Agnieszka Niesłuchowska, „Wprost”: Z sondażu IBRiS dla Radia ZET wynika, że prawie 70 proc. Polaków uważa, że Karol Nawrocki jest kandydatem PiS na prezydenta, a nie kandydatem obywatelskim. Opłacał wam się ten manewr?
Krzysztof Tchórzewski: Długo nad tym dyskutowaliśmy, ale doszliśmy do wniosku, że prezydent musi być prezydentem wszystkich Polaków, dlatego zrezygnowaliśmy z wystawienia naszego przedstawiciela. Karol Nawrocki jest kandydatem o szerszej formule, bardziej niezależnym, co jest cechą niezbędną w obecnych warunkach geopolitycznych.
Ma poglądy konserwatywne, ideowo bliskie PiS, ale w sytuacji wojny będzie miał większe pole manewru. Prezydent musi mieć mocny charakter, a jednocześnie nie dać się sterować żadnej partii.
Tyle w teorii.
Sam niedawno go poznałem, nie uczestniczył w żadnych zjazdach, nie jest przesiąknięty partią.
I jakie zrobił na panu wrażenie?
Dobre. Jest otwarty, umie słuchać, nie upiera się przy swoim, bierze pod uwagę argumenty innych. Na startowanie pod sztandarem PiS by się nie zgodził, ale bez naszego poparcia też by nie wygrał. A więc to taki kompromis.
Miał pan wcześniej innego faworyta?
Miałem swój typ, ale teraz popieram Nawrockiego. Były bokser, wysportowany mężczyzna. Myślę, że będzie dobrze rozumiał sprawy żołnierzy. Ma też szeroką wiedzę historyczną, gospodarczą i pozytywnie wpłynie na nasze relacje międzynarodowe.
A na relacje krajowe?
Politycznie jest to dla nas spore ryzyko, ale jako kraj będziemy musieli wkrótce podejmować różne trudne decyzje. Sytuacja jest coraz bardziej dynamiczna. Potrzeba nam energicznego prezydenta, który potrafi też kalkulować. To nie była pochopna decyzja.