Geopolityczną przewrotkę, której jesteśmy świadkami, polskie elity polityczne postanowiły uczcić nową porcją wzajemnej nienawiści. W poniedziałek premier Tusk bardzo słusznie napisał: „Sytuacja międzynarodowa jest na tyle poważna, że nie możemy sobie pozwolić na kłótnie w kraju w sprawie naszego bezpieczeństwa. Wzywam wszystkie siły polityczne i liderów do zawieszenia sporów na temat wojny i pokoju”. Dwa dni później ten sam Tusk postawił zapukać w dno bagienka od spodu: „Wyobraźcie sobie, w jak trudnej sytuacji byłaby dzisiaj Polska, gdyby Polacy nie odsunęli tej prorosyjskiej i antyeuropejskiej ekipy od władzy”. Jeśli przypomina wam to Trumpa – jednego dnia tak, drugiego siak – to właśnie macie rację.

Być może premier uważa, że wszyscy mamy pamięć jętki jednodniówki (ewentualnie cały swój przekaz kieruje do „Silnych Razem”), ale warto przypomnieć: ta „prorosyjska ekipa” w 2022 roku przy niechętnej postawie Niemiec od początku wysyłała broń (zresztą mając wtedy pełne poparcie platformianej opozycji), Kijów dostał od Polski więcej czołgów niż od wszystkich innych państw łącznie, pisowski „prokremlowski rząd” dał Ukraińcom 500 plus (które teraz Tusk odbiera w ramach robienia kampanii Trzaskowskiemu). Te fakty przypominam, chociaż jednocześnie wiem, że nie są istotne, bo oba obozy w warunkach skrajnej polaryzacji nie chcą faktów, tylko chcą mieć rację.

PiS oczywiście to samo. Kiedy tylko Platforma zaczęła w ich stronę wymachiwać ruską onucą, w to im graj, bo potrafią odmachiwać, zaraz Tobiasz Bocheński w RP24 ogłasza: „Trzech najbardziej prorosyjskich polityków w Polsce to po pierwsze Jaruzelski, po drugie Donald Tusk, po trzecie Grzegorz Braun. Pan Tusk powinien się podać do dymisji po tym tweecie, bo po prostu on jest najbardziej prorosyjskim politykiem i mamy na to twarde dowody”. Po chwili wjeżdża wysublimowany pisowski przekaz dnia: „Gdyby rządził PiS, szczyt unijny byłby w Warszawie, a nie u Macrona w Paryżu”.

Na to Tusk: „Jarosławie, to ostatni moment, aby zmienić kandydata. Chyba że narracja Kremla stała się oficjalną linią PiS”.

Na to Nawrocki: „Panie Donaldzie, za wojnę na Ukrainie odpowiada postsowiecka Federacja Rosyjska, na której czele stoi Pana znajomy z molo w Sopocie”. Cuda, cuda ogłaszają.

Najbardziej upiorna część polskiego środowiska dziennikarskiego dziarsko to podchwytuje, troglodyci pióra zaczynają wypisywać analizy, że – ha, ha – PiS to partia kremlowska, wyszło szydło z worka, tamci z kolei odkrzykują „reset, reset!”, z tej dętej publicystyki przebija perwersyjna radość, bo chociaż sprawy przybierają dla Polski i Europy niezbyt ciekawy obrót, to dobra strona jest taka, że można przywalić politycznemu wrogowi i napisać „A nie mówiłem!”. „Ha! Teraz już widać, że PiS to agenci! Maski opadły!” kontra „Teraz widać, że Tusk to Targowica. Maski opadły!” (cytaty autentyczne). Poza tym Trump to, Trump tamto, Monachium, Jałta, to wina PiS-u, a właśnie nie, bo to wina PO, i co tam jeszcze ślina na język przyniesie.

Czy oni cokolwiek rozumieją z geopolitycznej wywrotki, która w tym samym czasie przewala się nad naszymi głowami? Nic. Jest to czyste partyjne pieniactwo uprawiane przez polityków i medialne przybudówki, nawet jeśli niektórzy z nich mają wszelkie kwalifikacje, żeby coś z obecnej sytuacji rozumieć, wszystko utopią w sosie swoich politycznych niechęci. 80 procent tego, co czytacie w polskich mediach o trwającej przewrotce na świecie, to rzeczy wytarzane w konflikcie PO-PiS. W tej logice Trump jest częścią PiS-u, więc wszystko, co zrobi, jest złe, po drugiej stronie to samo: ponieważ Trump jest częścią PiS-u, więc wszystko, co zrobi, jest słuszne, a jak nie jest słuszne, to i tak trzeba tego bronić i usprawiedliwiać. 

Z tej kakofonii polskich komentarzy ciężko cokolwiek sensownego wyłowić również z powodu obowiązkowego u nas nadmiarowego dodatku histerii. Jesteśmy przyciskani nieustannie do ściany, jak tylko Trump kichnie, w Polsce ogłaszany jest koniec świata. Histeryzowanie to sens życia naszej inteligencji, co najlepiej zdiagnozował Robert Kraskowski, dlatego – szanowny czytelniku – przygotuj się, że w czasach Trumpa koniec świata będzie ci wtryniany siedem razy dziennie, bowiem nie analiza i umiar, ale honor i godność rządzą polską sferą publiczną, a przede wszystkim nieustanna konieczność dowodzenia, że rok, dwa i pięć lat temu miało się rację, niezależnie od tego, co się w międzyczasie wydarzyło.

Co robić, żeby w tym toksycznym otoczeniu polityczno-medialnym przetrwać geopolityczną zmianę i nie umrzeć ze strachu? Nie wiem, jak wy, ale ja stosuję poniższy zestaw higieniczny, może wam też się przyda.

1. Nie graj w historyczne analogie

Na to, co się dziś dzieje między USA a Rosją, nie warto reagować polskim odruchem warunkowym: Hitler-Stalin-Monachium-Jałta-rosyjskie wojska w Warszawie. Historyczne skojarzenia, które ostatnio wyskakują nam z lodówki, nie służą rozumieniu, tylko raczej zaciemniają obraz, a przede wszystkim są wyrazem bezradności. Powinno się napisać: „Nie wiem, co będzie, sytuacja zrobiła się nieprzewidywalna”, ale żeby przykryć tę bezradność, to pisze się: „Drugie Monachium i druga Jałta”. Odkładaj takie rzeczy na bok, nie czytaj i się nimi nie zajmuj.

2. Odstaw media partyjne

Warto sobie zafundować detoks od tzw. mediów tożsamościowych (po obu stronach), czyli tych, gdzie z góry wiadomo, że Trump to Hitler, ewentualnie Trump to mesjasz. Będziecie tam zalewani skrajnymi interpretacjami, mózgi wam się zlasują, w jednym kramiku każda trumpowa brednia będzie rozdmuchiwana do rozmiarów słonia, w drugim ta sama brednia będzie na wszystkie strony usprawiedliwiana. W sytuacji, kiedy niemal każdy „normals” pod naszą szerokością geograficzną zastawia się: „Wejdą, nie wejdą, a jeśli wejdą, to kiedy?”, taka dodatkowa dawka skrajnych interpretacji może tylko wpędzić w depresję. Już lepiej, jeśli nic nie będziecie czytać, niż jeśli panicznie będziecie śledzić każdy wykwit naszej publicystyki. Punktowo warto wybrać kilku spokojniejszych autorów, ja oczywiście polecam wszelkiej maści symetrystów, jak Jurasz czy Magierowski, ale nazwisk jest sporo, tylko trzeba poszperać.

3. Pamiętaj, że Trump żyje z medialnego cyrku

Trump jest mistrzem robienia szumu w mediach i zwracania na siebie uwagi. Właśnie o to mu chodzi, żeby elity amerykańskie i europejskie jęczały ze zgrozy, bo to go buduje. Jego słowa należy traktować jak spektakl, cyrk, kuglarskie sztuczki obliczone na wywołanie emocji i wrzasków na widowni (nie tylko oklasków). Chamskie zagrywki wobec Zełenskiego (który zresztą głupio na nie reaguje) mogą rzeczywiście przerażać, ale niespecjalnie warto je z pełnym namaszczeniem analizować. Podobnie rzecz się ma z bredniami Trumpa – „Ukraina sama wywołała wojnę”, „Putinowi można wierzyć, że chce pokoju” – jutro powie coś przeciwnego, a pojutrze coś jeszcze innego, nawet nie będzie pamiętał. Liczy się nieustanny szum i ruch w interesie. To nie tylko jego sposób działania, ale po prostu natura mediów społecznościowych i współczesnej komunikacji. Trump ma ją w małym palcu.

4. Słowa mniej dziś znaczą

Dawniej należałoby dodać: „No ale jednak to, co mówi prezydent USA, ma znaczenie, nawet jeśli wszyscy wiedzą, że bredzi i zmienia zdanie”. Owszem, kiedyś miałoby to znaczenie, dziś – umiarkowane. Wszyscy się przyzwyczaili do mediów społecznościowych, shitstormów, które trwają trzy godziny i nic z nich nie zostaje. Waga głupich odzywek Trumpa w przestrzeni międzynarodowej jest inna, niż byłaby dekadę temu, to nie znaczy, że żadna, ale jednak dużo mniejsza. Chlapnięcie bredni, która kiedyś zakończyłaby karierę tego czy innego polityka, dziś wywołuje sztorm może nawet bardziej gwałtowny, ale tylko chwilowy, po czym nikt nic nie pamięta, nikt tak do końca nie traktuje niczego poważnie, może to powiedział, może nie powiedział, a może to były tylko jakieś jaja i deepfejki, zresztą już po godzinie mamy coś nowego. Jak ktoś już totalnie przesadzi, to najwyżej może skasować tłita i sprawa załatwiona – taka mniej więcej jest dziś waga słów w polityce, nawet tych wygłaszanych przez prezydentów i premierów.

5. Pamiętaj, że to chińska układanka

Trump nie bardzo może sobie pozwolić na oddanie Rosji naszej części Europy. Nawet jeśli ma nas wszystkich w nosie i serdecznym poważaniu (tak podejrzewam), to dałby wtedy zachętę Chinom. Gdyby Putin dostał na Ukrainie to, czego chce, bardzo by to ośmieliło przewodniczącego Xi do podobnej eskalacji na Tajwanie. 

6. Trump nienawidzi Bidena

W niemal każdej chamskiej lub fejkowej opinii na temat Ukrainy czy Zełenskiego, Trump wspomina o Bidenie. Widać tu czystą obsesję, wszystko jest winą Bidena, to przez niego wybuchła wojna. Te toksyczne emocje Trumpa – świadczące o jego złym charakterze, ale to przecież nic nowego – są widoczne jak na dłoni (w słowotoku Trumpa da się zwykle znaleźć ziarno prawdy, bo faktycznie Biden nie miał pomysłu na rozstrzygnięcie wojny, poza dawaniem Ukrainie kroplówki). Nienawiść Trumpa do Bidena definiuje obecnie dużą część jego narracji na temat Ukrainy, miejmy nadzieję, że ta emocja w końcu się wypali.

7. Nie jest z Europą tak źle

Putin wcale nie wygrał – i taki jest szerszy kontekst, o którym często się zapomina – ponieważ nie chapnął Ukrainy, nie zrealizował swoich głównych założeń z 2022 roku. Ukraina zachowała niepodległość oraz – przy okazji wojny – stała się skrajnie antyrosyjska. Zainstalowanie w Kijowie jakiegoś nowego Janukowycza jest obecnie mało prawdopodobne. Putin ma przy granicy wściekłe, niepodległe i nauczone bitki państwo z potężną armią, najsilniejszą w Europie. Tego nie zmieni nawet niekorzystny dla Ukrainy traktat pokojowy. Jeśli Putin dostanie w ramach „wspaniałego pięknego dealu” jakieś cymesy i przy okazji pięć lat na wzmocnienie sił, tak samo dostanie te lata na wzmocnienie Ukraina. Europa nie zrezygnuje ze wspomagania Ukrainy, pieniądze się znajdą, skoro nawet Niemcy chcą nareszcie wyjąć wydatki wojskowe z procedury nadmiernego deficytu, wojsko ukraińskie się nie zwinie i nadal będzie wiązać główne siły rosyjskie.

8. Polska się nie będzie liczyć aż do wyborów

Wszystko, co robi obecnie polski rząd na arenie międzynarodowej jest kompletnie nieistotne i nieskuteczne z prostego powodu: nasza polityka zagraniczna w stu procentach podporządkowana została kampanii Trzaskowskiego. Platforma aż do wyborów prezydenckich nie zrobi nic dla polskiej racji stanu, choćby się waliło i paliło, chyba że przypadkowo dobro Trzaskowskiego z polską racją stanu będzie akurat tożsame. Wszelkie decyzje w sprawie Ukrainy są obecnie wykładnią polityki wewnętrznej, chyba żaden inny rząd w Europie nie robi tego tak bezwstydnie, nawet jeśli ma na horyzoncie wybory. Odmowa Tuska jakiejkolwiek rozmowy z Macronem na temat wysłania choćby garstki polskich żołnierzy w ramach europejskiej misji stabilizacyjnej to również wkład w kampanię Trzaskowskiego, podobnie jak ściemnianie, że „nikt nas o to nie prosił”, skoro właśnie prosił i to kilkukrotnie (Amerykanie i Macron). Władza nam kłamie w żywe oczy z powodu zbliżających się wyborów, dokładnie tak samo, jak kłamała poprzednia w innych ważnych sprawach, warto to wiedzieć i rozumieć, zamiast się oburzać.

Symetrycznie jest po drugiej stronie: pisowskie donosy na polski rząd do Trumpa (te wszystkie obleśne tłity po angielsku, że oto – uprzejmie donoszę – Sikorski powiedział to czy tamto, obrażajo pana, panie Trump, olaboga!) to z kolei wsad w kampanię Nawrockiego. PiS bardzo liczy, że Trump zrobi coś, co pozwoli wygrać Nawrockiemu wybory, nie wiem, na jakiej podstawie, ale takie są tam marzenia. Słuchanie opozycji też sobie darujcie, oni również myślą jedynie o własnej partii i wyniku Nawrockiego, a „Dobropolski” musi poczekać, aż się to w maju przewali.

9. Polaryzacja to plan Kremla

Każdy – podkreślam KAŻDY – kto dokłada teraz do pieca, obiektywnie służy Rosji. Nigdy dość przypominania tej prawdy. Rosyjskim planem dla Polski – i wynika to wprost z zadań komórki ds. polskich w FSB – jest podkręcanie polaryzacji politycznej. Rosji wszystko jedno, czy rządzi tu PO czy PiS, ważne, żeby się brali za łby i oskarżali o zdradę stanu oraz prorosyjskość. Rosyjskie trolle rano pracują na rzecz uskrajniania wyborcy PiS-u, po południu na rzecz eskalacji poglądów wyborcy PO, wieczorem z kolei podbechtują wielbicieli Konfy, są wśród „Silnych Razem” i „Klubów Gazety Polskiej”, bowiem miłe jest im każde sfanatyzowane środowisko. Za każdym więc razem – szanowny czytelniku – kiedy polscy politycy i publicyści oskarżają drugą stronę o wszystko, co najgorsze, zdradę, onucowatość, agenturalność, Targowicę, wiedz, że ktoś dokłada się do osłabiania twojej ojczyzny. Zapamiętaj tę zasadę: kto najgłośniej wrzeszczy, że ci drudzy to agenci i trzeba ich powsadzać, właśnie ten agent. Omijaj, nie czytaj, bojkotuj. 

Udział
© 2025 Wiadomości. Wszelkie prawa zastrzeżone.