Samemu nim nie będąc, dodajmy, jako że diabły tasmańskie występowały niegdyś w kontynentalnej Australii. Zniknęły stąd około 3 tys. lat temu i odtąd ograniczyły się jedynie do wyspy Tasmanii u południowych brzegów kraju.
Diabeł tasmański wraca. Ale trawi go straszna choroba
Okazała się ona ostatnim azylem dla pozostałych jeszcze przy życiu dawnych drapieżników megafauny australijskiej, czyli mięsożernych torbaczy. Tu przetrwały ostatnie wilkowory tasmańskie, uznane za wymarłe oficjalnie dopiero w 1986 r. Tu wciąż żyje i naturalnie występuje diabeł tasmański.
Jego sytuacja na Tasmanii nie jest jednak łatwa. Poza utratą siedlisk i niezbyt dobrą reputacją, jaką cieszą się te – porównywane do piekielnych pomiotów – torbacze dochodzi jeszcze jeden, wyjątkowo poważny problem.
To nowotwór DFBT (ang. Devil Facial Tumour Disease). Rak pyska diabła tasmańskiego wykryto w 1996 r. i przez kolejną dekadę choroba ta zdemolowała populację gatunku. Spadła ona o ok. 70 proc., z 53 tys. osobników w 1996 r. do zaledwie 17 tys. w 2020 r.
Zwierzęta przekazują sobie chorobę poprzez ugryzienia, bo podczas żerowania diabły walczą ze sobą, ustalając hierarchię. Rak deformuje pysk zwierzęcia, powstają guzy, narośla zbudowane z żywego mięsa. Zwierzę cierpi z bólu, nie może też jeść. Umiera z głodu.
Przeniosą diabły na stały ląd. Zwierzęta mają walczyć z innymi
To zresztą był jeden z argumentów uzasadniających wypuszczenie diabłów tasmańskich w kontynentalnej Australii. Pierwsza akcja w 2020 r. odbiła się szerokim echem, bo twarzy użyczył jej m.in. australijski aktor Chris Hemsworth („Thor”, „Królewna Śnieżka i Łowca”, nowy „Mad Max” czy „Wyścig”).
Proces wystartował i są już pierwsze efekty. W 2023 r. samica z Nowej Południowej Walii zaszła w ciążę. To pierwszy mięsożerny torbacz rozmnażający się tam od 3 tys. lat.
Jedni są zachwyceni, ale część przyrodników ma wątpliwości. Twierdzą, że przywrócenie diabłów w kontynentalnej Australii odbywa się już w zupełnie innej sytuacji niż 3 tys. lat temu. Zmieniły się warunki, krajobraz, klimat.
Diabły trafiły teraz do ekosystemu, w którym od dawna ich nie było. Ekosystemu zdominowanego przez inne zwierzęta i układ troficzny, w którym szczytowym drapieżnikiem jest nieobecny na Tasmanii dingo.
Wpływ nowych mięsożerców na to miejsce będzie ogromny. I może skończyć się katastrofą. To właśnie dingo mógł przyczynić się do zniknięcia diabłów z kontynentu australijskiego (na Tasmanii go nie ma).
Ponadto diabły, które radziły sobie na stałym lądzie były innymi gatunkami niż te z Tasmanii. Byli to ich przodkowie: Sarcophilus laniarius i Sarcophilus moornaensis. Ten pierwszy był o połowę cięższy od obecnych diabłów, miał mocniejsze szczęki i ciało. Nie jest jasne, czy tylko poprzedzał obecnego diabła (to na pewno, bo to gatunku sprzed kilkudziesięciu tysięcy lat), czy też zamieszkiwał Australię równolegle z nim.

Zwolennicy osiedlenia diabłów w Australii mają jednak swoje argumenty. Po pierwsze – zwierzęta, wbrew obawom, poradziły sobie w nowym środowisku. W Australii kontynentalnej jest mniejsza wilgoć i rośnie tu mniej lasów niż na Tasmanii, ale jednak drapieżnym torbaczom to odpowiada.
Po drugi – zwolennicy idei twierdzą, że obecność diabła tasmańskiego w kontynentalnej Australii to sposób na skuteczną walkę z prawdziwie inwazyjnymi drapieżnikami, takimi jak lisy i koty.
To wielka plaga, te zwierzęta dewastują przyrodę australijską, zwłaszcza małe torbacze, ptaki i gady. Szacuje się, że w samej Australii z powodu aktywności żyjących wolno kotów co roku ginie aż 230 mln małych zwierząt, na które polują te czworonogi. Trudno sobie z nimi poradzić. Presja wytworzona przez diabły ma tutaj pomóc w rozwiązaniu jednego z największych problemów, jaki gnębi Australię.