Po unijnych instytucjach krąży pewna prezentacja dotycząca stanu przemysłu obronnego UE. Pośród zalewu danych, harmonogramów, wniosków i prognoz można z niej wyczytać, jak wielka przepaść dzieli pod względem nakładów na obronność UE z czołowymi globalnymi graczami.

Między 1999 a 2023 rokiem kraje Wspólnoty zwiększyły swoje wydatki na zbrojenia o raptem 40 proc.. Stany Zjednoczone w tym samym ćwierćwieczu podniosły nakłady o 68 proc. To jednak i tak nic przy Rosji i Chinach. Reżim Władimira Putina może pochwalić się wzrostem o 523 proc., a Państwo Środka aż o 651 proc. To najlepiej pokazuje, gdzie w kwestii potencjału obronnego jest dzisiaj Unia.

Z tych samych analiz, którymi dysponują unijne instytucje, wynika, że gdyby między 2006 a 2022 rokiem państwa członkowskie wydawały na zbrojenia po 2 proc. swojego PKB, miałyby do dyspozycji aż o 1,8 bln euro więcej na poprawę swoich zdolności obronnych. W rzeczywistości przeznaczyły na ten cel tylko 424 mld w europejskiej walucie. Słabość UE obrazuje też udział w globalnym rynku zbrojeniowym. UE ma w nim tylko 13 proc., a największy koncern w Unii – włoskie przedsiębiorstwo Leonardo – zajmuje dopiero 13. miejsce na świecie, jeśli chodzi o firmy zbrojeniowe.

To fatalne dane w świetle coraz realniejszego rosyjskiego zagrożenia i konieczności zatroszczenia się przez UE na poważnie o swojego własne bezpieczeństwo.

Biała Księga prawdę o UE powie

Skalę zaniedbań, ale też przede wszystkim potrzeb i priorytetów, europejskiej obronności i przemysłu zbrojeniowego ma unaocznić tzw. biała księga europejskiej obronności. To dokument, którego przygotowanie w ciągu pierwszych 100 dni funkcjonowania nowej Komisji Europejskiej obiecała Europejczykom przewodnicząca Ursula von der Leyen. Za przygotowanie księgi odpowiedzialni są szefowa unijnej dyplomacji Kaja Kallas i unijny komisarz ds. obronności i przestrzeni kosmicznej Andrius Kubilius.

Patrzymy na sytuację obecnego budżetu i na co jest w nim jeszcze miejsce. I tego miejsca w ogóle nie ma, więc to chyba najlepiej pokazuje kierunek finansowania

~ Dobrze zorientowany w finansach UE brukselski urzędnik

„Biała Księga ma przede wszystkim wskazać problemy sektora obronności, stan konkurencyjności przemysłu i potrzeby inwestycyjne” – czytamy w jednym z unijnych komunikatów na ten temat. Przygotowywany przez Kallas i Kubiliusa dokument ma również nakreślić ogólne ramy integracji unijnej obronności, ze szczególnym naciskiem na zdolność reagowania na pojawiające się zagrożenia, a także wskazać główne geopolityczne wyzwania i przeanalizować rosnące zdolności militarne innych kluczowych aktorów globalnych.

Wedle zapowiedzi, w przygotowywanej przez unijnych komisarzy analizie znajdziemy odpowiedzi na takie kwestie jak: europejska tarcza obrony powietrznej, wzmocnienie zdolności cyberbezpieczeństwa, ściślejsza współpraca UE z NATO, efektywniejsze wydatki na zbrojenia w państwach członkowskich, zmniejszenie zależności od zewnętrznych dostawców uzbrojenia i skupienie się na inwestycjach wewnątrz UE, położenie nacisku na współpracę zbrojeniową w zakresie przemysłu, innowacji, wspólnych zakupów i produkcji.

100 mld euro na zbrojenia w nowym budżecie UE

Chociaż w UE wszyscy czekają na ostateczny efekt prac Kai Kallas i Andriusa Kubiliusa, już dzisiaj dla każdego jest jasne, że sytuacja UE w kwestii bezpieczeństwa i obronności jest zła. Dlatego na horyzoncie rysują się już nadchodzące wielkie zmiany.

Andrius Kubilius, komisarz Unii Europejskiej ds. obronności i przestrzeni kosmicznej/JOHN THYS / POOL

W obecnym, siedmioletnim budżecie unijnym – opiewa na sumę 1 bln euro – na obronność przeznaczono skromne 10 mld euro. Komisarz Kubilius chce, żeby w nowej perspektywie budżetowej (lata 2028-34) wspomniana kwota wzrosła dziesięciokrotnie. – Musimy być gotowi na możliwość rosyjskiej agresji – argumentował w niedawnym wywiadzie dla „Politico”. I dodał: – Jeśli zawiedziemy na Ukrainie, to oczywiście prawdopodobieństwo rosyjskiej agresji militarnej przeciwko państwom członkowskim UE może wzrosnąć.

Sam Kubilius przyznał, że tak drastyczne zwiększenie finansowania zbrojeń będzie gigantycznym wyzwaniem i kraje członkowskie czeka długa dyskusja nad tym, skąd wziąć potrzebne środki. Jest to jednak wyzwanie, któremu UE musi sprostać, jeśli nie chce obawiać się o swoją przyszłość. Były litewski premier podkreśla, że zaniechanie wydatków na własne bezpieczeństwo przez kraje unijne w przyszłości przyniesie znacznie wyższą cenę niż wspomniane 100 mld euro w perspektywie siedmioletniego budżetu.

Kluczowe dla powodzenia planów Kubiliusa będą jego relacje z odpowiadającym za unijne finanse polskim komisarzem Piotrem Serafinem. Jak dowiaduje się Interia, obaj politycy mieli już okazję rozmawiać i zgadzają się co do tego, że bezpieczeństwo i obronność to obszar, w którym krajów UE nie stać na oszczędności po wielu latach zaniedbań.

Otoczenie komisarza Serafina liczy na konkretne i owocne kolejne rozmowy z Kubiliusem. – Chcielibyśmy, żeby przygotował plan, co do tego, które inicjatywy, które projekty chce realizować, w jakiej skali, gdzie widzi możliwość finansowania przez kraje członkowskie, gdzie przez budżet UE, a gdzie tego finansowania brakuje – tłumaczy nam jedno z naszych unijnych źródeł. – Mając już takie konkrety będziemy mogli usiąść i rozmawiać o kosztach i źródłach finansowania każdego z projektów – stwierdza.

Bezpieczeństwo i obronność. 500 mld euro „na zeszyt”

Rozmówcy Interii w Brukseli podkreślają też jednak jeszcze jedną, niezwykle istotną w tym momencie, kwestię. Zwiększenie budżetowych wydatków na obronność w latach 2028-34 to jedna sprawa, ale UE musi działać tu i teraz, bo potrzeby i zagrożenie też są tu i teraz. Poza tym, w obliczu zmian w Białym Domu Ukraina bardziej niż w przeszłości będzie teraz zależeć od pomocy państw UE.

To wszystko oznacza konieczność kolejnych wydatków. Problem w tym, że nie ma skąd ich opłacić. Część unijnego budżetu przeznaczona na obronność była mała i została już w zdecydowanej większości rozdysponowana. – Co nam po wydatkach z nowego budżetu, które efekty przyniosą w 2029 albo i 2030 roku? Do tego czasu może być już po wojnie i po Ukrainie. Działania są potrzebne od razu – nie pozostawia złudzeń wysoko postawiony polski dyplomata. – Patrzymy na sytuację obecnego budżetu i na co jest w nim jeszcze miejsce. I tego miejsca w ogóle nie ma, więc to chyba najlepiej pokazuje kierunek finansowania – tłumaczy z kolei jeden z brukselskich urzędników, dobrze zorientowany w stanie unijnych finansów.

Z krajami Południa nie powinno być problemu. Im zależy na pewnych rzeczach i nam zależy na pewnych rzeczach. Jest duża przestrzeń do dogadania się. Wyzwaniem są Holendrzy i Niemcy

~ Doświadczony unijny dyplomata

Dlatego Polska podczas swojej prezydencji planuje podjąć wzmożone działania dyplomatyczne i polityczne w celu przekonania pozostałych partnerów ze Wspólnoty do konieczności zdobycia zewnętrznego finansowania obronności i zbrojeń na najbliższe lata. Tym bardziej, że miałoby to pomóc również w sfinansowaniu Tarczy Wschód, a więc jednego ze sztandarowych projektów rządu Donalda Tuska. Polski rząd oszacował budżet inwestycji na 10 mld zł, ale to tylko koszty materiałowe, do tego wstępne. W Brukseli mówi się, że całość projektu – materiały, szeroko rozumiana infrastruktura wojskowa i cywilna, sprzęt, zaplecze logistyczne, obsada wojskowa – docelowo będzie kosztować wielokrotnie więcej.

Mimo tego, nasi informatorzy w Brukseli twierdzą, że szansa na uwspólnienie finansowania jest znaczna, bo i zrozumienie dla tego projektu, zwłaszcza wśród krajów naszego regionu, jest powszechne. Niewykluczone, że Tarcza Wschód rozciągnie się również na inne państwa wschodniej flanki UE i NATO.

Żeby tak się stało, UE musi jednak najpierw zgromadzić dodatkowe fundusze na obronność. Jak dowiaduje się Interia, na stole jest obecnie kilka rozważanych opcji: wspólne kredyty (podobne do tego z czasów pandemii koronawirusa), emisja euroobligacji, zwiększenie nakładów na zbrojenia w budżetach państw członkowskich czy poluzowanie reżimów finansowych dotyczących finansowania obronności przez kraje UE (w praktyce: wyprowadzenie ich poza obowiązujące w UE limity budżetowe).

Ursula von der Leyen, przewodnicząca Komisji Europejskiej

Ursula von der Leyen, przewodnicząca Komisji Europejskiej/

Kwota, o którą chodzi, jest niemała. Nasze brukselskie źródła mówią o sumie 500 mld euro na najbliższe lata. Szkopuł w tym, żeby dla pozyskania nowych środków, być może w drodze kredytowania, znaleźć w UE potrzebną większość, nie mówiąc już o konsensusie. Tajemnicą poliszynela jest, że percepcja rosyjskiego zagrożenia wygląda zupełnie inaczej w różnych krajach UE – np. na wschodniej flance i południu Wspólnoty.

Z informacji, do których dotarła Interia, wynika też, że zbudowanie takiej trwałej większości będzie jednym z największych wyzwań rozpoczynającej się w styczniu polskiej prezydencji w UE. Aktualnie stanowisko Polski popierają państwa bałtyckie, a bliskie przekonania są również państwa nordyckie – Dania, Szwecja i Finlandia – które historycznie należały do tzw. grupy skąpców, czyli krajów bardzo niechętnie patrzących na zwiększanie wydatków budżetowych UE, nie wspominając już o zewnętrznym finansowaniu.

Największym wyzwaniem nie są – o dziwo – kraje południa UE, ale Holandia i Niemcy. Holendrzy należą do wspomnianej już „grupy skąpców”, a poza tym od kilku miesięcy rządzi tam eurosceptyczny rząd. Z kolei Niemcy przygotowują się do przedterminowych wyborów parlamentarnych i nikt nie chce nawet słyszeć o kredytowaniu unijnej obronności. – Z krajami Południa nie powinno być problemu. Im zależy na pewnych rzeczach i nam zależy na pewnych rzeczach. Jest duża przestrzeń do dogadania się. Wyzwaniem są Holendrzy i Niemcy – mówi Interii doświadczony unijny dyplomata.

Udział
Exit mobile version