W środę (12 marca) w dużych miastach w centralnej części Polski utrzymuje się zła jakość powietrza. Według danych Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska przed południem najwyższy poziom zanieczyszczeń odnotowano w Warszawie, Poznaniu, Zielonej Górze i Bydgoszczy. Rządowe Centrum Bezpieczeństwa wydało ponadto ostrzeżenie dla mieszkańców Kalisza oraz sąsiednich powiatów: krotoszyńskiego i pleszewskiego. Jednostka zaleca między innymi zrezygnowanie ze spacerów i uprawiania sportów na zewnątrz, a także zachęca do ograniczenia wietrzenia pomieszczeń.
Według aktualizowanego na bieżąco rankingu najbardziej zanieczyszczonych dużych miast portalu IQAir stolica Polski zajmowała o godzinie 12 drugie miejsce na świecie. Powietrze w Warszawie uzyskała wynik 160 we wskaźniku AQI, określającym poziom smogu w skali od 0 do 500, i zostało opisane jako „niezdrowe”. Poziom zanieczyszczeń był wyższy jedynie w Wuhanie w Chinach, który otrzymał 166 punktów AQI.
Zanieczyszczenie powietrza w dużych miastach
– To, co się teraz dzieje, jest dość charakterystyczne dla dni wiosennych i suchych dni zimowych. Stacja pomiarowa w Warszawie na Alei Niepodległości pokazuje na przykład bardzo wysokie stężenie grubych pyłów PM10, natomiast niewielkie stężenie mniejszych pyłów PM2,5 – zauważa w rozmowie z Gazeta.pl Piotr Siergiej, ekspert w zakresie tematyki zanieczyszczeń powietrza i rzecznik Polskiego Alarmu Smogowego. O godzinie 12 stężenie pyłów PM10 wynosiło w centrum stolicy ponad 150 mikrogramów na metr sześcienny, a PM2,5 – około 65 mikrogramów na metr sześcienny.
Wysokie zanieczyszczenie powietrza pojawiło się w okresie, w którym do Polski zawitało znaczne ocieplenie. Wystąpienie smogu nie ma więc bezpośredniego związku z ogrzewaniem. – Proporcje małych cząsteczek do dużych mówią o tym, skąd się ten dym bierze. Jeśli mówimy o zwykłym dymie z komina, jest w nim dużo małych cząsteczek. Natomiast to, co w tej chwili dzieje się w części dużych miast to najprawdopodobniej wynik zalegającego na ulicach pyłu, który jest wzbijany przez koła samochodów – wyjaśnia Piotr Siergiej.
Winny pył miejski
– Pył miejski, który zalega na ulicy i przy krawężnikach, składa się z kurzu i piasku, ale też powstaje na skutek ścierania się opon i klocków hamulcowych. To jest również pył z kominów, który opada na ziemię. Po okresie zimowym na ziemi jest sporo zalegających cząsteczek stałych. W suche dni są one wzbijane przez koła samochodów, cyrkulują między ulicą a naszymi płucami – tłumaczy rzecznik Polskiego Alarmu Smogowego.
Na problem z zanieczyszczeniem powietrza zwrócili również uwagę aktywiści miejscy z ruchu Miasto Jest Nasze. „Tłumaczone jest to unosem wtórnym. Tymczasem Warszawa nie myje ulic, bo 'jeszcze będą przymrozki’ i się to nie opłaca” – alarmują w mediach społecznościowych. Współtwórca inicjatywy Jan Mencwel zwrócił się w tej sprawie bezpośrednio do Rafała Trzaskowskiego. „Panie Prezydencie, gdy zimą spadł choć centymetr śniegu, od razu wysyłał pan 'pługoposypywarki’. A teraz?” – spytał.
Takim sytuacjom, o których mówimy teraz, zapobiega mycie ulic po okresie zimowym. Cykliczne sprzątanie sprawia, że tego pyłu na ulicy jest dużo mniej
– podkreśla Piotr Siergiej.
Rozmowy o „Czystym Powietrzu”
W kontekście zanieczyszczeń powietrza w Polsce często mówi się o rządowym programie „Czyste Powietrze”, który został tymczasowo zawieszony w listopadzie 2024 roku. Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej informował wówczas, że przerwa jest motywowana koniecznością „uszczelnienia” programu i zapobiegania oszustwom, a także uproszczeniu i przyspieszeniu procedury składania wniosków i przyznawania wypłat.
„Czyste Powietrze” ma zostać reaktywowane z końcem marca tego roku. Polski Alarm Smogowy zauważa jednak, że ze strony rządu wciąż nie napływają żadne konkrety. – Zamiast regulaminu programu i konkretnych wymogów stawianych zarówno przyszłym beneficjentom jak i gminom mamy zapowiedzi medialne wygłaszane na konferencjach prasowych – wskazuje lider ruchu Andrzej Guła. Co więcej, zapowiadane zmiany wskazują, że po wznowieniu naboru dostęp do programu dla osób o niskich dochodach może stać się trudniejszy.
Bariera dla najbiedniejszych
Problem dotyczy osób zamieszkujących domy, których roczne zapotrzebowanie energetyczne jest niższe niż 140 kWh na metr kwadratowy. – Gospodarstwo domowe, w którym mieszka dwoje emerytów o wspólnych dochodach mniejszych niż 2,2 tys. zł, które wydaje rocznie 8 tys. zł na węgiel lub 10 tys. zł na gaz, nie będzie mogło otrzymać wsparcia w wysokości 100 proc. Każdy inna formuła wsparcia oznacza z kolei, że będą musieli mieć wkład własny, na których ich nie stać. Siłą rzeczy zostają wykluczeni z tego programu – wskazuje Piotr Siergiej.
Zapytany o oczekiwania wobec programu, rzecznik Polskiego Alarmu Smogowego wskazuje przede wszystkim kwestie związane z dostępnością oraz tempem przyznawania wsparcia. – Program powinien być łatwo dostępny pod kątem wypełniania wniosków, a środki powinny przychodzić do obywatela w ciągu kilku tygodni, tak jak głosi regulamin. Teraz często się zdarza, że trzeba czekać pół roku. Istotne jest również to, żeby ten program obejmował jak najszerszą pulę domów i żeby mogli do niego przystąpić obywatele na różnym poziomie dochodów – wylicza.