Pierwsze pięć lat urzędowania Andrzeja Dudy to nie tylko memy i śmieszki, ale przede wszystkim przyłożenie ręki do łamania Konstytucji RP oraz politycznego zawłaszczania instytucji demokratycznych.  

Pierwsza kadencja Dudy. Wykręcanie bezpieczników 

Trzeba to podkreślić. Bez działań prezydenta Dudy, doktora nauk prawnych, nie powstałby kryzys konstytucyjny. Z pełną świadomością i determinacją dokonywał on działań mających na celu redefinicję zastanych paradygmatów. Wyłączał z kolegami po kolei większość bezpieczników demokratycznych. Robił to z uśmiechem, w imię wyższych wartości. Jak na mój gust, kierował się naprawdę niskimi pobudkami. 

Punktem wyjścia był podział władz, lecz Andrzej Duda stanął na czele marszu w kierunku zawłaszczenia ośrodków decyzyjnych. Dudę obciążały nocne zaprzysiężenia nieprawidłowo wybranych sędziów TK, kryzys w sądownictwie, nieskuteczne ułaskawienia kolegów, petryfikacja chaosu. Spłacał zaciągnięty u szefa PiS dług, będąc dyspozycyjnym. Nawet w obliczu pogardy okazywanej mu przez polityków swojej opcji, nie zrażał się w realizowaniu hasła: teraz my! Należy pogratulować konsekwencji i zapału.

Zobacz wideo Prezydent wciąż wierzy, że powstanie u nas Fort Trump

Po pięciu latach sprawowania urzędu Duda musiał zmierzyć się z ponowną weryfikacją demokratyczną. W 2020 r. sytuacja dla obecnego prezydenta nie była oczywista. Walka o reelekcję była zacięta. W pierwszej turze Duda uzyskał 43,50 proc., drugi Trzaskowski 30,46 proc., dalej był Hołownia (13,87 proc.), Bosak (6,78 proc.), Kosiniak-Kamysz (2,36 proc.) i Biedroń (2,22 proc.). W drugiej turze ostatecznie Andrzej Duda wygrał z Rafałem Trzaskowskim o nieco ponad czterysta tysięcy głosów. Przy dwudziestu milionach głosów oddanych łącznie, to naprawdę niewiele. Różnica była tylko trochę mniejsza niż cały wynik Roberta Biedronia. To ukazuje, że lewica ma się naprawdę dobrze (co widać także po obecnych sondażach). 

Polityk z Krakowa wykorzystał panującą koniunkturę polityczną do wygrania. Wprowadzone przez Zjednoczoną Prawicę programy socjalne stanowiły istotny punkt odniesienia także dla kampanii prezydenckiej. Wybór Andrzeja Dudy miał być gwarantem ich utrzymania. Chociaż główne obozy polityczne raczej nie miały zamiaru likwidować m.in. świadczenia (ówcześnie) 500 plus. Mobilizacja elektoratu anty-LGBT oraz mówienie, że to nie są ludzie, ale ideologia, wprowadzało politykę prezydenta z poziomu bylejakości do stawiania władzy ponad czyjeś człowieczeństwo. O ile art. 30 Konstytucji RP wprost stanowi o braku możliwości ograniczania ludzkiej godności, o tyle Andrzej Duda spróbował ten standard naruszyć. Na szczęście mu to nie wyszło. 

Druga kadencja Dudy. Erozja postępuje jak choroba 

Zadaniem Prezydenta RP jest czuwanie nad przestrzeganiem Konstytucji (art. 126 ust. 2 Konstytucji RP). Andrzej Duda lubił podkreślać swoją rolę jako strażnika najwyższego aktu prawnego. Biblijny cytat „po owocach ich poznacie” pozwala jednak zaryzykować tezę, że miał być strażnik, a został co najwyżej sowizdrzał. Obietnica wyborcza obrony reform sądownictwa dokonanych przez Zjednoczoną Prawicę została dotrzymana. Zadanie spełnione. Prezydent nie przejmował się merytorycznymi argumentami dotyczącymi nieprawidłowości ukształtowania KRS po 2018 r., a wyroki TSUE i ETPCz o powoływaniu sędziów w niewłaściwej procedurze nie powstrzymały go przed wręczaniem kolejnych nominacji. Efekt? Jak podaje Ministerstwo Sprawiedliwości ok. 3250 powołań sędziów jest dotkniętych wadą systemową. To zaś narusza wprost art. 45 ust. 1 Konstytucji RP, czyli prawo do sądu. 

Erozja sądownictwa postępuje jak choroba, która będzie potrzebowała długotrwałej terapii. Już teraz wiemy, że będzie ona trwała kilka lat. A może nigdy się nie zakończy? Cierpią na tym oczywiście nie politycy, tylko obywatele. Prezydent zaś konsekwentnie bronił swojego stanowiska, także po zmianie władzy w 2023 r. Blokował m.in. próby uporządkowania kwestii w Trybunale Konstytucyjnym i Sądzie Najwyższym. Efektem tego było faktyczne wyłączenie Trybunału z systemu prawa przez gabinet Donalda Tuska – to także należy ocenić niezwykle negatywnie. Prezydenta nie bronią weta ustawy o Sądzie Najwyższym i o Krajowej Radzie Sądownictwa z 2017 r., do których skłoniły go protesty. 

Przejęcie władzy przez nowy rząd również nie obyło się bez kontrowersji. Pomimo prostej arytmetyki parlamentarnej, głowa państwa postanowiła desygnować na premiera Mateusza Morawieckiego, który stworzył tzw. rząd dwutygodniowy. Ten nie był w stanie uzyskać wotum zaufania. Któż by się spodziewał? Pozostał niesmak i niemały rachunek do zapłacenia.

Klauzula sumienia Andrzeja Dudy 

Podczas kampanii prezydenckiej Andrzej Duda zasłynął także wypowiedzią, w której twierdził: „druga kadencja będzie inna, zgodnie z konstytucją ostatnia; będę w niej odpowiadał tylko przed Bogiem, historią i narodem”. Zapowiedź miała brzmieć jak deklaracja męża stanu, a w praktyce okazała się polityczną klauzulą sumienia. Naturalne pytanie, które się pojawia to: kto w takim razie pisał scenariusz wcześniej?  

Ta odpowiedzialność dziejowa, która miała być konfirmacją czystości intencji, nie przeszkodziła politykowi w podpisaniu takich ustaw, jak chociażby „lex Tusk”. Komisja powołana na podstawie tej ustawy miała prowadzić do eliminacji przeciwników politycznych, a harmonogram jej działania wprost wynikał z kalendarza wyborczego. W myśl zasady „ciemny lud to kupi”. Jednak prezydent też zawetował kontrowersyjne ustawy nazywane publicystycznie: Lex TVN i Lex Czarnek 2.0. Społeczny opór wywołał prezydencką refleksję

Trwająca kohabitacja przypomina rozgrywkę „1 z 10”, gdzie uczestnicy mogą wybierać, na kogo kierują dane pytanie. Prezydent obrał taktykę „na Trybunał”, kierując tam coraz więcej ustaw. Zupełnie odrębną kwestią jest to, że często w ogóle nie musiał tego robić. Obecna większość parlamentarna wykazuje zupełny brak umiejętności porozumienia się co do podstawowych spraw. W użyciu jest także tzw. weto ustawodawcze. Maski opadły, a Andrzej Duda blokował m.in. finansowanie mediów publicznych (poprzez weto ustawy okołobudżetowej).  

Koniec prezydentury Dudy. Przytulaski i projekt zmian w Konstytucji 

Do historii także przejdzie zatrzymanie panów Wsika i Kamińskiego w Pałacu Prezydenckim. Zdjęcie głowy państwa z prawomocnie skazanymi, na którym panowie przytulają się „na misia”, będzie godnie wyglądało w podręcznikach. Próba udzielenia schronienia osobom poszukiwanym przez organy wymiaru sprawiedliwości to definicja postrzegania praworządności podczas trwającej prezydentury. Choć tą prezydent wyjątkowo zainteresował się w związku ze śmiercią Barbary Skrzypek. W tym celu nawet spotkał się z RPO, aby zyskać nowe spojrzenie na prawa człowieka. Niezwykły refleks prezydenta. 

Pojawiały się również obszary spraw, w których prezydent potrafił się porozumieć z obecną większością parlamentarną i rządem. Jedną z nich było zabieganie o wpuszczenie na teren Polski Benjamina Netanjahu ściganego przez Międzynarodowy Trybunał Karny. Ze wszystkich tematów na świecie wybrali akurat ten

Końcówka kadencji zapowiada się dynamicznie. Prezydent złożył w Lasce Marszałkowskiej projekt nowelizacji Konstytucji RP polegający na wprowadzeniu konstytucyjnego obowiązku wydawania przynajmniej 4 proc. PKB na obronność. Do uchwalenia zmiany potrzebna jest większość 2/3 w Sejmie oraz bezwzględna w Senacie. Czuję, że kilku posłów nie dotrze na posiedzenie. Prezydent zawetował także tzw. ustawę incydentalną, która miała rozwiązać problem stwierdzenia ważności wyborów prezydenckich.  

Gdyby Andrzej Duda mógł się ubiegać o trzecią kadencję, to nie wykluczam, że zostałby ponownie prezydentem. I to nie dlatego, że jest wybitną głową państwa. Wręcz przeciwnie, często może być postrzegany jako figurant w politycznej grze Jarosława Kaczyńskiego. Lojalność wobec partyjnego elektoratu oraz przewidywalność działań prowadzonych przez Dudę mogłyby okazać się ważniejsze, niż podążanie za wolą partii, blokowanie zmian czy upolitycznianie instytucji. Zarządzanie elektoratem przez podział oraz stworzenie obrazu obrońcy ludzkich spraw i walki z poprzednim systemem mogłyby go ponownie zaprowadzić na Krakowskie Przedmieście. Dynamika rzeczywistości powoduje krótkotrwałą pamięć polityczną elektoratu. Zaś retoryka zagrożenia, rzekomej obrony suwerenności oraz wojny z elitami mogłaby się okazać wyborczym perpetuum mobile. W sierpniu w Pałacu Prezydenckim zobaczymy nowego prezydenta. A Andrzej Duda będzie mógł spokojnie szykować się do sezonu zimowego.

Co nam zostanie po dekadzie Andrzeja Dudy 

Bez cienia wątpliwości, każda opcja polityczna ma swoje małe i duże grzechy. Jednak trzeba zauważyć, że bez działalności Andrzeja Dudy większość systemowych dramatów nie miałaby szansy się wydarzyć. To on powoływał nocą sędziów, on podpisywał ustawy brzemienne w skutkach (dotyczące sądownictwa, KRS czy upolitycznienia prokuratury). W końcu to on interpretował prerogatywy prezydenta jak uprawnienia króla – mające nie tylko moc sprawczą, ale i uzdrawiającą. 

Podpis prezydenta miał walidować wadliwą procedurę powoływania sędziów, a sam Duda stał na stanowisku, że może ułaskawić kogoś przed prawomocnym skazaniem. Wykładnia stosowania prawa łaski (art. 139 Konstytucji RP) przez Prezydenta jednak okazała się błędna, a panowie Wąsik i Kamiński musieli osobiście zapoznać się ze standardami polskiego systemu penitencjarnego.

I oczywiście można byłoby wyliczać także kolejne faux pas, takie jak melorecytacja „Ostrego cienia mgły”, żenujące żarty, którymi prezydent raczył oficjeli, a które śmieszyły tylko jego. Charakterystyczne już na zawsze pozostaną niekontrolowana mimika czy pokrzykiwanie podczas przemówień. Żeby być jednak sprawiedliwym – ta kadencja miała także swoje dobre momenty. Prezydent podpisał chociażby ustawę umożliwiającą finansowanie procedury in vitro ze środków publicznych. Kolejna dobra chwila wciąż przed nami. Będzie nią zakończenie kadencji urzędującego prezydenta. 

Udział
© 2025 Wiadomości. Wszelkie prawa zastrzeżone.