– Po piętnastym [października 2023 r.] zaczęliśmy rozmowy koalicyjne, z tym że mieliśmy na nie sporo czasu, ponieważ prezydent Duda postanowił wypiąć się na wolę wyborców – choć tak często się na nią powołuje, gdy chodzi o tych, którzy jego wybrali – i dał PiS-owi jeszcze miesiąc na wzięcie dodatkowych pieniêdzy oraz niszczenie niewygodnych dokumentów. Dziś myślę, że mogło też chodzić o danie PiS-owi czasu, żeby dogadał się na koalicję z nami – Trzecią Drogą – mówi w wywiadzie-rzece „Nie dajmy się podzielić” marszałek Szymon Hołownia, wspominając pierwsze tygodnie po ubiegłorocznych wyborach parlamentarnych.

– Mieliśmy czas, odbyliśmy więc w gronie dzisiejszych koalicjantów wiele rozmów. Spotykaliśmy się zwykle albo w dyskretnej restauracji na obrzeżach Warszawy, albo w siedzibie Platformy, na słynnym w kręgach politycznych „piątym piętrze” w kamienicy przy Wiejskiej, tuż przy sejmie. To były trudne, momentami bardzo emocjonalne rozmowy – zaznaczył lider Polski 2050.

Zobacz wideo Szymon Hołownia kandydatem na prezydenta. „Jestem i będę niezależny”

Polityk zaznaczył, że rozmowy nie były jednocześnie „tak trudne, jak wcześniejsze o pół roku rozmowy o pakcie senackim, które – jako ten nowy, który musiał wywalczyć sobie miejsce w strefie zgniotu pomiędzy starymi graczami – zapamiętał bardzo źle” – To był festiwal politycznej przemocy w złym stylu. Tym razem było mniej traumatyzująco – wskazał Szymon Hołownia.

Polityk ocenił też, że „chyba nawet Donald Tusk nie był wtedy do końca pewien, jak to się skończy i czy w rezultacie zostanie wspólnym kandydatem na premiera”. – Pamiętam decydujące spotkanie, śniadanie w restauracji paręset metrów od sejmu… (…) Nie jestem pewien co do dnia, ale jakoś zaraz po wyborach. Donald Tusk przyszedł zapytać, czy poprzemy go, jeżeli zgłosi swoją kandydaturę na premiera. Pamiętam atmosferę, była mocno napięta. Oczekiwał, że jako lider najsilniejszego ugrupowania w koalicji uzyska naszą nominację. I słusznie – podkreślił Hołownia.

Marszałek zaznaczył, że Tusk „jako wytrawny polityk wiedział, że to wcale nie jest oczywiste, skoro niedogadane w pakiecie są wszystkie inne rzeczy, architektura samej koalicji”. – Był to z naszej strony duży kredyt zaufania, ale też oczywisty wyraz szacunku do tego, na co wskazali wyborcy. Chcieli współpracy i zmiany – powiedział.

Szymon Hołownia o kampanii przed wyborami w 2020 r.

W najnowszej książce „Nie dajmy się podzielić” marszałek Sejmu nawiązał również do swojego startu w wyborach prezydenckich w 2020 r. Wejście dziennikarza do polityki było dla wielu osób wówczas ogromnym zaskoczeniem.

– Oczywiście, żeby była jasność, już na samym początku popełniliśmy wtedy – ja i moi zebrani do zadania współpracownicy – wszystkie błędy, jakie mogliśmy popełnić. (…) Wystartowaliśmy za późno. Nawet przy tych wszystkich machlojkach, które PiS później zrobił, próbując ukraść Polakom głosowanie w maju, muszę powiedzieć, że ja te wybory przegrałem w zasadzie w lutym, a nie w czerwcu. Nie mieliśmy zasobów, które miała dopalana nieuczciwie instytucjami państwa kampania Dudy, ani zdolności kredytowej Platformy Obywatelskiej – ocenił Szymon Hołownia.

– Pomyśleliśmy więc, że spróbujemy wypracować przewagę profesjonalizmem. Wynajęliśmy dużą agencję, której krajowe filie prowadziły już wygrane kampanie w modelu, jaki sobie założyliśmy: chcemy mówić do dziesiątek, setek małych „plemion”, bo nimi w istocie w naszym codziennym życiu jesteśmy. Zidentyfikować – to abstrakcyjny przykład, chcę tylko pokazać mechanizm – rozczarowanych stanem przyrody wędkarzy z zachodniej Polski albo – to przykład zupełnie realny – młodych absolwentów uczelni wracających po studiach z metropolii do swoich średniej wielkości miast – mówił przewodniczący Polski 2050.

Hołownia zaznaczył, że „agencja podeszła do sprawy poważnie, zorganizowała zespół, postawiła w biurze w kamienicy na ulicy Dobrej pokój operacyjny z prawdziwego zdarzenia”. – Tyle tylko, że po miesiącu-dwóch już nie było nas na nich stać. Nasza konkurencja dysponowała potężnym zasobem na starcie, my dopiero zaczynaliśmy zbiórkę, która rozkręcała się w tempie wystarczającym do organicznego rozwoju, niemniej rozminęła się z potrzebami blitzkriegu, jakim w istocie jest na tym etapie każda kampania prezydencka – wskazał.

Marszałek Sejmu o słynnym barze

W wywiadzie udzielonym Michałowi Kolance Szymon Hołownia wspomniał też o „słynnym” barze „Za kratą” w lobby Nowego Domu Poselskiego. – W dni posiedzeń do białego rana trwają tam nieraz posiady raczejniewielkiej, w miarę stałej grupy przedstawicieli wszystkich stron sceny politycznej, czasem jest śpiew i gitara, a czasem straszny wstyd, gdy komendant straży prezentuje mi raporty o tym, jak senator z trzema posłami mało nie wzięli się za fraki i trzeba było jednego po drugim o drugiej w nocy wsadzać do taksówki – powiedział marszałek.

– Ileż to już razy słyszałem: „zamknąć ten przybytek!”. Okej, wtedy zdesperowani parlamentarzyści ruszą na tak zwane miasto. Problem nie jest w lokalizacji, problem jest w osobistej kulturze, w niektórych przypadkach może już nie tylko w niej – podkreślił.

– Nie jestem terapeutą posłów, nie jestem ich wychowawcą. Każdy z nich, podejmując określone zachowania, ryzykuje, że dowie się o nich świat, każdy z nich wie, jaką cenę może za to zapłacić w oczach wyborców. Ja wkraczam wtedy, gdy dochodzi do naruszenia czyjejś wolności, czyichś granic, porządku – podsumował Szymon Hołownia.

Książka „Nie dajmy się podzielić”, będąca zapisem rozmowy dziennikarza Michała Kolanki z Szymonem Hołownią, ukaże się nakładem Wydawnictwa ZNAK. Premiera zaplanowana jest na 27 listopada.

Udział
© 2024 Wiadomości. Wszelkie prawa zastrzeżone.