Aryna Sabalenka – Nick Kyrgios. Białorusinka zagrała przeciwko mężczyźnie – Tenis – Sport Wprost


Warto przypomnieć, że to nie pierwsza taka próba rywalizacji damsko-męskiej w historii światowego tenisa. Pierwszy raz do „Bitwy płci” doszło w 1973 roku. Wówczas legendarna Billie Jean King, mająca wtedy 29 lat, zmierzyła się z sześciokrotnym triumfatorem turniejów wielkoszlemowych, liczącym 55 lat Bobbym Riggsem.


Mecz odbył się na stadionie Houston Astrodome w Teksasie i był transmitowany przez amerykańską telewizję. Według różnych szacunków transmisję ze spotkania mogło obejrzeć nawet około 90 milionów widzów. Na trybunach obiektu zasiadło za to 30 472 kibiców, ciekawych wyniku tej rywalizacji. Skończyło się na trzysetowym triumfie King 6:4, 6:3, 6:3 – która zgarnęła nagrodę w wysokości 100 tysięcy dolarów. Co jednak najważniejsze, tenisistka była wówczas ambasadorką praw kobiet na korcie, w tym tego do równego wynagrodzenia w zawodowych turniejach.

Aryna Sabalenka wysoko ograna w „Bitwie płci”. Nick Kyrgios zwycięzcą!


Nieco inna narracja funkcjonowała w przypadku rywalizacji z 2025 roku. Aryna Sabalenka i Nick Kyrgios przekomarzali się, kto faktycznie wygrałby w bezpośredniej rywalizacji. „Bitwa płci” miała charakter typowo pokazowy, dodatkowo za wydarzenie w Dubaju obie strony sporo zarobiły. A wynik? Jak się okazało, finalista Wimbledonu (2022) rzeczywiście nie żartował. Australijczyk, który musiał atakować w… mniejsze pole gry (o dziewięć procent powierzchni kortu) od Sabalenki, wygrał stosunkowo gładko 6:3, 6:3.


Choć wydarzenie oglądało się całkiem nieźle, to całościowo można odnieść wrażenie, że sam przekaz w stronę żeńskiego tenisa – nie do końca był taki – jak we wspomnianym 1973 roku. Sabalenka przede wszystkim wyraźnie przegrała z Kyrgiosem. Australijczyk w ostatnich latach głównie… walczył z kontuzjami, bardzo rzadko pojawiając się na korcie. A Białorusinka to przecież niekwestionowany numer 1 w kobiecym tenisie.


Chyba że chodziło głównie o show i pieniądze. Co akurat byłoby w pełni wytłumaczalne. Pytanie jednak, czy na dłuższą metę – o to faktycznie chodzi w zawodowym sporcie.

Udział