Na początek żart: oficjalnie kampania wyborcza zaczęła się 15 stycznia. Tak wynika z ordynacji wyborczej, która za oficjalny start kampanii uznaje publikację w Dzienniku Ustaw postanowienia Marszałka Sejmu o dacie wyborów. Oznacza to, że pierwsze wezwania do zmiany kandydata KO pojawiły się ZANIM ten mógł oficjalnie wydać choćby złotówkę na swoją kampanię. Nawet Joe Biden i Małgorzata Kidawa-Błońska mieli więcej czasu. 

To jest oczywiście fikcja, bo żaden z politycznych obozów tych ram czasowych i prawnych nie respektuje, ale pokazuje jednocześnie, w jak histerycznych czasach żyjemy. 

Dziś najbardziej aktywna w social mediach i mediach część opinii publicznej jest w stanie wywróżyć zwycięstwo lub porażkę ludzi czy inicjatyw już po pierwszym ćwierć lub pół newsie. „Gladiator II” miał być fatalnym filmem, bo ktoś zobaczył w trailerze rekiny w Coloseum. Gra „Wiedźmin 4” ma według niektórych już być porażką – choć jeszcze nie istnieje – bo główna bohaterka na zwiastunie ma za krótką szyję. Rafał Trzaskowski ma za to przegrać wybory, bo mu w dwóch sondażach spadło. Zupełnie jakby część komentujących brała udział w jakiejś przewrotnej wersji programu „Jaka to melodia” i na wyścigi prognozowała wydarzenia po „jednej nutce”.

Przypomnijmy, o co chodzi w wyborach prezydenckich, gdy jest się jednym z faworytów, bo czasami to niektórym osobom umyka. W wyborach prezydenckich chodzi o wygraną.  Nie o styl, nie o przewagę, z jaką się to zrobi, nie o sondaże na pięć miesięcy przed wyborami. Chodzi o wygraną. Dziś największą szansę na wygraną ma Rafał Trzaskowski. Problem w tym, że jego największa „wada” jest poza jego kontrolą

Największa „wada” Trzaskowskiego

Niezależnie od tego, co zrobi, lub czego nie zrobi kandydat KO, wybory będą przede wszystkim plebiscytem pod tytułem „czy jesteś zadowolony z 1,5 roku rządów koalicji Tuska, Kosiniaka-Kamysza, Hołowni i Czarzastego”. Najmniej w tym wszystkim będzie chodzić o Rafała Trzaskowskiego. Tak, to znów wina Tuska.

O pogarszających się nastrojach społecznych pisał na Gazeta.pl niedawno Grzegorz Sroczyński wskazując, że poziom społecznego rozczarowania sytuacją w kraju zbliża się do poziomów późnego Morawieckiego. Fajnie, że TVP nie wymachuje już bejsbolem autorytarnej propagandy, a Polska nie jest w stanie permanentnej wojny z Unią Europejską, ale nie każdy jest zadowolony. Jak komentował niedawno jeden z naszych Czytelników: 

Głównym problem rządu (a wkrótce i Trzaskowskiego) jest olanie żelaznych obietnic złożonych przez Tuska, w które bardzo wielu uwierzyło. Dla przypomnienia: kwota wolna od podatku 60 tys. złotych, całkowita likwidacja podatku Belki, benzyna po 5,19 złotych, obniżka o POŁOWĘ ceny gazu i prądu + akademiki za 1 złoty czy natychmiastowa poprawa w służbie zdrowia (tu jest nawet gorzej niż było za PiS-u). Antykaczyzm też coś tam wnosi, bo ludzie są już tym coraz bardziej znudzeni, dla nich może rządzić nawet Eskimos czy Marsjanin byle im się dobrze żyło. A tak niestety nie jest i rząd tego nie może zrozumieć. 

Każda dyskusja o wyborach prezydenckich szybko przestaje być dyskusją czy lepszy będzie Trzaskowski, Nawrocki czy Mentzen (to aktualne Top 3), tylko dyskusją o jakości życia w Polsce. Karol Nawrocki jest kandydatem (jeszcze) mocno drewnianym i już ze śliskimi wypowiedziami, które zabijają – jeśli ktokolwiek ją miał – jakąkolwiek nadzieję na nowe otwarcie w polityce. Nie sądzi nic o ucieczce Romanowskiego na Węgry, a w kibolskich śpiewach na Jasnej Górze widzi wspaniały „kibicowski zmysł”. Mimo to rośnie w sondażach. Rośnie też Sławomir Menzten, który jest po prostu sobą, a spada Szymon Hołownia, który zaraz zrówna się wynikiem z lewicową koleżanką z koalicji Magdą Biejat. Rosną kandydaci opozycji, zadyszkę łapią kandydaci koalicji.

Dla komentujących „po jednej nutce” to sygnał alarmowy nie dla Rafała Trzaskowskiego, ale całego jego obozu. Tymczasem to nie sygnał alarmowy, a prosta informacja ze strony skomplikowanej rzeczywistości, która w racjonalnym świecie wpłynęłaby na kampanię kandydata KO. Nie czas na panikę, tylko na normalną pracę

Co może zepsuć Trzaskowski?

Oczywiście kandydaci mogą swoje zepsuć. Rafał Trzaskowski po wygranej Donalda Trumpa nad Kamalą Harris mówił w Lublinie: – Dzisiaj my musimy być jak jedna pięść, dokładnie tak jak Trump w wyborach prezydenckich. To się nam może podobać, czy nam się może nie podobać, ale trzeba korzystać z tych wzorców, które są efektywne. Mówić jasnym przekazem, mówić w sposób zdecydowany. Mówić po prostu wprost ludziom, jakie są zagrożenia. 

Jak zapowiedział, tak nie zrobił. Rafał Trzaskowski miał być jak Trump (cokolwiek to oznacza), a działa jak Kamala Harris, goniąc niczym automat za coraz to nowymi, wynikającymi z politycznych badań grupami. Ni stąd, ni zowąd Rafał Trzaskowski stał się oto konserwatywnym PSL-owcem, kiedy opowiedział się, wbrew stanowisku własnego obozu, za nieobowiązkowym udziałem dzieci w zajęciach edukacji zdrowotnej, pod którą kryje się kolejne podejście jakiejkolwiek edukacji seksualnej. Polityk, do niedawna bywalec parad równości i zwolennik aktywności edukatorów seksualnych w stołecznych szkołach wycofuje się rakiem ze swojej postępowości. Kiedy był prawdziwy? Wtedy? Teraz? Nigdy? 

Niektórzy mogli tego nie zauważyć, ale w tym roku – po latach już niemodnej (trzeba być jak Trump!) – ekumeniczności Boże Narodzenie wróciło na billboardy miasta stołecznego Warszawy. W 2021 roku miasto życzyło wszystkim „Każdemu bez wyjątków wszystkiego dobrego”. W 2022 roku były to „Święta jakich pragniecie”, a rok temu miasto życzyło mieszkańcom bliżej nieokreślonych „Wyśnionych świąt”. Jak było teraz? Tradycyjne, polskie „W Święta Bożego Narodzenia niech nas łączy Warszawa”. Kto niby ma w to nagłe religijne przebudzenie uwierzyć? To obrażanie inteligencji i lewicowej, i prawicowej bańki.

Ciekawe, co kampanijny Rafał Trzaskowski powie o obowiązkowych szczepieniach, Ukraińcach, strefie czystego transportu czy dostępie do broni, gdy w badaniach wyjdzie jego sztabowi, że może coś na tym ugrać? Tymczasem nikt nie potrzebuje kampanijnego Rafała Trzaskowskiego. Kampania Rafała Trzaskowskiego potrzebuje prawdziwego Rafała Trzaskowskiego. Dlaczego Trump mógł mówić wszystko, czego zapragnął? Dlaczego pochwała kibolstwa ze strony Karola Nawrockiego mu nie szkodzi? Bo w dzisiejszej polityce wiarygodność buduje się autentycznością. Nie strojeniem fałszywych min do grup focusowych. 

Tak, jestem za związkami partnerskimi, zieloną energią i mocną Unią (wymieniam tu na razie wszystkie tematy, których Rafał Trzaskowski na razie unika, a więc je najprawdopodobniej popiera), bo w to właśnie wierzę i taki po prostu jestem, ale jako prezydent załatwię Wam takie te konkretne sprawy i w taki, a nie inny, sposób będę się zachowywać. A jak nie, wywalicie mnie z Pałacu i będziecie mieli rację

W dzisiejszych czasach mydłkowaty, skierowany niby do wszystkich pic jest drogą donikąd. Tym bardziej, jeśli jest się kandydatem nie najbardziej kochanej koalicji w dziejach. 

Udział
Exit mobile version