Od 1 stycznia do 30 czerwca 2025 r. Polska po raz drugi sprawuje przewodnictwo w Radzie Unii Europejskiej. Jak sobie radzi Warszawa w obliczu chaosu, jaki wywołał Donald Trump swoimi działaniami ws. wojny w Ukrainie? I dlaczego premier Donald Tusk, były przewodniczący Rady Europejskiej i były przewodniczący Europejskiej Partii Ludowej, nie zwołuje pilnych szczytów europejskich przywódców, tak jak robi to prezydent Francji Emmanuel Macron? O to pytamy dra Bartosza Rydlińskiego z Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. 

Polska przewodzi Radzie UE, ale to Macron zwołuje szczyty 

– Polska prezydencja jeszcze na dobre się nie zaczęła, ale już na całego zaczęła się geopolityka wokół nas. Pojawiły się pytania, dlaczego Polska nie wykorzystała do tej pory tego, że właśnie nam przypadło przewodnictwo w Radzie Unii Europejskiej w tym „ciekawym” czasie. Dlaczego nie wykorzystaliśmy tego w kontekście zwoływania podobnych szczytów, do tego, który zwołał prezydent Emmanuel Macron w Paryżu. Podzielam te wątpliwości – komentuje politolog. 

Zobacz wideo Trump zapowiedział spotkanie z Putinem. Czy Ukraina zostanie rzucona na pastwę Rosji?

Jak zaznacza ekspert, „oczywiście prezydencja w Radzie nie daje możliwości prowadzenia polityki zagranicznej i bezpieczeństwa Unii Europejskiej, ale daje szansę politycznego zaistnienia, więc można powiedzieć, że była szansa, aby Polska zaistniała w szerszej świadomości politycznej w Europie, a tak się niestety nie stało”. 

– Prezydencja pod względem formalnym nie umożliwia prowadzenia polityki zagranicznej całej Unii, ale zwoływanie tego typu szczytów, dodatkowo dla wszystkich państw UE jest polityczną szansą, z której nie skorzystał ani premier Tusk, ani minister Sikorski. Zwołanie takiego szybkiego szczytu w Warszawie, także z udziałem Wołodymyra Zełenskiego, byłoby o wiele lepszym rozwiązaniem, niż szczyt w Paryżu, w którym nie wzięły udziału wszystkie państwa i bez udziału Ukraińców. To była niewykorzystana szansa. Prędzej, czy później ta niewykorzystana okazja może mieć swoje konsekwencje w tym, że niektórzy nie będą widzieć w Warszawie ważnego gracza czy adwokata Ukrainy, który ciągle podkreśla, że obecność Ukraińców, przy jakichkolwiek rozmowach jest kluczowa i dla nas i naszych wschodnich sąsiadów – nienegocjowalna – wskazuje. 

Donald Tusk i Radosław Sikorski nie wykorzystali szansy

Dr Rydliński ocenia, że „Donald Tusk faktycznie nie wykorzystał szansy, żeby zaistnieć jako jeden z europejskich liderów”. – Teraz, kiedy prowadzone są pertraktacje między USA a Rosją, to Marco Rubio dzwoni do Włochów, Francuzów, Niemców. Nie dzwoni do Polski, nie dzwoni do premiera Tuska – wskazuje. 

– Premier ma świadomość, że wybory prezydenckie są kluczowe dla jego obozu politycznego. Można powiedzieć, tej całej zmiany, po 15 października. On chciałby faktycznie zminimalizować zagrożenia wynikające z tego, że Sławomir Mentzen czy Karol Nawrocki zaraz by grzmieli, że Donald Tusk nie wyklucza udziału Polski w ewentualnym konflikcie między Zachodem a Rosją. Premier mógłby to natomiast odwrócić i powiedzieć, że Polska, tym bardziej dbając o naszą niepodległość, bezpieczeństwo, nie powinna wykluczać udziału polskich wojsk, pod warunkiem, gdyby sami Ukraińcy tego chcieli. Donald Tusk powinien też podkreślać i częściej i o tym mówić, że „nic o Ukrainie bez Ukraińców”. To jest ta narracja, której premier nie do końca używa, a powinien, bo da to też możliwość odróżnienia się od takich dziwnych snów o regionalnej potędze pod parasolem Trumpa, które snuje szczególnie PiS w ostatnich dniach – zwraca uwagę dr Rydliński. 

– Historia dzieje się na naszych oczach, każdy dzień przynosi coś nowego. Donald Tusk powinien pomimo prztyczka ze strony Macrona szybko organizować podobne wydarzenie w Warszawie. Ale żeby to wydarzenie nie było Paryżem bis. Żeby nie było tak, że znowu Europejczycy się spotykają i mędrkują o swoim bezpieczeństwie bez Ukrainy. Taki szczyt UE z poszerzeniem o Ukrainę, Mołdawię, ale również nieunijne państwa, które są członkami NATO – Wielką Brytanię, Norwegię, Turcję – to byłoby wydarzenie bez precedensu. To mógłby być jasny sygnał dla Rosjan i Amerykanów, że my się już pozbieraliśmy po tym gongu, który dostaliśmy w Monachium – mówi Gazeta.pl politolog. 

Jak podkreśla ekspert, „przez ponad 30 lat udowadniamy, że jesteśmy państwem, na które może liczyć Ukraina”. – Polska jest liderem w regionie ze względu na potencjał demograficzny, wydatki na zbrojenia. Ale też z powodu tego, jak się zachowaliśmy podczas wieloletnich relacji z Ukrainą. Polska była pierwszym krajem na świecie, który uznał niepodległość Ukrainy, byliśmy z Ukraińcami podczas „Pomarańczowej Rewolucji” czy na Euromajdanie. Przyjęliśmy miliony ukraińskich uchodźców, ciągle przez rzeszowskie lotnisko jest możliwe dostarczanie uzbrojenia. My jesteśmy zawsze gotowi do pomocy Ukraińcom. Więc to, czy teraz Donald Tusk coś „przespał”, to niewiele zmienia na dłuższą, bo ostatnie lata udowodniły, że jesteśmy ważnymi partnerami dla Ukrainy – wskazuje. 

Udział
© 2025 Wiadomości. Wszelkie prawa zastrzeżone.