Uderzenie na rosyjskie stanowisko dowodzenia w poradzieckim bunkrze wydarzyło się w minioną środę. Opisaliśmy to wówczas szerzej. Nie ulega wątpliwości, że uderzenie było jak na możliwości ukraińskie zmasowane. Cel musiał być w ocenie Ukraińców niezwykle wartościowy. Z tego powodu wyjątkowo ważne jest ocenienie skutków ataku. Na razie są na ten temat głównie spekulacje. Takie od zupełnie niewiarygodnych po realne.

Jedynym pewnikiem jest to, co powiedział 21 listopada sam Władimir Putin w wystąpieniu poruszającym temat ataków zachodnią bronią na terytorium Rosji i rosyjskiej odpowiedzi w postaci ataku rakietą balistyczną Oriesznik na Dniepr. Dyktator powiedział wówczas, że Ukraińcy „zaatakowali stanowisko dowodzenia Zgrupowania Północ w obwodzie kurskim”. Efektem miało być zabicie i zranienie nieokreślonej liczby żołnierzy, choć według Putina sam sztab nie ucierpiał i ma dalej „skutecznie zarządzać” działaniami sił rosyjskich w regionie.

Doniesienia „szpiona”

Kompletne niepowodzenie ataku przy użyciu 12 rakiet specjalnie przystosowanych do uderzeń na bunkry wydaje się mało prawdopodobne. Jest ewidentne, że trafiały w miejsce, gdzie jest pod ziemią, niszcząc otaczające go na powierzchni budynki techniczne najpewniej mieszczące wejścia i elementy systemu wentylacji. Choć oczywiście nie można wykluczyć, że stara radziecka konstrukcja była wyjątkowo odporna i wytrzymała ciosy. W końcu budowano ją na wojnę atomową. Jednak jest prawdopodobne, że Ukraińcy dużo wiedzą na temat parametrów technicznych bunkra. Powstawał w czasach ZSRR, kiedy Rosja i Ukraina były pod jednym sztandarem. W całym Kraju Rad bunkry powstawały według tych samych norm i standardów. Najwyraźniej Ukraińcy byli przekonani, że mają duże szanse na skuteczny atak i dlatego zdecydowali się zużyć aż 12 bardzo cennych zachodnich rakiet.

Czy i w jakim stopniu się udał, ciągle nie sposób wiarygodnie stwierdzić. Trwa czekanie na ewentualną falę nekrologów oficerów sztabowych i specjalistów od łączności. W międzyczasie są jednak różne przecieki i doniesienia nieoficjalne. Jako jedna z pierwszych temat podjęła amerykańska gazeta „Wall Street Journal”, która powołała się na informacje z zachodnich służb wywiadowczych. Według nich w ataku miał zostać ranny między innymi wysoki rangą północnokoreański oficer, generał.

Następne w randzie wiarygodności są twierdzenia nieoficjalnych rosyjskich kanałów informacyjnych, zwłaszcza „Dosier Szpiona” (@dosye_shpiona na Telegramie). Regularnie publikuje on doniesienia jakoby pochodzące ze świata rosyjskich służb bezpieczeństwa. Tymczasem na temat strat bojowych, które znajdują potem potwierdzenie w zdjęciach czy innych źródłach. Nie jest to jednak całkiem pewne źródło informacji. Według tegoż „szpiona” w ataku zginęło 18 żołnierzy, a 33 zostało rannych. Głównie oficerów południowego i wschodniego okręgu wojskowego. Dodatkowo rannych miało zostać trzech obywateli Korei Północnej. Na stanowisku dowodzenia w momencie ataku miał przebywać generał Walery Sołodczuk, ale „szpion” ma nie mieć informacji na temat jego stanu. Dodatkowo podczas akcji uprzątania miejsca ataku rannych miało zostać 13 saperów po detonacji jakiegoś niewybuchu.

Te doniesienia powieliło wiele mediów, przy czym ukraiński portal „Defense Express” poszedł o krok dalej. Napisał bowiem, że „Dossier Szpiona” „potwierdził eliminację” generała Sołodczuka. Na to twierdzenie powołały się potem kolejne portale, choć jego podstawa jest mówiąc delikatnie, dyskusyjna.

Jak sardynki w bunkrze

W sieci pojawiły się kolejne twierdzenia tego rodzaju, szybko zmierzające w kierunku fantazji bez żadnego oparcia w faktach. W ich powielaniu lubuje się dużo ukraińskich i zachodnich mediów (zwłaszcza brytyjskich tabloidów żywo zainteresowanych tematem z powodu użycia brytyjskich rakiet), przez co niektóre przedostają się nawet do poważnych mediów. Największe wrażenie może robić twierdzenie o 500 żołnierzy z Korei Północnej zabitych w ataku na bunkier. Choć ktokolwiek kto chwilę się zastanowi nad tym, w jaki sposób i po co do bunkra dowodzenia o wymiarach mniej więcej 60 x 60 metrów miałoby się wcisnąć tylu żołnierzy Kim Dzong Una, może mieć wątpliwości. Jest to twierdzenie z gatunku niepoważnych. Stanowiska dowodzenia w silnie umocnionych bunkrach mają zapewnić bezpieczeństwo nielicznym oficerom lub oficjelom i kadrze absolutnie niezbędnej do ich wsparcia. Zazwyczaj to rząd wielkości kilkudziesięciu ludzi. W największych konstrukcjach tego rodzaju ponad stu. Pół tysiąca?

Większość brytyjskich tabloidów powielających te doniesienia cytuje jedno i to samo źródło o nazwie „Global Defense Corp”. Jest to portal, który próbuje się prezentować jako wiarygodne źródło informacji na tematy obronne i przemysłu zbrojeniowego, ale nim nie jest. Żaden tekst nie jest podpisany z imienia i nazwiska, nie ma nigdzie informacji o tym, kto stronę tworzy i kto ją posiada. Jedyna sugestia to fakt, że na podstronie poświęconej warunkom korzystania ze strony jako prawo obowiązujące jest wskazywane amerykańskie. Ogólnie cały portal wygląda jak wiele mu podobnych, mających na celu zarobić na zainteresowaniu kwestiami związanymi z wojskiem i bezpieczeństwem. Głównie powiela informacje zebrane w innych miejscach, ale jak widać na przykładzie opisywanego ataku, wymyśla też własne.

21 listopada, dzień po ataku, portal zamieścił tekst o nim, zbierający w większości doniesienia z mediów społecznościowych. Jednak dodał też do niego zdanie „Ponad 500 żołnierzy z Korei Północnej zostało zabitych w uderzeniach rakiet Storm Shadow, które spadły na magazyn, w którym przebywali żołnierze z Korei Północnej”. Bez żadnego wskazania źródła tego twierdzenia. I najwyraźniej tyle wystarczyło szeregowi portali oraz tabloidów, aby podać dalej „informację” o 500 zabitych. W tym popularnej ukraińskiej agencji prasowej „RBC-Ukraine”. Na nią powołują się między innymi media z Korei Południowej, które też dość szeroko opisują tych rzekomo zabitych 500 żołnierzy Korei Północnej. W ten sposób doszło do uwiarygodnienia informacji poprzez łańcuszek cytowań. Od niszowego i nieprofesjonalnego portalu z poważną nazwą, przez poważniejsze media chcące wierzyć w taką wiadomość, po nawet zupełnie profesjonalne, które nie przyjrzały się sprawie dokładniej.

Zamiast fantazjowania musi być cierpliwość

Pewnych informacji na temat ataku jest więc właściwie tyle, że był, że trafił stanowisko dowodzenia i że są ranni oraz zabici. Ile osób ucierpiało, jakiej narodowości i w jakiej randze, to już nic pewnego. Nie pozostaje nic innego niż czekać na już wspomniane nekrologi i doniesienia o pogrzebach albo odsłonięcie tablic oraz pomników poświęconych ofiarom „specjalnej operacji wojskowej”, jak wojnę w Ukrainie oficjalnie nazywają Rosjanie. Tego rodzaju informacje nadchodzą jednak zazwyczaj z dużym opóźnieniem, czasem liczonym w miesiącach. Rosjanie sami z siebie ich nie ujawnią i, co więcej, będą starać się aktywnie ukrywać dane na temat skuteczności ataku.

Ze strony ukraińskich żołnierzy nie ma doniesień, aby działania Rosjan w obwodzie kurskim jakoś istotnie zmieniły charakter po ataku na centrum dowodzenia. Jeden z walczących tam Ukraińców pisze, że trwa oczekiwanie na kolejny silny i zmasowany atak na zachodni kraniec terenu pozostającego pod kontrolą Ukrainy. Ten kurczy się systematycznie i aktualnie obejmuje tylko około połowy tego, co udało się pierwotnie zdobyć.

Udział
© 2024 Wiadomości. Wszelkie prawa zastrzeżone.