Kiedy pod koniec ubiegłego roku rozpisywano przedterminowe wybory parlamentarne w Niemczech, nikt nie przypuszczał, że odbędą się one w najtrudniejszej od dekad sytuacji geopolitycznej dla Unii Europejskiej. Chociaż już wtedy sytuacja nie była przecież łatwa.

Ponad trzy miesiące później UE musi mierzyć się z coraz wyraźniejszym rozpadem relacji transatlantyckich, coraz dotkliwszą w skutkach nieprzewidywalnością Donalda Trumpa, powrotem Władimira Putina na światowe salony i widmem zbójeckiego „pokoju” wymuszonego na Ukrainie przez Stany Zjednoczone i Rosję.

Nic dziwnego, że na Starym Kontynencie wszystkie oczy zwrócone są na Berlin, a na usta ciśnie się pytanie: czy nowy niemiecki rząd i nowy niemiecki kanclerz będą w stanie pomóc Europie po tym, jak Olaf Scholz i jego ekipa abdykowali z poważnej europejskiej polityki, żeby zajmować się gaszeniem pożarów we własnej koalicji.

Olaf Scholz. Od bohatera do zera

Kiedy Olaf Scholz obejmował urząd kanclerski w grudniu 2021 roku, robił to w glorii chwały i jako polityczny superbohater. Wbrew przewidywaniom analityków, a tym bardziej rywali, zdołał na ostatniej prostej odwrócić wydawałoby się przegraną kampanię, zniwelować dwucyfrową przewagę CDU-CSU i sięgnąć po zwycięstwo z wynikiem 25,7 proc.

Kierowana przez niego Socjaldemokratyczna Partia Niemiec (SPD) przystąpiła do negocjacji tzw. koalicji sygnalizacji świetlnej z Zielonymi (14,7 proc.) oraz Wolną Partią Demokratyczną (FDP, 11,4 proc.). Po przeszło dwóch miesiącach rozmów porozumienie było gotowe, a Scholz 8 grudnia 2021 roku mógł zasiąść na fotelu kanclerza.

Olaf Scholz, kanclerz Niemiec i przewodniczący SPD/AFP

Od tego czasu zmieniło się niemal wszystko. W marcu 2022 roku Scholza jako kanclerza dobrze oceniło 73 proc. Niemców, źle – 20 proc. W styczniu tego roku proporcje wyglądały niemal dokładnie odwrotnie – pozytywnych ocen było ledwie 31 proc., natomiast negatywnych aż 64. Średnie poparcie dla kierowanej przez Scholza SPD również zaliczyło bolesny spadek – od mniej więcej 27 proc. w połowie grudnia 2021 roku do ok. 15 w ostatnich dwóch tygodniach przed wyborami.

– Rząd Scholza rozpadł się później niż prędzej. Mogło do tego dojść znacznie wcześniej, bo tak silne były turbulencje i konflikty interesów między koalicjantami – mówi Interii prof. Arkadiusz Stempin, historyk i politolog z Wyższej Szkoły Europejskiej im. ks. Józefa Tischnera w Krakowie. Autor książki „Angela Merkel. Cesarzowa Europy” podkreśla, że stanowisko kanclerza przerosło Scholza, ale głównie dlatego, że nigdy nie był przesadnie popularny nawet we własnej partii, nie mówiąc już o pełnej nad nią kontroli.

Śmiertelne starcie z liberałami

Nasz rozmówca podkreśla chociażby to, że Scholz nie był w stanie zapanować nad mocno lewicującą partyjną młodzieżówką, która była jego naczelnym krytykiem i jako pierwsza domagała się głowy Scholza. – Poza tym, musiał jednak posklejać koalicję trójpartyjną, w której po przeciwnych stronach SPD występowali liberałowie z FDP i Zieloni. FDP okazało się dla Scholza śmiertelną trucizną – mówi prof. Stempin.

Scholz uważa, że gra się do końca. To słynne założenie niemieckiego futbolu, że bramkę można zdobyć nawet w ostatniej minucie

~ prof. Ireneusz Karolewski, politolog z Uniwersytetu w Lipsku

Trudno się z tym nie zgodzić, bowiem miesiące zakulisowych walk między koalicjantami zakończyło właśnie starcie SPD z FDP. Na początku listopada Scholz odwołał ze stanowiska ministra finansów i lidera liberałów Christiana Lindnera, tym samym kładąc kres dalszemu funkcjonowaniu koalicji.

Kość niezgody? Przyszły budżet federalny. Ale nie tylko. Swoje trzy grosze do rozpadu koalicji dołożył opublikowany kilka dni wcześniej przez Lindera 18-stronnicowy dokument zatytułowany „Ożywienie gospodarcze Niemiec”. Liberałowie opowiadają się za działaniami drastycznie odmiennymi od ustaleń umowy koalicyjnej, uderzają też w programy SPD i Zielonych. Domagają się m.in.: obniżki podatków dla małych i średnich przedsiębiorstw, przesunięcia terminu osiągnięcia przez Niemcy neutralności klimatycznej z 2045 na 2050 rok, liberalizacji rynku pracy czy podniesienia wieku emerytalnego.

Przewodniczący FDP Christian Lindner

Przewodniczący FDP Christian Lindner/THOMAS BANNEYER / DPA / dpa / Picture-Alliance /AFP

– To było konieczne, żeby zapobiec szkodom dla naszego kraju – tłumaczył swoją decyzję o dymisji Lindnera szef niemieckiego rządu. Swojego byłego ministra oskarżał o to, że „nie służy interesowi publicznemu, tylko własnej klienteli i partii”. Lindner odgryzał się Scholzowi, oskarżał go m.in. o naciski w kierunku sprzecznego z konstytucją zwiększania zadłużenia Niemiec ponad konstytucyjny limit.

Długa lista błędów i wypaczeń

Niemcy po rządzie Olafa Scholza jednak nie płakali, można raczej powiedzieć, że odetchnęli z ulgą. W końcu miesiące wewnętrznych sporów i politycznej niesterowności dobiegły końca. Chociaż „koalicji świateł drogowych” udało się spełnić kilka ważnych wyborczych obietnic – m.in. reformę zasiłków dla bezrobotnych, podniesienie płacy minimalnej czy wprowadzenie ogólnokrajowego biletu na transport publiczny – to lista rzeczy, którymi podpadła wyborcom, była znacznie dłuższa. Kilka kwestii wybija się jednak na pierwszy plan.

– Przede wszystkim, Scholz podpadł rodakom cenami energii i komunikacją z wyborcami – mówi prof. Arkadiusz Stempin. – To najgorzej komunikujący się z wyborcami, ze społeczeństwem kanclerz w historii. Zupełnie nie wyjaśnia wyborcom swojej wizji, pomysłów, sposobu działania. Kiedy to sprzęgło się ze zwyżkującymi cenami energii, Scholz już nie miał szans tego opanować – dodaje historyk i politolog.

W tym kontekście zupełnie nowego znaczenia nabiera funkcjonujący za kulisami niemieckiej polityki pseudonim szefa niemieckiego rządu. Jeszcze w czasach, gdy Scholz był sekretarzem generalnym SPD za kadencji kanclerza Gerharda Schrödera, hamburski dziennik „Die Zeit” w jednym ze swoich artykułów ukuł frazę „Scholzomat”. Połączenie nazwiska polityka z automatem miało oddawać jego całkowity brak charyzmy, nieokazywanie emocji i skupienie na odrzucającym przeciętnego wyborcę technokratycznym języku. Chociaż od nadania przydomku minęły przeszło dwie dekady, Scholz nigdy nie zdołał pozbyć się łatki sztywnego, acz efektywnego, biurokraty.

To na rządy koalicji SPD, Zielonych i FDP przypada też symboliczny koniec funkcjonującego od dekad modelu gospodarczego Niemiec. Przez długie lata i kolejne rządy opierał się na czterech filarach: dostawach taniego gazu z Rosji, imporcie tanich dóbr konsumenckich z Chin, bardzo silnym eksporcie (zwłaszcza z branży motoryzacyjnej) i amerykańskim parasolu bezpieczeństwa.

Pandemia koronawirusa i wywołany nią kryzys gospodarczy, a zwłaszcza wojna w Ukrainie złożyły stary model do grobu. Kraje europejskie odeszły od rosyjskiego gazu w trosce o swoje strategiczne bezpieczeństwo. Wyższe koszty energii uderzyły w niemiecki przemysł, a uderzenie to najmocniej odczuły wielkie koncerny motoryzacyjne. Na froncie wschodnim – Unia Europejska i Chiny są na krawędzi wojny handlowej. Nie lepiej jest na zachodzie – amerykańskie gwarancje bezpieczeństwa pod rządami Donalda Trumpa nie mają racji bytu, a on sam straszy UE potężnymi cłami (niemiecki sektor motoryzacyjny to zresztą ulubiona ofiara Trumpa).

Scholz ciągnie SPD w dół, jest kulą u nogi własnej partii. Sam fakt, że jako bardzo niepopularny polityk startuje w wyborach i ubiega się o fotel kanclerza pokazuje, że SPD nie jest w stanie zrewidować swojej polityki i postawić mocniej na wyborców centrum

~ prof. Ireneusz Karolewski, politolog z Uniwersytetu w Lipsku

Co więcej, ogłoszony przez Scholza kilka dni po rosyjskiej agresji na Ukrainę wielki zwrot Niemiec w polityce ekonomicznej, zagranicznej i bezpieczeństwa (tzw. Zeitenwende), który przewidywał utworzenie specjalnego funduszu w wysokości 100 mld euro na inwestycje w zbrojenia, okazał się mrzonką. Trzy lata później Bundeswehra jest w rozsypce, niemieckie wydatki na obronność z trudem dobiły do wymaganych w NATO 2 proc. PKB, a przemysł zbrojeniowy nie może się rozpędzić.

Zagubienie SPD

Porażki rządu i Scholza jako kanclerza to jedno, ale swoje kosztowne błędy popełniła też sama SPD. I płaci za to wysoką cenę. – Scholz stał się symbolem odejścia SPD od swoich domyślnych wyborców, czyli klasy robotniczej i klasy średniej. Zamiast nich postawił na mniejszości seksualne, politykę symboliczną (np. genderowanie) i permisywną politykę migracyjną. Poza tym, SPD chciała być bardziej zielona od Zielonych, jeśli chodzi o wspieranie transformacji energetycznej oraz postawienie na wydatki państwa wobec bezrobotnych i migrantów – mówi Interii politolog prof. Ireneusz Karolewski z Uniwersytetu w Lipsku.

Jak twierdzi, rząd Scholza nie rozwiązał żadnych realnych problemów niemieckiego społeczeństwa, a zwłaszcza swoich własnych wyborców. – Z kolei te problemy, które istniały już wcześniej, zaczęły przybierać w ostatnich trzech latach na sile. Mowa o braku inwestycji w infrastrukturę kolejową czy infrastrukturę cyfrową oraz deindustrializację – wylicza prof. Karolewski.

Kanclerz Niemiec i przewodniczący SPD Olaf Scholz

Kanclerz Niemiec i przewodniczący SPD Olaf Scholz/JOHN MACDOUGALL/AFP

Socjaldemokraci stracili wpływy we wszystkich kluczowych dla siebie grupach elektoratu. – Do tego, o czym mówiłem wcześniej, dochodzi jeszcze problem migracyjny Niemiec, który sprawia, że SPD traci wpływy w klasie średniej. Ona odwraca się od socjaldemokratów. To samo dotyczy nauczycieli, którzy widzą problemy integracyjne młodzieży imigranckiej w szkołach, czy zawodów prawniczych, które widzą słabą jakość rządów i stanowionego prawa – diagnozuje rozmówca Interii.

Scholz jak niemiecka kadra: Gra do końca

Mimo osobistej niepopularności i pikujących notowań partii, Scholz ani myślał wywieszać białej flagi, gdy 16 grudnia jego rząd nie otrzymał w Bundestagu wotum zaufania. Wręcz przeciwnie – stanął do batalii o miano kandydata SPD na kanclerza i… wygrał ją bez walki. Jego najpoważniejszym kontrkandydatem mógł być minister obrony Boris Pistorius, jednak najpopularniejszy polityk socjaldemokratów nie wyraził chęci poprowadzenia SPD do przedterminowych wyborów.

– Współpracownicy Scholza przekonali go, że może powtórzy się scenariusz z 2021 roku, czyli poprzednich wyborów federalnych – tłumaczy wybór partyjnych władz prof. Ireneusz Karolewski z Uniwersytetu w Lipsku. – SPD miała wtedy słabe wyniki sondażowe, ale na jej korzyść zagrała słabość kandydata CDU/CSU, którym był Armin Laschet. Laschet był bardzo nieporadny, zrobił mnóstwo błędów, a na domiar złego był tzw. Putinversteherem, czyli wierzył w dialog z rosyjskim dyktatorem, chciał się z nim dogadywać. SPD bardzo skorzystała też na tym, że Laschet był „merkelowcem”, a społeczeństwo niemieckie miało potrzebę zmiany na szczycie władzy – dodaje rozmówca Interii.

Zostawiając na czele partii Scholza, władze SPD liczyły też na kilka innych czynników. Po pierwsze, że CDU/CSU do czasu wyborów zdąży roztrwonić swoją wyraźną przewagę nad Alternatywą dla Niemiec i SPD, a kandydat chadeków na kanclerza Friedrich Merz popełnił podobne błędy jak cztery lata temu Laschet. Na kilkadziesiąt godzin przed wyborami, chociaż nie wszystko jest już w pełni rozstrzygnięte, wiemy jednak, że tak się nie stało.

Po drugie, SPD kalkulowała, że Niemcy przestraszą się eskalacji wojny w Ukrainie, a Scholz, który od początku kreował się na „kandydata pokoju” (przeciwnicy nazywali go natomiast pseudo pacyfistą) otrzyma z tego tytułu sondażową dywidendę. – Wszystkie wypowiedzi Scholza podkreślające zagrożenie eskalacją wojny w Ukrainie, widmo wojny atomowej i trzeciej wojny światowej, pokazywały, że SPD liczy na strach w niemieckim społeczeństwie. Na tym strachu Scholz chciał budować swoją pozycję – przypomina prof. Karolewski.

Rząd Scholza rozpadł się później niż prędzej. Mogło do tego dojść znacznie wcześniej, bo tak silne były turbulencje i konflikty interesów między koalicjantami

~ prof. Arkadiusz Stempin, historyk i politolog z Wyższej Szkoły Europejskiej im. ks. Józefa Tischnera w Krakowie, autor książki „Angela Merkel. Cesarzowa Europy”

Wreszcie po trzecie, sam Scholz do końca był i jest przekonany, że uda mu się odwrócić niekorzystny trend i wyjść z wyborczej weryfikacji zwycięsko. Jego polityczne rachunki mówiły, że przy odrobinie szczęścia, może udać się zawiązać koalicję bez CDU/CSU, w której to SPD byłaby najsilniejszą partią, a on miałby szanse utrzymać fotel kanclerza. – Scholz uważa, że gra się do końca. To słynne założenie niemieckiego futbolu, że bramkę można zdobyć nawet w ostatniej minucie – tłumaczy prof. Karolewski, dodając jednak, że odwrócenie wyniku tego meczu, co zresztą potwierdzają najnowsze sondaże, graniczy z wyborczym cudem.

Na ratunek: Pistorius

Poparcie władz SPD dla Scholza ma też znacznie bardziej makiaweliczny wymiar niż opisane powyżej kampanijne kalkulacje. Mimo niezachwianej wiary w siebie, szanse Scholza na sukces są mizerne. Po wyborach jego polityczna kariera znajdzie się na zakręcie. Zrzucanie niemal pewnej porażki na barki nowego lidera byłoby więc taktycznym samobójstwem. Lepiej było pozwolić Scholzowi grać do końca i wziąć na siebie brutalny werdykt wyborców.

Minister obrony Niemiec Boris Pistorius

Minister obrony Niemiec Boris Pistorius/THOMAS SAMSON/AFP/East News

– Scholz pociągnie za sobą na dno całe SPD. CDU ma w kieszeni wygrane wybory, a nowy kanclerz nazywa się Friedrich Merz – mówi Interii prof. Arkadiusz Stempin, autor książki „Angela Merkel. Cesarzowa Europy”. Jak mówi, Scholz to przeszłość SPD. Przyszłością ma być wspomniany już Pistorius. – Nie widzę kontrkandydatury dla Pistoriusa. To dzisiaj jedyna nadzieja SPD na lepszą przyszłość już po lutowych wyborach – przewiduje.

– Scholz ciągnie SPD w dół, jest kulą u nogi własnej partii – nie gryzie się w język prof. Ireneusz Karolewski. – Sam fakt, że jako bardzo niepopularny polityk startuje w wyborach i ubiega się o fotel kanclerza pokazuje, że SPD nie jest w stanie zrewidować swojej polityki i postawić mocniej na wyborców centrum – kontynuuje politolog z Uniwersytetu w Lipsku.

Na koniec dodaje: – Po słabym wyniku wyborczym Scholz prawdopodobnie będzie musiał odejść i rozpoczną się poszukiwania nowego przewodniczącego SPD. Pistorius ma duże szanse nim zostać i podjąć próbę odbudowy partii. Chociaż nie będzie to zadanie łatwe.

Udział
© 2025 Wiadomości. Wszelkie prawa zastrzeżone.