Unia Europejska „może na politykę celną zareagować polityką celną” – powiedział mediom w Brukseli Olaf Scholz. Podczas nieformalnego szczytu Rady Europejskiej kanclerz Niemiec podkreślił, że „jasne jest, iż jako silna strefa ekonomiczna możemy kształtować naszą przyszłość i reagować na cła”.

Scholz zaapelował o współpracę krajów UE wobec ekonomicznych gróźb prezydenta Stanów Zjednoczonych i przypomniał, że obie strony korzystają na wymianie towarów i usług. – Jeśli polityka celna to utrudni, skutki będą złe i dla USA, i dla Europy – dodał.

Zobacz wideo Magdalena Biejat: USA pod wodzą Trumpa nie są przewidywalnym partnerem

Tusk: „Niepotrzebna i głupia wojna celna” Trumpa

Donald Trump w sobotę 1 lutego nałożył cła w wysokości 25 proc. na cały import z Meksyku i większość towarów z Kanady oraz 10 proc. na towary z Chin. Dzień później Kanada i Meksyk odpowiedziały nałożeniem ceł na Stany Zjednoczone, Trump zaś nazwał wynoszący 300 miliardów euro deficyt UE w handlu z USA „zbrodnią” i zapowiedział, że cła wobec Unii „na pewno będą”.

USA są największym odbiorcą eksportu z Unii Europejskiej. W ostatnich miesiącach amerykański prezydent ostrzegał Europę, że „musi” kupować od Amerykanów więcej ropy i gazu, aby zmniejszyć deficyt w transatlantyckim handlu.

Donald Tusk stwierdził w poniedziałek w Brukseli, że liderzy państw UE i sama UE „muszą zrobić wszystko, aby uniknąć tej totalnie niepotrzebnej i głupiej wojny celnej”. Tusk zaznaczył jednak, że UE nie może „utracić zdrowego rozsądku” i zrozumienia, gdzie są jej interesy, ale także nie może utracić „szacunku do samej siebie”.

Szefowa dyplomacji UE o cłach Donalda Trumpa: Ostatnie będą się śmiały Chiny

Szefowa unijnej dyplomacji Kaja Kallas wskazała przed szczytem, że „jeśli Amerykanie zaczną wojnę gospodarczą, to ostatnie będą się śmiały Chiny”, a w wojnie handlowej „nie ma zwycięzców”.

– Jesteśmy bardzo powiązani. My potrzebujemy Ameryki, a Ameryka potrzebuje nas – stwierdziła w Brukseli Kallas. Również premierka Danii, Mette Frederiksen – której Trump dał się ostatnio szczególnie we znaki, uporczywie sugerując sprzedaż Grenlandii – oświadczyła, że wprawdzie „nie popiera walki z sojusznikami”, ale Dania solidarnie odpowie na cła, gdyby Amerykanie obłożyli nimi Unię.

Francuski prezydent Emmanuel Macron powiedział reporterom, że jeśli Europa zostanie gospodarczo zaatakowana, to, „jako prawdziwa potęga, będzie musiała o siebie walczyć i zareagować”. Dodał, że ostatnie zapowiedzi z USA pchają tylko Europę do większej jedności i większej aktywności w odpowiedzi na problemy wspólnego bezpieczeństwa.

Widmo Trumpa nad szczytem UE ws. obrony

Unijny szczyt miał pierwotnie dotyczyć właśnie wyłącznie bezpieczeństwa – ale nie gospodarczego, a militarnego, i nie obrony przed amerykańskimi cłami, a rosyjskim wojskiem. W weekendowym wydaniu gazety „Bild am Sonntag” przed brukselskim spotkaniem sekretarz generalny NATO Mark Rutte wezwał Niemcy do znacznego zwiększenia wydatków na obronę i wzmożenia produkcji zbrojeniowej wobec rosnącego zagrożenia ze strony Rosji.

Wyrażę się jasno: musimy przygotować się na wojnę. A najlepszym sposobem, by jej zapobiec, jest wzrost wydatków na obronę

– podkreślił.

I tym właśnie przede wszystkim zajmują się dziś w Brukseli przywódcy UE i krajów członkowskich. Rutte – były premier Holandii, doskonale znający większość Rady i znany jako jeden z niewielu europejskich polityków mających posłuch u Donalda Trumpa, sam uczestniczy w tych rozmowach – podobnie jak brytyjski premier Keir Starmer.

Wajcha z napisem „unijna obrona” została na dobre przestawiona na wyższy poziom gotowości bojowej w marcu 2022 r. w Wersalu po rosyjskiej inwazji na pełną skalę na Ukrainę. Obecny szczyt jest pierwszym spotkaniem poświęconym w całości obronie, w tym przede wszystkim zapewnieniu finansowania unijnego przemysłu zbrojeniowego poprzez mobilizację sektora prywatnego i wykorzystanie unijnych instrumentów i budżetu UE.

Pistorius o 5 proc. PKB na obronę: To nieosiągalne

Orędownikiem wspólnych wydatków – i długów – które pozwoliłyby częściowo sfinansować z unijnej kasy m.in. budowany przez wschodnie kraje UE system obronny „Tarcza Wschód” – jest Polska. Przeciwne takim wydatkom były dotychczas m.in. Niemcy.

W tle brukselskiej narady są wezwania Trumpa do unijnych krajów NATO do zwiększenia wydatków na obronę do 5 proc. produktu krajowego brutto. Po tym, jak w swojej poprzedniej kadencji lobbował na rzecz podniesienia tych wydatków do 2 proc., w 2024 r. 23 z 32 krajów członkowskich osiągnęło ten pułap. Ale dla wielu 5 proc. to za dużo.

Niemiecki minister obrony Boris Pistorius nazwał żądanie amerykańskiego prezydenta „nieosiągalnym”. W rozmowie z ZDF ocenił, że „nie musimy skakać za każdym razem, gdy Donald Trump nam rozkaże”.

Zaznaczył jednak, że kraje UE będą musiały przekroczyć poprzednie żądania Trumpa – czyli właśnie wspomniane 2 proc. PKB na obronę – „w obliczu zagrożenia, jakie stanowi Wadimir Putin”. Zasugerował, że może to być między 3 a 4 proc. PKB, które powinno zostać spożytkowane na europejski przemysł obronny.

Unia rozważa, skąd brać broń

To, skąd powinna pochodzić nowa unijna broń, również będzie przedmiotem rozmów – i zapewne sporów. Francja, sama mająca potężny przemysł obronny, agituje za tym, aby unijne pieniądze – czyli pochodzące z kieszeni europejskiego podatnika – były wydawane w Europie. Tymczasem kraje takie jak Polska, Niemcy, Holandia czy państwa bałtyckie są otwarte na zakup broni poza UE, jak na przykład Polska, wydająca miliardy na sprzęt z USA i Korei Południowej – zauważa brukselski serwis „Politico”.

Brukselski szczyt ma zatem trzy zadania: wypracować wspólną odpowiedź na amerykańskie groźby wojny celnej, ustalić wspólną politykę wydatków na obronność i stworzyć podwaliny do rozbudowy unijnego przemysłu obronnego za wspólne unijne pieniądze. Przed szczytem Polska oraz kraje bałtyckie wezwały do wydania do 2027 roku co najmniej 100 miliardów euro na obronę. W 2023 r. unijne inwestycje w obronność sięgnęły 72 mld euro, a w 2024 przekroczyły 100 mld.

Artykuł pochodzi z serwisu Deutsche Welle.

Udział
Exit mobile version