Sprawa Marcina Romanowskiego zdaje się nie mieć końca. Kiedy w lipcu 2024 roku trwał serial, związany z jego zatrzymaniem, aresztem, immunitetem, drugim immunitetem, wydawało się, że opinii publicznej już nic nie zaskoczy. Tymczasem minęło kilka miesięcy, a w tym czasie Romanowski nie próżnował i znalazł sobie na Węgrzech bezpieczną przystań przed polskimi organami ścigania. Rząd Viktora Orbana udzielił mu ochrony międzynarodowej, a pełnomocnik Romanowskiego poinformował o tym w dniu, w którym zapadła decyzja o ściganiu polityka Europejskim Nakazem Aresztowania.
Mnożą się jednak pytania, co dalej może wydarzyć się w tej sprawie. Z jednej strony polskie władze przekonują, że Romanowski i tak trafi przed polski wymiar sprawiedliwości. Z drugiej strony mają bardzo poważny problem jakim jest węgierski azyl.
Romanowski na Węgrzech. Ważniejszy azyl czy list gończy?
Kluczowe pytanie brzmi, co ma „większą moc prawną” – czy na gruncie prawa, również prawa międzynarodowego, ważniejszy jest Europejski Nakaz Aresztowania czy status azylanta?
– To zawsze sąd ostatecznie decyduje, ale przypuszczalnie takiej zgody nie wyda wobec udzielenia azylu – mówi Interii prof. Zbigniew Ćwiąkalski, adwokat, były minister sprawiedliwości.
– Tu nie ma progów i skali ocen. Sąd po prostu ocenia, czy zachodzą przesłanki do wydania (człowieka, który jest ścigany ENA – red.). Samo udzielenie azylu nie stoi na przeszkodzie zgodzie na wydanie tej osoby, w tym przypadku Polsce. Ale jest to istotna przeszkoda, a sąd węgierski zapewne uzna, że nie ma podstaw do wydania ze względu na udzielenie azylu – tłumaczy prof. Ćwiąkalski.
Nieco innego zdania jest prof. Piotr Uziębło, konstytucjonalista z Uniwersytetu Gdańskiego. – Z perspektywy państw unijnych Europejski Nakaz Aresztowania powinien być respektowany we wszystkich państwach – uważa prof. Uziębło. – Mamy natomiast problem z polskimi sądami, bo naszego nakazu aresztowania często nie biorą pod uwagę inne sądy. Wskazywały na to choćby sądy irlandzkie, że w Polsce nie mamy zagwarantowanej niezawisłości sędziowskiej w kontekście złego obsadzenia sądów, więc chodzi o tzw. neosędziów. Generalnie zasada jest taka, że sądy po wystawieniu ENA nie badają merytorycznie sprawy, ale jeśli spełnia on wnioski formalne, to taka osoba powinna być wydana – podkreśla rozmówca Interii.
Tyle tylko, że w tym przypadku orzekał będzie orzekał organ sądowniczy na Węgrzech. A to komplikuje całą sprawę. – Będzie decydował sąd węgierski. Tyle że w stosunku do sądów węgierskich też są poważne wątpliwości co do ich niezawisłości. Węgry szły drogą, powiedzmy, polską, a kilka dni temu odbyła się tam wielka demonstracja sędziów w obronie niezawisłości. Więc pytanie, kto będzie to rozpatrywał – zastanawia się prof. Uziębło.
– Sąd węgierski może przyjąć podobną konstrukcję, że polskie sądy nie są sądami niezależnymi, a sędziowie nie są niezawiśli. Chociażby odwołując się do rozstrzygnięć z Holandii czy Irlandii, a to będzie bardzo wygodne – dodaje.
Innymi słowy: teraz wszystko w rękach węgierskiego sądu, który może wydać zgodę na wydanie Romanowskiego polskim organom ścigania, bądź takiej zgody nie wyda, bo zasłoni się przyznanym politykowi statusem osoby objętej ochroną międzynarodową. Klucze do rozwiązania sprawy na tym etapie ma węgierski sąd.
Romanowski na Węgrzech. „Bilet w jedną stronę”
Sam Romanowski, w pierwszej rozmowie po upublicznieniu informacji o ochronie międzynarodowej, był w dobrym humorze. Jakby spokojny, że nic niespodziewanego się mu nie przydarzy. – Dokładnie tak – mówi nam prof. Ćwiąkalski, który dodaje, że jest to sprawa bez precedensu. – Nie kojarzę polskiego przypadku, żeby polityk, wiceminister uciekał za granicę przed wymiarem sprawiedliwości – podkreśla.
Prof. Uziębło dodaje, że w tym przypadku jest to trochę „bilet w jedną stronę”. – Generalnie problem dla niego jest taki, że poza Węgry wyjechać nie może. W każdym innym państwie, jak zostanie zatrzymany, to nie mam wątpliwości, że sąd zdecyduje o przekazaniu go Polsce. To trochę bilet w jedną stronę – nie ma wątpliwości rozmówca Interii.