Borodzianka po prostu nie istnieje. Całe centrum zostało zbombardowane przez Rosjan. Ludzie, którzy siedzieli nawet w piwnicach, zginęli na miejscu, przykryci gruzami – relacjonował w rozmowie z TVN24 dokumentalista i wolontariusz Mateusz Lachowski, który przebywa obecnie pod Kijowem. Jak mówił, Rosjanie wycofując się, zostawiali „pułapki”. – Widziałem dwie czy trzy atrapy ciał, które były minami. Zostawiają miny także pod ciałami, nawet swoich żołnierzy – dodał.
Mateusz Lachowski powiedział w rozmowie z TVN24, że Bucza to nie jest jedyny przykład rosyjskiego bestialstwa na wyzwolonych terenach wokół ukraińskiej stolicy.
– Wczoraj byłem w Borodziance. Borodzianka po prostu nie istnieje. Tam co drugi czy trzeci dom jest zniszczony – mówił Lachowski. Jak dodał, pod gruzami jednego z bloków w centrum miasta, który został ostrzelany przez rosyjskie lotnictwo, leży kilkadziesiąt ciał. – Gdybyśmy się zastanawiali, dlaczego Ukraińcom tak bardzo zależało na tym, żeby zamknąć niebo, to właśnie dlatego. Całe centrum zostało zbombardowane przez Rosjan. Ludzie, którzy siedzieli nawet w piwnicach, zginęli na miejscu wszyscy, przykryci gruzami – relacjonował.
Zniszczony blok mieszkalny w Borodziance [6.04.2022]PAP/EPA/OLEG PETRASYUK
Rozmówca TVN24 powiedział, że w Borodziance mieli stacjonować m.in. kadyrowcy, czeczeńskie oddziały słynące ze szczególnej brutalności. – Z tego, co mi mówiono, dochodziło do strasznych zbrodni. Są groby przy blokach, na których są plakietki „Miał 40 lat, nie byliśmy w stanie rozpoznać, kim był”. Bo tak był zmasakrowany – mówił dokumentalista.
Borodzianka, Ukraina (05.03.2022)Mateusz Lachowski
„Miny są wszędzie”
Lachowski opowiadał, że podkijowskie miejscowości, z których wycofały się wojska rosyjskie, są bardzo gęsto zaminowane.
– Miny są wszędzie. Ja, żeby dostać się do Borodzianki, musiałem jechać objazdem 30 kilometrów przez las – relacjonował. Jak dodał, jedyny most, łączący miasto z Kijowem, został wysadzony przez Rosjan, którzy dodatkowo go zaminowali. – Tych min jest bardzo dużo. Widziałem dwie czy trzy atrapy ciał, które były minami. Zostawiają miny także pod ciałami, nawet pod ciałami swoich żołnierzy – mówił Lachowski.
Przekonywał, że „Bucza to jest naprawdę wierzchołek góry lodowej”. – Wracając z Borodzianki, pojechaliśmy przez Makarów. Tam jest takie miasteczko Andriejewka, gdzie podobno byli kadyrowcy. Tam naprawdę przez 20-30 kilometrów nie było człowieka na ulicy, a domy były zniszczone, może nie wszystkie, 90 procent. Niektóre z tych domów były zrównane z ziemią – opisywał dokumentalista.
Borodzianka, Ukraina (05.03.2022)Mateusz Lachowski
Lachowski: wyjście na ulice oznaczało śmierć
Lachowski rozmawiał z mieszkańcami Borodzianki, którzy opowiadali mu o życiu pod rosyjską okupacją i strachu, który towarzyszył im każdego dnia.
– Kobieta z Borodzianki mówiła mi, że jak raz wyszła na ulicę, to zaczęli strzelać jej pod nogi i powiedzieli: jak wyjdziesz, to zginiesz – relacjonował.
Opowiadał, że w całym mieście, na budynkach, ruinach i znakach drogowych widnieją litery „V” – symbol rosyjskiej armii, którym Rosjanie znakowali swoje pojazdy. – Są też napisy „nie zbliżać się, bo zginiesz” – dodał.
Źródło zdjęcia głównego: Mateusz Lachowski