chociaż śmierć drugiego płodu stwierdzono wcześniej. Kobieta zmarła 25 stycznia w innym szpitalu, osierociła trójkę dzieci.
Kamila Ferenc, aplikantka adwokacka z kancelarii społecznej Prawo do Prawa, prawniczka Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny i Fundacji Przeciw Kulturze Gwałtu zapytała na Twitterze szpital wojewódzki w Częstochowie o 37-letnią Agnieszkę, która była w ciąży bliźniaczej i zmarła w tej placówce.
„Trzy pytania – czy to była wola pacjentki, żeby ratować drugi płód? A jeśli tak, to czy wcześniej poinformowano ją o ryzyku, jakie się z tym wiąże? I dlatego polscy lekarze nie wykonują aborcji selektywnej w ciążach bliźniaczych? Dzisiaj widzę się z siostrą Agnieszki, poszukam odpowiedzi” – napisała Ferenc.
Trzy pytania – czy to była wola pacjentki, żeby ratować drugi płód? A jeśli tak, to czy wcześniej poinform. ją o ryzyku, jakie się z tym wiąże? I dlatego polscy lekarze nie wykonują aborcji selektywnej w ciążach bliźn.?
Dzisiaj widzę się z siostrą Agnieszki, poszukam odpowiedzi pic.twitter.com/4ssbMQhMc3— Kamila Ferenc (@kamila_ferenc) January 26, 2022
W odpowiedzi szpital wydał oświadczenie. Czytamy w nim: „Po tym, gdy nastąpił zgon pierwszego dziecka, przyjęte zostało stanowisko wyczekujące, z uwagi na to że była szansa aby uratować drugie dziecko. Pomimo starań lekarzy doszło do obumarcia również drugiego płodu. Natychmiast podjęta została decyzja o zakończeniu ciąży”
Szpital nie podaje dat śmierci drugiego bliźniaka ani decyzji o aborcji. Z dalszej treści oświadczenia wynika, ze medycy zastosowali indukcję mechaniczną i farmakologiczną, która nie przyniosła efektu (rozwarcia szyjki i skurczów macicy). Dopiero 31 grudnia „stało się możliwe wykonanie poronienia”
Oświadczenie szpitala ws. śmierci 37-letniej ciężarnejWojewódzki Szpital Specjalistyczny im. Najświętszej Maryi Panny
Śmierć pierwszego bliźniaka
Według informacji, opublikowanych na Facebooku przez rodzinę 37-letniej Agnieszki z Częstochowy – a rozpowszechnionej przez grupę „Ani jedna więcej” – wynika, że kobieta była w I trymestrze ciąży bliźniaczej. 21 grudnia zeszłego roku trafiła do Wojewódzkiego Szpitala w Częstochowie na Oddział Ginekologii – wedle bliskich, z powodu bólu brzucha i wymiotów. „Wcześniej lekceważono jej skargi, mówiąc, że to ciąża bliźniacza i ma prawo tak boleć” – twierdzą autorzy postu.
Podczas pobytu w szpitalu stan 37-latki pogarszał się. Rodzina: „Przyjechała tam w pełni świadoma, w dobrej kondycji fizycznej i psychicznej, z dolegliwościami ginekologicznymi. Za pośrednictwem rozmów telefonicznych byliśmy świadkami, jak stan jej z dnia na dzień ulegał pogorszeniu”.
Bliscy powołują się na epikryzę lekarską, z której wynika, że 23 grudnia 2021 zmarł pierwszy z bliźniaków. „Niestety nie pozwolono na usunięcie martwego płodu, ponieważ prawo w Polsce temu surowo zabrania. Czekano aż funkcje życiowe drugiego z bliźniaków samoistnie ustaną. Agnieszka nosiła w swoim łonie martwe dziecko przez kolejne 7 dni” – opisują.
Śmierć drugiego bliźniaka
Śmierć drugiego z bliźniaków – wedle rodziny – nastąpiła dopiero 29 grudnia. „Następnym karygodnym faktem jest, że ręcznego wydobycia płodów dokonano po następnych 2 dniach (!!!)” – podkreślają bliscy. I dodają: „Przez ten cały czas, zostawiono w niej rozkładające się ciała nienarodzonych synków. Nie zapomniano jednak w porę poinformować księdza, aby przyszedł na oddział i odprawił pogrzeb dla dzieci (!!!).”
Bliscy podejrzewają, że Agnieszka zachorowała na sepsę. „Tak sądzimy po wynikach – wyjaśniają – ponieważ kiedy trafiła do szpitala badanie CRP wskazywało na 7 jednostek, dzień przed śmiercią, było to już 157,31H (norma 5), informacji o sepsie jednak nigdzie w dokumentach nie ma. Jej funkcje życiowe z dnia na dzień pogarszały się do takiego stopnia, że w przeciągu kilku dni stała się przysłowiowym ‘warzywem’ i z ginekologii trafiła na neurologię” – piszą w mediach społecznościowych.
Rodzina twierdzi, że szpital utrudniał im kontakt z pacjentką, że nie pozwolono im na wgląd do dokumentacji medycznej powołując się na to, że Agnieszka nie napisała upoważnienia dla męża ani siostry. „Padały słowa o podejrzeniu choroby wściekłych krów, insynuując, że za zły stan zdrowia Agnieszki odpowiada jej nieodpowiednia dieta, bogata w surowe mięso. Cytując pana rehabilitanta ze szpitala: ‘pewnie najadła się surowego mięsa’ i należy teraz do grona 3 proc. populacji, których dotyka ta choroba (wariant Creutzfeldta-Jakoba)”.
Zmiana szpitala i śmierć matki
23 stycznia nastąpiło zatrzymanie akcji serca. Reanimacja okazała się skuteczna. Dzień później kobietę przetransportowano do szpitala w Blachowni, gdzie – jak opisują bliscy – medycy porozmawiali z nimi i wydali dokumentację.
– Trafiła do nas w stanie krytycznym, w nocy – mówi Marta Bełza, rzeczniczka szpitala w Blachowni. Z uwagi na tajemnicę lekarską, nie udziela szczegółowszych informacji.
Bełza potwierdza, że 25 stycznia Agnieszka zmarła w Blachowni. Rodzina jest przekonana, ze w częstochowskim szpitalu doszło do przestępstwa.
Częstochowski szpital w swoim oświadczeniu broni się, że „wykonano wiele procedur medycznych, które miały pomóc pacjentce, miedz innymi trzy testy na koronawirusa. Dwa okazały się negatywne. Trzeci – 23 stycznia – pozytywny. Jak podaje szpital, w tym dniu u 37-latki nastąpiły duszności i spadła saturacja. Szpital dodaje, że rodzina miała kontakt z pacjentką, „przy zachowaniu obostrzeń wynikających z pandemii”
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock