Nic z tego startu może nie wyjść. Być może kandydat wywróci się na pierwszej poważnej próbie, czyli zebraniu 100 tys. podpisów, żeby zarejestrować kandydata na prezydenta (zaledwie 1000 wystarczy do rejestracji komitetu wyborczego). Być może na spotkaniu z poczciwą emerytką gdzieś w Polsce wyjdzie z niego chłopiec w krótkich spodenkach i kandydat Stanowski będzie skończony, zanim się zaczął. Być może. To nie jest jednak zwykły kandydat znikąd lub celebryta, któremu wydaje się, że jest w stanie mobilizować prawdziwych ludzi, a potem na spotkanie z nim przychodzi pięć osób, z których cztery to rodzina, a jeden to przypadkowy przechodzień, który wszedł bo myślał, że będzie coś za darmo. 

Za Stanowskim stoi silne, autorskie medium (youtube’owy Kanał Zero), sprawczość (zebrał grube miliony złotych na chore dzieci) i czy komuś się to podoba czy nie, niepoprawna politycznie charyzma skrojona pod dzisiejsze, karmiące się dramami oraz polowaniem na establishment czasy. Zignorowanie tej kandydatury byłoby pierwszym poważnym błędem kandydata i kandydatki (na razie jedynej) w tej kampanii. Dlaczego? 

Powód 1: Stanowski jest nowy 

Prawie każde wybory prezydenckie w ostatnim 20-leciu wprowadzały jednorazowego, ale głośnego „kandydata protestu” spoza głównych sił. W 2020 był to telewizyjny celebryta (i pisarz, ale umówmy się) Szymon Hołownia (prawie 14 proc. głosów). W 2015 to muzyk Paweł Kukiz (prawie 21 proc). Z przerwą na posmoleńskie wybory w 2010, galerię kandydatów „spoza układu” zamykamy Andrzejem Lepperem z 15 proc. wynikiem w 2005 roku. W tym roku nie mieliśmy do tej pory takiego kandydata. No więc mamy. 

Mówi Stanowski w swojej parodii orędzia (prawie milion wyświetleń w 12 godzin), podczas której ogłosił swój start:

Chciałbym, aby hasło „Zero kompetencji” było hasłem wyłącznie moim. Ale niestety jest hasłem całej naszej klasy politycznej, która osaczyła i zawłaszczyła to państwo. Dziś w polityce nie liczy się prawda, honor, godność, nawet ponadpartyjny, narodowy interes. Nie ma dziś miejsca na budowę prestiżu na budowę naszej ojczyzny. 

To samo mógłby powiedzieć, i w sumie mówił, Andrzej Lepper czy Paweł Kukiz. Ich wyniki znamy. Ale to, co szykuje Stanowski będzie wykraczać poza znaną i rytualną już retorykę politycznych outsiderów. 

Powód 2: Stanowski ma doskonałe wyczucie dramy 

Krzysztof Stanowski ma doskonałe wyczucie dramy skrojonej pod dzisiejsze czasy. Wie, gdzie i jak „uderzyć”, żeby wciągnąć w wir wydarzeń główne media i swoją publiczność. Gdy wyśmiewał podkoloryzowaną karierę celebrytki Natalii Janoszek, sekundowały mu wszystkie portale i miliony widzów. Gdy zaprosił Janusza Walusia, sprawcę politycznego mordu w RPA z 1993 roku, zrobił coś, na co nie odważyły się inne media i wywołał dyskusję o tym, co jest w dobrym tonie, a co nie. Gdy spreparował fikcyjne nagranie, w którym na zainscenizowanym kolegium przyznaje, że wspiera Zbigniewa Ziobrę, na tę dramę nabrali się czołowi dziennikarze śledczy w kraju. Gdy rusza na krucjatę w sprawie Agory, pół kraju bije brawo. Taką moc przyciągania uwagi w medialnym światku miał w szczycie kariery tylko Tomasz Lis. Myśl o prezydenturze zakończyła w 2004 roku jego karierę w Faktach TVN. Dziś niczego by nie zakończyła. Ale to nie Lis jest dziś na topie. I nie on kandyduje.   

Powód 3: Stanowski nie cacka się w tańcu

Kandydat Kanału Zero w swojej medialnej działalności bywa okrutny, o czym Maja Staśko pisała w Gazeta.pl. Sprawa Janoszek wyglądała jak obsesja, Stanowski nie waha się też przed wyśmiewaniem wyglądu czy zdolności intelektualnych obiektów swojej krytyki. To nic, bo żyjemy w coraz okrutniejszych czasach, w których po życiu publicznym poruszają się grupy (również po tzw. liberalnej stronie), które żywią się wyłącznie tym, żeby wgnieść przeciwników w ziemię. Teraz celem Krzysztofa Stanowskiego będą jego kontrkandydaci oraz „stare” media. Symptomatyczne, że kilka tygodni temu internetowa armia Stanowskiego pokonała na liczbę wpisów niepokonanych do niedawna „liberalnych” Silnych Razem. Gdy doszło do twitterowej „dramy” między Romanem Giertychem a Krzysztofem Stanowskim, bitwę na hashtagi wygrał fanklub Stanowskiego. 

Repertuar chwytów „starej” polityki znamy: farmy trolli, odczłowieczanie w ciężkich jak kowadło spotach, zmyślone haki, plotki o życiu osobistym, ci wszyscy „dziadkowie z Wehrmachtu” czy podstawieni „prawdziwi Polacy”, którzy prowokują do odpowiedzi „zmień pracę, weź kredyt”. Stanowski jest inny. Jego zdolność do medialnych happeningów, wycelowanej tam, gdzie najbardziej zaboli kpiny i „zaorywania” na żywo swoich oponentów jest znana. Gdy kandydat wchodzi do wyborów „dla beki” i żeby „zobaczyć od środka jak to jest”, wszystko staje się możliwe. Od osobistego zadawania pytań na konferencjach innych kandydatów, przez parodie spotów (parodię orędzia i strony kandydata już mamy), polityczne pranki czy wywrócenie stolika podczas debat wyborczych. 

Jeszcze raz Stanowski z „orędzia”:

Zacznie się kampania, jakiej Polska jeszcze nie widziała. I zacznie się kampania, na jaką polska klasa polityczna w zupełności sobie zasłużyła. Oni sobie robią żarty z nas na co dzień, okłamują nas na co dzień, mamią nas obietnicami na co dzień i nawet nie udają, że chcą je spełniać. 

Powód 4: Media nie będą wiedziały, jak do niego podejść 

Dla Gazeta.pl to jest jeszcze jeden kandydat. Nie będziemy na niego polować, bo przejechał się po naszym materiale o sex workingu. Będziemy o nim pisać i próbować z nim rozmawiać jak z każdym z kandydatów. Oficjalnie startuje i nie będzie żadnego bojkotu czy udawania, że nie istnieje. Ten tekst jest realizacją tej polityki. Ale wszyscy wiemy, że nie zawsze media są w stanie się powstrzymać i będziemy świadkami wielu prób wyśmiewania tej kandydatury. Stanowski będzie więc ukrytą opcją PiS, agentem Rosji, potencjalną kpiną z urzędu prezydenta, a jego wyborcy będą sfrustrowanymi incelami, zdemoralizowaną bandą, która chce tylko zadymy, a Polska jest w potrzebie i najbardziej potrzebuje zwycięstwa Rafała Trzaskowskiego. 

Tak, Stanowski jest politycznie między Mentzenem a Nawrockim i znacznie częściej niż PiS krytykuje PO, ale nie oznacza to automatycznie, że jest na pasku Kaczyńskiego. Stosując metodę wnioskowania pt. „wszystko kojarzy się Kaczyńskim lub Rosją” to samo można by powiedzieć o Rafale Trzaskowskim, bo wezwał do odebrania 800+ niepracującym Ukraińcom, co wzmacnia nastroje antyukraińskie i wiadomo, komu służy. Tymczasem – przepraszam za truizmy, ale dla wielu to nie jest oczywiste – szczere prawicowe poglądy są faktem. Ludzie je mają, bo najlepiej tłumaczą im świat. Bycie prawicowcem nie oznacza – jak się niektórym wydaje – bycia ofiarą prania mózgu przez TVP i prorosyjskie trolle. Większość Polaków lokuje swoje poglądy na prawo i przydałoby się, gdyby „mainstream” to zauważył.

Start Stanowskiego to także wyzwanie dla wszystkich dziennikarzy i publicystów, którzy udzielają się w Kanale Zero i mają tam programy. Robert Mazurek, Marcin Meller, Jakub Dymek czy Arleta Bojke mają teraz do rozstrzygnięcia niegdyś oczywisty konflikt interesów. Oto płacący im wynagrodzenia pracodawca wchodzi do polityki. Co z tym zrobią? Czy pryncypialnie wybiorą wiarygodność, czy może piękną bajkę o „kandydacie dla beki”, który po dziennikarsku, obywatelsku i w ogóle nie politycznie wchodzi do wyścigu? Gdyby Donald Tusk czy Jarosław Kaczyński zaczęli wypłacać mi wynagrodzenie za pracę redaktora naczelnego Gazeta.pl, Kanał Zero słusznie zrobiłby ze mnie pośmiewistko tygodnia. Co zrobi ekipa Kanału Zero, gdy spojrzy w lustro i sprawdzi nadawcę przelewów pod koniec miesiąca? 

Powód 5: Stanowski będzie miał rację 

Sam mówi, że startuje dla żartu, ale opowieść o całej zepsutej klasie politycznej, która nic nie robi, liczy tylko na własną korzyść, kłamie i się ogólnie nie nadaje, brzmi poważnie i tu Stanowski nie udaje. Choć nie ma racji. Każdy w którymś momencie życia myśli, że wszyscy poza nim i paroma kumplami są do bani, ale potem kończymy te 15 lat i zaczynamy dostrzegać, że świat nie jest zerojedynkowy. Ale w całym tym pachnącym Donaldem Trumpem politycznym nalocie dywanowym nie raz i nie dwa Stanowski trafi w słabości naszego życia publicznego: ślepą plemienność (choć sam ma fanatycznych fanów), jednoosobowo zarządzane partie (choć sam jest alfą i omegą Kanału Zero), te małe i większe przewały na kilometrówkach, mieszkaniach sejmowych czy takie rytuały medialne jak debaty prezydenckie w TVP, gdzie demokratyczny patos gryzie się z wymogiem, aby kandydaci o ważnych sprawach wypowiedzieli się w 60 sekund. 

Bardzo dobrze, że Stanowski wystartuje. Poważne przedsięwzięcia jak banki czy firmy technologiczne co jakiś czas przeprowadzają tzw. stress testy, gdzie w ramach ćwiczeń celowo imitują kryzys, żeby sprawdzić, czy system jest dobrze i zdrowo zaprojektowany. Teraz taką próbę ogniową zafunduje życiu publicznemu i nam wszystkim Krzysztof Stanowski i okaże się, ile to wszystko jest warte. Z Krzysztofem Stanowskim włącznie.

Udział
© 2025 Wiadomości. Wszelkie prawa zastrzeżone.