Piotr Mikołajczyk ma zdiagnozowaną niepełnosprawność intelektualną, choć jest dorosły, ma umysł dziesięcioletniego dziecka. Od 13 lat odsiaduje wyrok za brutalne zabójstwo dwóch kobiet, mimo że nie ma żadnego dowodu, świadczącego o jego winie. Znaków zapytania i wątpliwości dotyczących działania wymiaru sprawiedliwości, jest co najmniej kilka. Historię mężczyzny opisaliśmy w Interii w maju 2023 r. 

Sprawą, po zawiadomieniu mecenasa Pawła Głuchowskiego i po analizie akt przez profesor Ewę Gruzę, kryminalistyk z Uniwersytetu Warszawskiego, zajęli się minister sprawiedliwości Adam Bodnar i prokurator krajowy Dariusz Korneluk. 

Teraz, w oddzielnym śledztwie, zajmie się tym prokuratura. – Wszczęliśmy śledztwo w sprawie popełnienia zabójstwa przez nieznane osoby dwóch kobiet w Tłokini Wielkiej. To początkowy etap, dlatego o szczegółach na razie nie mogę opowiadać – mówi w rozmowie z Interią prokurator Łukasz Wawrzyniak z Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.

Należy przypomnieć też, że przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka toczy się odrębne postępowanie, które, w przypadku pozytywnej decyzji Trybunału, może doprowadzić do ponownego wszczęcia postępowania przed polskim wymiarem sprawiedliwości, które w efekcie może doprowadzić do uniewinnienia Piotra.

A lista grzechów i zaniedbań wcześniejszych śledczych jest długa.

Grzech pierwszy: wymuszenie przyznania się do winy

Już w dzieciństwie lekarze stwierdzili u Piotra Mikołajczyka zaburzenia sfery emocjonalno-społecznej i wydali zaświadczenie o niepełnosprawności. Choć fizycznie rozwijał się prawidłowo, to jego intelekt pozostał na poziomie 10-letniego dziecka. Piotr musiał powtarzać zerówkę i pierwszą klasę. Miał problemy z tworzeniem zdań złożonych, a odpowiadając na pytania, używał niemal wyłącznie słów „tak” i „nie”. Często wracał do domu brudny i nie dbał za bardzo o higienę.

Po zatrzymaniu Piotra i dotarciu na komendę policjanci wrzucili mężczyznę pod prysznic, oblali zimną wodą, krzyczeli i powiedzieli, że jeśli się przyzna, to dostanie łagodny wyrok, a na koniec opowiedzieli o szczegółach zabójstwa. Mężczyzna przez 40 minut nie przyznawał się do winy. Śledczy nie nagrywali, ani nie protokołowali tej części przesłuchania. W pewnej chwili miał powiedzieć: „No to ja się przyznam”.

Tłokinia Wielka, miejscowość, w której doszło do tragedii/Dawid Serafin/INTERIA.PL

„Bałem się, że mnie zabiją” – powie Piotr sędziemu, kiedy ten zapyta go o tę sytuację. 

To wszystko wiemy z zeznań policjantów i sądowych akt. Część policjantów, którzy przesłuchiwali Piotra, do teraz pracuje w policji na wysokich stanowiskach.

Grzech drugi: dwa różne zeznania

Zeznania znajdują się w sądowych aktach, a Piotr złożył je 8 sierpnia 2011 r., kilka godzin po zatrzymaniu. Przeglądając dokumenty, można dostrzec, że mężczyzna używa zdań wielokrotnie złożonych, ma doskonałą pamięć i zna wiele szczegółów. To zaskakujące. 

Przypomnijmy, Piotr, choć jest dorosły, ma umysł 10-letniego chłopca, a z dokumentacji lekarskiej wynika, że od najmłodszych lat ma problem z budowaniem zdań złożonych, logicznym myśleniem, a w obliczu trudności rezygnuje z podejmowania wysiłku.

Tego samego dnia Piotr ponownie opowiedział historię, tym razem w obecności prokuratora. W protokole również znajdują się zdania wielokrotnie złożone. Szkopuł w tym, że druga wersja opowieści różni się od pierwszej. Teraz Piotr przed dokonaniem zabójstwa miał wypić litr wódki i cztery piwa, choć wcześniej o tym nie wspominał. Młotek, którym miał zadać ciosy, zastąpiła siekiera. Po wszystkim narzędzie zbrodni miał wyrzucić do jeziora, choć chwilę wcześniej twierdził jednak, że wyrzucił je na naczepę ciężarówki. Prokuratorowi nie potrafił powiedzieć, ile zadał ciosów ofiarom, choć jeszcze niedawno podał policjantom konkretną liczbę.

Grzech trzeci: narzędzie zbrodni i alibi

Piotr podczas pierwszego przesłuchania przed policjantami powiedział, że zabił kobiety młotkiem. Szkopuł w tym, że rany, znalezione na ciele ofiar, nie pasowały do takiego narzędzia zbrodni. Dlatego w drugim zeznaniu zapisano, że Piotr powiedział, że użył siekiery. Ta wersja była zgodna z tym, co ustalili biegli sądowi.

Zdaniem śledczych Piotr miał zabrać siekierę z garażu swojego pracodawcy. Tyle że żadne narzędzie z garażu nie zginęło, o czym zeznał pracodawca Piotra oraz kilka innych osób.

Dom, w którym mieszkały zamordowane kobiety

Dom, w którym mieszkały zamordowane kobiety/Dawid Serafin/INTERIA.PL

Zaskakująca jest też opowieść pracodawcy Piotra i jego rodziny. Z ich informacji wynika, że Piotr cały dzień przebywał na budowie, nie pił alkoholu, a po pracy z reguły zamykany był w pobliskiej stodole.

Grzech czwarty: krew, której nie było

Po powrocie do domu rodzinnego Piotr miał spalić buty i koszulę, w którą był ubrany w momencie zbrodni. Spodenki, które miał mieć poplamione krwią, zamiast spalić, postanowił rzekomo kilkanaście razy wyprać.

Badania przeprowadzone przez biegłą z Instytut Ekspertyz Sądowych w Krakowie wykazały, że na spodenkach są ślady farby. Nie znaleziono krwi, nie stwierdzono również użycia detergentów, które miały usunąć jej ślady. Ani sąd, ani prokuratura nie wyjaśnili, dlaczego Piotr ich zdaniem miał spalić koszulę i buty, a spodenki, na których były ślady przypominające krew, zostawić.

Śledczy, a za nimi sąd w Kaliszu uznali, że choć na spodenkach nie stwierdzono krwi, to nie znaczy, że jej tam wcześniej nie było.

Grzech piąty: brak DNA i zmiana zeznań policjantów

Po decyzji Sądu Apelacyjnego w Łodzi sprawa ponownie trafiła do Sądu Okręgowego w Kaliszu. Tym razem o tym, czy Piotr jest winny czy nie, miał zdecydować sędzia Krzysztof Patyna.

Zlecił on biegłym przeprowadzenie kilku badań. Ponownie okazało się, że żaden z zabezpieczonych na miejscu zbrodni śladów nie pasuje do Piotra. W domu nie znaleziono ani jego DNA, ani linii papilarnych.

Swoje zeznania zmienili natomiast policjanci. Opowiedzieli sędziemu, że Piotr powiedział im podczas przesłuchania, że zabił siekierą, że narzędzie miał wyrzucić do jeziora i że nie przekazywali mu żadnych szczegółów zbrodni.

Sędzia nie dopytywał śledczych, dlaczego w protokole przesłuchania Piotra napisali, że narzędziem zbrodni był młotek, a nie siekiera, jak twierdzili podczas sądowych zeznań. Nikt nie kazał wyjaśnić policjantom, dlaczego w sporządzonym przez nich dokumencie jest informacja, że mężczyzna miał wyrzucić narzędzie zbrodni na ciężarówkę, a przed sądem twierdzą, że Piotr mówił o jeziorze.

Grzech szósty: inny podejrzany, badania wariografem i podsłuchy

Tymczasem z sądowych dokumentów wynika, że policjanci na początku śledztwa podejrzewali inną osobę. Chodzi o mężczyznę, który był blisko spokrewniony z zamordowanymi kobietami, ale od lat pozostawał z nimi w konflikcie.

Na czas dokonania zbrodni nie ma on alibi, jego zeznania są niespójne, miał motyw, a z policyjnych podsłuchów wynika, że może mieć wiedzę w sprawie morderstwa.

Mężczyzna został poddany także badaniom wariografem. Wynika z niej, że: posiada wiedzę o zabójstwie, mimo że temu kategorycznie zaprzecza. Badania nie pozwalają na wykluczenie go z kręgu osób bezpośrednio związanych z tym zdarzeniem. Dodatkowo reakcja badanego nie koreluje z wersją zdarzenia, którą przekazał organom ścigania w trakcie wykonywanych czynności procesowych.

Z dokumentu dowiadujemy się również, że mężczyzna próbował swoim zachowaniem zakłócić przebieg badań i jego wyniki.

Sprawa Piotra Mikołajczyka. Co dalej?

Pomimo licznych wątpliwości, braku dowodów i wszczęcia nowego śledztwa Piotr Mikołajczyk nadal pozostanie w więzieniu. Mężczyzna, na ten moment, nie może liczyć na szybkie opuszczenie zakładu karnego. Będzie to możliwe gdy Europejski Trybunał Praw Człowieka pozytywnie rozpatrzy jego skargę. O co dokładnie chodzi?

Historię Piotra opisaliśmy pod koniec maja w Interii. W tym samym czasie Europejski Trybunał Praw Człowieka poinformował, że przyznał sprawie mężczyzny status „dopuszczalności” i nakazał się polskiemu rządowi odnieść do całej sytuacji. Ta decyzja to pokłosie skargi, jaką w 2017 r. złożyła Helsińska Fundacja Praw Człowieka. 

Pierwsza opina została przygotowana przez rząd Prawa i Sprawiedliwości na kilka dni przed wyborami parlamentarnymi w październiku 2023 r. i przekazana do ETPCz. Politycy PiS przekonywali, że wymiar sprawiedliwości nie ma sobie nic do zarzucenia. Ich zdaniem mimo braku dowodów, młody mężczyzna nadal powinien zostać w więzieniu.

Dokument przygotowany przez ludzi PiS stracił ważność. Ministerstwo Sprawiedliwości, już pod rządami Adama Bodnara, przygotowało nowe pismo do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka. Dokument powstał na przełomie stycznia i lutego i został przygotowany przez pracowników Departamentu współpracy międzynarodowej i praw człowieka, pod nadzorem szefostwa ministerstwa i przesłany do trybunału.

Teraz Europejski Trybunał Praw Człowieka musi wyznaczyć termin zajęcia się sprawą. Jeśli uzna, że skarga jest zasadna, będzie stanowić to podstawę prawną do wszczęcia śledztwa w sprawie Piotra Mikołajczyka na nowo. W efekcie tych działań mężczyzna będzie mógł zostać uniewinniony. Trybunał z wyznaczeniem terminu zwleka od kilku miesięcy.

Udział
© 2024 Wiadomości. Wszelkie prawa zastrzeżone.