– Sytuacja jest najgorsza od prawie trzech lat wojny. Pod pewnymi względami nawet gorsza niż wiosną 2022 roku. Powodów jest wiele, brak ludzi, niewystarczające szkolenie… – powiedział w rozmowie z „Ukraińską Prawdą” Andrij Biłecki, kiedyś skrajnie prawicowy polityk związany z ruchem Azow, dzisiaj dowódca 3. Brygady Szturmowej, jednego z najlepszych i najbardziej zmotywowanych oddziałów Sił Zbrojnych Ukrainy (ZSU). – Ludzie lubią powtarzać takie rzeczy jak: Nie dostaliśmy dość wsparcia materiałowego i technicznego. Tylko bądźmy szczerzy. Sytuacja w tym zakresie u Rosjan nie jest lepsza. Wszystkie te historie o tym jak to mają 7-10 pocisków na jeden nasz to nieprawda. Mają bardzo trudną sytuację jeśli chodzi o broń i wyposażenie. W tym ilość amunicji i jej jakość – mówi Biłecki.
Według niego Rosjanie mają jednak kilka kluczowych atutów. Wymienia bomby szybujące, którymi mogą okładać prawie bezkarnie ukraińskie linie obronne, oraz masy „mięsa armatniego”. – Rosjanie nie posuwają się naprzód z powodu na przykład skoncentrowanego ognia artylerii czy zmasowanego użycia sprzętu pancernego. Robią to z powodu właściwie nieskończonej ilości dosłownie mięsa armatniego. Używam tej nazwy, bo patrząc na to jak ich używają, trudno nazwać ich żołnierzami – opisuje Biłecki.
Donbas się chwieje
Wyczerpanie Ukraińców i zdolność Rosjan do ciągłego rekrutowania 20-30 tysięcy ludzi miesięcznie (nieoficjalne dane wywiadu USA podane przez „New York Times” na początku listopada) przekłada się na coraz szybsze postępy tych drugich. Nie będą w stanie podtrzymywać takiej strategii bez końca, ale Kreml najpewniej liczy na to, że Ukraina ugnie się szybciej. Aktualnie rosyjskie wojsko największe postępy odnotowuje w Donbasie. Otworzyło tam nowy kierunek działań w rejonie miasta Wełyka Nowosiłka, położonego już blisko granicy okręgu zaporoskiego. W ciągu około tygodnia Rosjanie pokonali tam 10 kilometrów i podeszli pod zabudowania od wschodu. Część ukraińskich komentatorów wyraża zaskoczenie, że nie ma dowodów na jakąś silniejszą obronę na tym odcinku. Nic nie wskazuje na jej przygotowanie, choć front stał w tym rejonie od ponad roku, a sama Wełyka Nowosiłka ma duże znaczenie jako węzeł logistyczny. W rejon miały zostać skierowane posiłki, ale dopiero zobaczymy, czy zdołają powstrzymać Rosjan przed zajęciem miejscowości.
Mapa w większej rozdzielczości
36 kilometrów na północny wschód Ukraina w szybkim tempie traci kontrolę nad innym ważnym miastem, Kurachowem. Na początku listopada było jeszcze kilka kilometrów od frontu i stanowiło ważne lokalne centrum oporu. Aktualnie walki trwają już w centrum, a Rosjanie dodatkowo okrążają je od północy i południa, próbując stworzyć kolejny duży kocioł, aby zmusić Ukraińców do wycofania się w niekorzystnych warunkach. Być może cały region jest już spisany na straty, a ukraińskie dowództwo ma zamiar próbować zatrzymać Rosjan gdzieś dalej na zachód, po wyrównaniu linii frontu. Rosjanie odnotowują też sukcesy kilkanaście kilometrów dalej na północ, atakując z zajętego pod koniec października Sełydowa. Posunęli się około 10 kilometrów na zachód i aktualnie są już 10 kilometrów na południe od kluczowego w tym rejonie miasta Pokrowsk. Ukraińcom udało się zatrzymać natarcie na nie ze wschodu i południowego wschodu jeszcze we wrześniu. Ciągle utrzymują tam względnie stabilną linię frontu kilkanaście kilometrów od miasta. Rosyjskie uderzenie z Sełydowa burzy tę stabilność.
Mapa w większej rozdzielczości
Dalej na wschód kolejnym aktywnym odcinkiem frontu jest miasto Toreck. Po względnej stabilizacji we wrześniu i październiku teraz Rosjanie zaczęli przyśpieszać. Zdecydowanie wkroczyli do centrum miasta i położonej na południe od niego dzielnicy domków jednorodzinnych. W porównaniu do innych odcinków frontu w obwodzie donieckim ciągle są to jednak postępy bardzo powolne. Choć utrata Torecka staje się coraz bardziej realna. Dobrych wieści nie ma też z położonego kilkadziesiąt kilometrów na północ Czasiw Jaru, kolejnego węzła oporu Ukraińców. Rosyjskie grupy szturmowe docierają już do centrum miasta, a skuteczny opór na linii kanału Doniec-Donbass to już przeszłość. Rosjanie mają już pewne przyczółki po jego zachodniej stronie. Podobnie jak w Torecku, postępy ciągle są powolne, ale po okresie stabilizacji zaczyna się zarysowywać perspektywa utraty miasta. Choć nie w ciągu tygodni.
Rosyjski atak przez ulice Czasiw Jaru
Stopniowe spychanie Ukraińców
Dalej na północ aż po obwód ługański sytuacja jest też nie najlepsza. Rosjanie ciągle mają lokalne postępy, choć na inną skalę niż w obwodzie donieckim. We wrześniu i październiku były większe niż teraz w listopadzie. W porównaniu z tym, co w Donbasie, to tutaj front jest stabilny. W tym sensie, że posuwa się naprzód powoli i dość równomiernie, a nie poprzez ciągłe tworzenie małych częściowych okrążeń, z których Ukraińcy muszą się cofać w niekorzystnych warunkach. Wyjątkiem jest południowy kraniec tego odcinka, gdzie we wrześniu i październiku Rosjanie przebili się do rzeki Żerebiec w rejonie wsi Makijiwka i Newskie, po czym atakując od frontu i boku zwijają kolejne ukraińskie pozycje po wschodniej stronie rzeki. Może zbliżać się kres obrony wsi Terny, Jampoliwka i Torskie, która trwa już od ponad roku.
Mapa w większej rozdzielczości
Na północy obwodu ługańskiego w rejonie miasta Kupiańsk wyklarowała się pozornie groźna sytuacja z połowy miesiąca, kiedy rosyjska kolumna zmechanizowana wdarła się do przedmieść. Ukraińcy szybko stwierdzili, że była to iście samobójcza szarża przez ich pozycje, która skończyła się okrążeniem i wybiciem lub pojmaniem wszystkich Rosjan. Ci rzeczywiście zbliżają się do przedmieść Kupiańska, ale w powolnym tempie i mają jeszcze kilka kilometrów. Choć to, że zdołali się przebić dużą kolumną przez ukraińskie linie, świadczy o tym, jak są one kruche.
Ostatni obszar intensywnych działań to rosyjski obwód kurski. Rosjanie ciągle prowadzą tam swoją kontrofensywę, regularnie ponawiając ataki na ukraińskie pozycje. Głównie od zachodu. Używają tam w większości oddziałów piechoty morskiej i wojsk powietrznodesantowych, które przed wojną uchodziły za elitarne, ale teraz trudno je takimi nazywać. Po prostu prezentują lepszy poziom niż przeciętność. Niezależnie od tego, Rosjanie ciągle notują zauważalne postępy. Aktualnie Ukraińcy kontrolują około połowy terenu, który zajęli w szczytowym momencie swojej ofensywy. W tym tempie pod koniec roku mogą im zostać same skrawki w rejonie miasta Sudża.
Odpieranie rosyjskiego ataku w obwodzie kurskim.
Gra na wyczerpanie i oczekiwanie
Ogólnie sytuację trudno więc nazwać optymistyczną. Ukraińcy powszechnie sami przyznają, że kluczowym problemem jest aktualnie brak żołnierzy do odpowiedniego obsadzenia frontu, powolna mobilizacja i problemy z jakością szkolenia oraz morale. Nie brakuje opowieści o tym jak mężczyźni podlegający poborowi w miarę możliwości unikają wychodzenia na ulicę, aby nie wpaść na łapankę z wojenkomatu. Ci, którzy wpadną, nie reprezentują szczególnie wartościowego rekruta z powodu niskiego morale i braku poczucia tego, że państwo da im odpowiedni sprzęt, wyszkolenie i dowódców, stwarzając im szansę przeżycia i skutecznej walki. Mówi o tym szeroko przywołany na początku Biłecki.
Do tego dochodzi standardowy miks problemów związanych z niedostateczną ilością broni, amunicji, dobrego dowodzenia i niemożnością powstrzymania strumienia rosyjskich bomb szybujących. Na horyzoncie nie widać żadnych działań Ukrainy i jej zachodnich partnerów, które by zmieniły tę sytuację. Rosjanie mają jednak w międzyczasie własne problemy. Rekrutowanie odpowiedniej ilości ludzi, aby zasypać straty, wymaga ciągłego i znaczącego podnoszenia zachęt finansowych. Rosyjska gospodarka przeżywa problemy wywoływane przez inflację, brak rąk do pracy i sankcje. Kreml nie będzie w stanie kontynuować tej strategii bez końca. W praktyce w krótkim terminie obie strony wyczekują tego, co przyniesie zmiana prezydenta USA.