
Tajwan nieuchronnie zmierza do konfrontacji z Chinami. Chińskie manewry wokół Tajwanu „Misja Sprawiedliwość 2025” to nie tylko prężenie muskułów. To także sprawdzian zdolności reagowania Tajwanu oraz sposobu postrzegania sytuacji w Cieśninie Tajwańskiej przez nas wszystkich. Może się bowiem powtórzyć „24 lutego”, kiedy świat „obudził” się w szoku po rozpoczęciu „specjalnej operacji wojskowej” Federacji Rosyjskiej.
Częściej, więcej, intensywniej
Chiny, rzecz jasna, żadnej kontroli nad Tajwanem nie mają. Mają za to liczną i coraz lepiej wyposażoną armię. I w sytuacjach niezadowolenia nie wahają się jej użyć. Na razie jako straszaka.
Od 2022 z roku na rok rośnie intensywność aktywności militarnej Chin wokół Tajwanu. I o ile można mieć różną percepcję naruszania przez Chiny tzw. linii mediany w Cieśninie Tajwańskiej, o tyle obszar obecnych manewrów zahacza już o wody terytorialne Tajwanu.
Wyjaśnijmy, że linia mediany to umowna granica w Cieśninie między tym, co chińskie, a tym, co tajwańskie. Granica, z którą Chiny coraz bardziej się nie liczą.
Chiny-Tajwan. Kurs kolizyjny
O tym, że marzeniem Xi Jinpinga jest „pokojowe zjednoczenie” – jak chce chińska propaganda – z Tajwanem, nikogo nie trzeba przekonywać. Nie powinno też dla nikogo być zadziwieniem, że Tajwan to samostanowiący byt, politycznie niezależny od Chińskiej Republiki Ludowej.
Tajwan ogłosił w tym roku rekordowe wydatki na obronność. Prezydent William Lai zapowiedział budowę T-Dome – wielopoziomowego systemu obrony antyrakietowej wokół wyspy. Wzorowanej na izraelskiej żelaznej kopule. W tym kontekście – z bezprecedensową wizytą w Tel Awiwie pojawił się wiceszef tajwańskiej dyplomacji Francois Wu. W końcu Tajwan dostał zgodę amerykańskiego Kongresu na zakup amerykańskiego uzbrojenia za rekordową kwotę ponad 11 miliardów dolarów.
Niezależność Tajwanu jest na kursie kolizyjnym z wizją światowego porządku Chin. Tu nie ma odcieni szarości. Chiny – tak jak i putinowska Rosja – zaczęły coraz intensywniej przepisywać historię. A społeczność międzynarodowa na razie zachowuje się jak orkiestra na Titanicu.
Blokada, czyli sposób na wyspę
Gdy spojrzeć na mapę obecnych manewrów, to nie przychodzi na myśl nic innego jak – okrążenie. Chińskie wojsko już wcześniej deklarowało, że ćwiczony był scenariusz całkowitej blokady wyspy. To najbardziej prawdopodobny sposób próby zajęcia Tajwanu przez Chiny.
Z każdymi manewrami Chiny starają się przesunąć także granice naszej percepcji. To gra bardzo niebezpieczna. Prof. Dominik Mierzejewski, twórca Ośrodka Spraw Azjatyckich UŁ, określił zabiegi Chin jako: „normalizacja presji militarnej”.
– Chińska Armia Ludowo-Wyzwoleńcza demonstruje zdolność do: izolowania wyspy, odcinania szlaków logistycznych oraz szybkiego przejścia od presji do działań kinetycznych – mówi Interii prof. Mierzejewski.
Jest też drugi poziom wywierania presji – dyplomatyczny.
Chiński MSZ określa manewry jako „surową karę” wobec „sił separatystycznych”, przypisuje obecnym władzom Tajwanu rolę „niszczycieli pokoju” i „podżegaczy wojennych” oraz zagrożenie dla „głównych interesów” Pekinu. Celowo nie wspomina tu o amerykańskim dealu wojskowym, chcąc pozostawić złudzenie, że Tajwan to sprawa wewnętrzna – dodaje Mierzejewski.
Tajwan w ostatnich latach wydaje miliony dolarów na rozwój kontaktów międzynarodowych. Gdzie tylko pojawia się szansa na „złapanie” kontaktu na szczeblu międzypaństwowym – Tajwan nie szczędzi wysiłków ani środków. To skuteczna strategia. Jeszcze kilka lat temu nie byłbym w stanie wyobrazić sobie ani wizyt (nieoficjalnych) tajwańskiego MSZ w Warszawie, ani też faktu, że do Polski trafia 70 proc. produkcji tajwańskich dronów.
Oficjalnie Tajwan utrzymuje relacje dyplomatyczne z 12 krajami świata. W Europie tylko z Watykanem. Nie przeszkadza mu to jednak szukać innych platform współpracy gospodarczej, edukacyjnej, która coraz bardziej przekłada się na politykę. Bo tak jak Chiny sondują reakcje świata na te manewry, tak i Tajpej sonduje miejsca, gdzie w przypadku konfliktu będzie mogło liczyć na wsparcie.
Na dzień przed rozpoczęciem manewrów dogasający szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow za pośrednictwem rządowej agencji publikuje epistołę o tym, że „Tajwan jest nieodłączną częścią Chińskiej Republiki Ludowej”. To kalka z chińskiej propagandy. Nieprzypadkowo Chiny „podbijają” znaczenie manewrów wypowiedziami przedstawiciela swojego sojusznika – Rosji. Paradoksalnie – gospodarczego i politycznego zakładnika chińskich władz.
Kto będzie umierał za Tajwan
To pytanie, na które odpowiedź najbardziej chcieliby poznać sami Tajwańczycy. „Misja Sprawiedliwość” to manewry, które mają też co najmniej dwa cele międzynarodowe.
-
Testują reakcje Japonii i USA.
-
Lub w lżejszej wersji – są sygnałem dla Waszyngtonu i Tokio.
Od dwóch miesięcy mamy impas w relacjach dyplomatycznych Pekinu i Tokio po słowach japońskiej premier, która nie wykluczyła zaangażowania się Japonii w potencjalny konflikt w Cieśninie. Bo chińska inwazja na Tajwan dosłownie została uznana za zagrożenie dla Japonii.
Na razie to stanowisko premier Sanae Takaichi i jej obozu, za które kulejąca japońska gospodarka płaci słony haracz. Ale Takaichi nie wycofuje się ze swoich słów.
Tajwan pod presją. Co na to Donald Trump?
Uzbrojenie płynie na wyspę z USA. Stany Zjednoczone „Ustawą o Tajwanie” zobowiązane są do podtrzymywania zdolności obronnych wyspy. Stąd rekordowe zakupy uzbrojenia. Do tej pory jednak jedynym prezydentem USA w ostatnich latach, który jednoznacznie zadeklarował, że do Cieśniny wysłałby wojsko, był Joe Biden. „Złapany” pytaniem dziennikarki w jednym z wywiadów.
Prezydent Donald Trump obecne manewry bagatelizuje. Przekonuje nas, że to „business as usual”. Z przecieków z Białego Domu wiadomo, że Xi Jinping w rozmowie telefonicznej z Trumpem miał go zapewnić, że Tajwanu nie zajmie. Dopóki Trump jest gospodarzem Białego Domu. Na usta ciśnie się inne amerykańskie powiedzenie – „wishful thinking” (myślenie życzeniowe).
Chiny tymi manewrami diametralnie zmieniają komunikat.
– To sygnał nie tylko dla Tajwanu, ale też jego partnerów takich jak Stany Zjednoczone i Japonia – mówi Interii Marcin Jerzewski, szef tajwańskiego biura European Values Center for Security Policy.
– Chiny chcą pokazać, że są gotowe utrzymać kontrolę nad regionem przy użyciu siły. Dziś ćwiczą z wykorzystaniem żywego ognia – mówi z Tajpej.
Manewry to nie trzęsienie
Zanim zdążę zapytać znajomych z Tajwanu o manewry, pomyślą, że dzwonię, żeby zapytać, czy nic im się nie stało w sobotnim trzęsieniu ziemi.
– Ogłoszenie tych ćwiczeń nie wzbudziło szczególnego niepokoju wśród mieszkańców, ale rząd i prasa na bieżąco monitorują rozwój sytuacji – mówi mieszkający w Tajpej Marcin Jerzewski.
Billion Lee, która kiedyś mówiła mi, że prędzej umrze, niż zostanie obywatelką Chin, tym razem jest spokojna. – To będzie dzień jak co dzień, ale trzeba się przygotować – mówi Interii.
– W kulturze tajwańskiej przygotowanie jest postrzegane jako cnota, podobnie jak pilna nauka przed egzaminem. Wierzę w filozofię pokoju poprzez gotowość. Jeśli jesteśmy gotowi na najgorsze, koszt inwazji staje się zbyt wysoki, co zmniejsza prawdopodobieństwo wojny. I odwrotnie, jeśli udajemy, że zagrożenie nie istnieje i zaniedbujemy obronę, jedynie ułatwiamy inwazję – mówi Billion.

