– Myślę, że nie będzie bardzo dużych zmian. Ameryka skupi się na problemach wewnętrznych. Myślę, że przeszacowujemy znacznie zwycięstwa czy to przez Trumpa, czy Harris – mówi w rozmowie z Interią dr Łukasz Gołota z Wydziału Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych UW, kiedy pytamy o politykę nowego prezydenta.
Obawy amerykańskich sojuszników, co do polityki Donalda Trumpa w Azji, pojawiły się już w czasie jego pierwszej prezydentury, kiedy zarzucał Tajwanowi odebranie Amerykanom rynku półprzewodników i podkreślał, że azjatycki kraj powinien sam płacić za swoją obronę. Czy teraz Stany Zjednoczone zmniejszą swoją aktywność w konflikcie Chiny-Tajwan?
– Ameryka będzie obecna w Azji i będzie pilnowała tam swoich interesów. Niezależnie od tego, kto jest prezydentem, to mimo wszystko duży wpływ na kształt polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych ma stały establishment doradczy – zaznacza Gołota.
Nasz rozmówca dodaje jednak, że w wypowiedziach i zapowiedziach Trumpa nie jest jasne, co stanowi rzeczywiste plany, a co jest retorycznym chwytem na użytek polityki wewnętrznej. W tegorocznej kampanii mówił między innymi o wprowadzeniu 60. proc. ceł na towary z Chin, co część amerykańskich ekspertów oceniła jako zapowiedź nowej wojny handlowej. Donald Trump cła wprowadzał też w czasie pierwszej prezydentury.
Donald Trump „miał rację”. Chiny „przekroczyły Rubikon”
– Trump przy całym jego populizmie i naturalnej w amerykańskiej polityce agresywności, to jednak jeśli chodzi o nadużywanie przez Chiny pozycji w światowym systemie handlowym, miał rację. I Biden przejął pałeczkę. Amerykanie nie zlikwidowali ceł na chińskie produkty – wskazuje Gołota.
Podkreśla też skalę problemu. Kiedy Amerykanie wprowadzali cła na produkty z Chin, teoretycznie było to sprzeczne z podstawowymi zasadami światowego handlu. – Nie można wycofywać się w wcześniej podjętych zobowiązań. To jest art. 20 GATT (Układ Ogólny ws. Taryf Celnych i Handlu – red.). Amerykanie argumentowali, że podnieśli skokowo cła na chińskie produkty, ponieważ Chińczycy w sposób ordynarny, systemowy kradną własność intelektualną i pozwala na to chiński rząd. Dlatego Amerykanie tłumaczyli, że muszą podnieść cła, bo to obraża ich moralność publiczną – mówi Gołota.
Rozmówca Interii dodaje, że obecnie mamy do czynienia z nieco innymi warunkami.
– Nie jest żadną tajemnicą, że Chińczycy do pewnego momentu nadużywali umowy o systemie ochrony własności intelektualnej. Ale od jakiegoś czasu składają więcej wniosków patentowych niż Amerykanie. Przekroczyli Rubikon – podkreśla Gołota.
Wyniki wyborów w USA. Ekspert wskazuje „nową rzeczywistość”
Co zatem zrobi Trump? Czy rzeczywiście rozpocznie nową wojnę celną? – Nie jest aż tak ważne, czy to będzie 50., 60. czy 70. proc. cło. Pytanie jest takie, czy zostaną zatopione zasady światowego handlu, co oznaczałoby koniec porządku opartego na globalizacji i liberalizmie – wskazuje nasz rozmówca.
Dr Gołota podkreśla, że oznaczałoby to budowę „nowej rzeczywistości”. – Opartej nie na jednym, multilateralnym systemie handlowym, w którym uczestniczą wszystkie państwa i wyznają wspólne wartości, tylko to będzie świat regionów, rywalizujących ze sobą bloków handlowych – mówi Interii.
Wskazuje też, że Unia Europejska i Stany Zjednoczone były zwolennikami globalizacji do momentu, w którym przestały czerpać z niej największe zyski. – Jak w systemie pojawiły się Chiny, Brazylia, kraje rozwijające się, to Zachodowi nagle odechciało się rywalizacji w czystej postaci. Amerykanie najpierw mówili o free trade (wolny handel), potem o fair trade (sprawiedliwy handel), a teraz mówią o prawach pracowniczych i ochronie środowiska. A kraje rozwijające są bardzo asertywne w narzucaniu rozwiązań korzystnych dla siebie – zaznacza dr Łukasz Gołota.
Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz na jakub.krzywiecki@firma.interia.pl
Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage – polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!