Powódź na Dolnym Śląsku: Jan Rybicki z weekend.gazeta.pl rozmawiał z mieszkańcami terenów dotkniętych katastrofą. Jednym z nich była wieś Stójków pomiędzy Stroniem a Lądkiem-Zdrojem.

„Nikt tu nie był”: Pan Grzegorz żali się, że państwo nie pomogło. – Sąsiad pierwszy przyjechał zapytać, czy czegoś nam potrzeba. Wodę zostawił, jedzenie. Nikt tu nie był. Nikt z władz, żadnego wojska – powiedział reporterowi mieszkaniec Stójkowa. Dodał, że teraz ma cztery skrzynki chleba i nie ma co z tym zrobić. – Z rzeką mam, k***a, puścić? A o ewakuacji nikt, k***a, nie poinformował – dodał.

Zobacz wideo Prof. Skubała: Zanim zaczniemy budować zbiorniki, wyczerpmy wszystkie możliwości

„Musieliśmy decydować”: Sąsiedzi słyszeli informacje o ewakuacji. Jak woda opadła, służby pytały, czy ktoś potrzebuje pomocy. – Sami musieliśmy decydować: jechać czy zostać – mówił. Jego żona pojechała z matką na wyżej położone tereny. On został z synem w domu. Pan Grzegorz zajmuje się budowlanką, a żywioł zabrał z garażu jego narzędzia. – Nic nawet nie wynosiłem, bo, k***a, mówili w telewizji: maksymalnie jak w 1997. W 1997 tu woda na podwórko podeszła. A teraz? Ruina – opowiadała zdenerwowany.

Pan Grzegorz zapowiada pozew zbiorowy przeciwko władzom, które zarządzały zaporą. – Nie wiem, czy większa część Polski, cała Polska będzie chciała wystąpić przeciwko premierowi, który powiedział: „Nie panikujcie. Nie będzie źle” – mówił. Wypowiedź Tuska zweryfikował Eryk Kielak w artykule: „Tusk tłumaczy się ze słów z 13 września. Patrzymy w prognozy IMGW i sprawdzamy”.

Przeczytaj cały reportaż: „Za dużo ludzi chce mu pomagać. Czuje, że w takich warunkach nie da się poddać. Sprząta”.

Źródło: weekend.gazeta.pl

Udział
Exit mobile version