Zawieszenie broni weszło w życie w nocy z 26 na 27 listopada. Głównymi mediatorami pomiędzy obiema stronami konfliktu były Stany Zjednoczone i Francja, ale to Waszyngton odgrywał w rozmowach wiodącą rolę. 

Porozumienie między Izraelem a Hezbollahem zakłada trwałe zaprzestanie działań wojennych i stopniowe wycofanie się wojsk izraelskich z południa Libanu w ciągu najbliższych 60 dni. W tym czasie władze libańskie rozpoczną przejmowanie kontroli nad tymi terenami.

Rozejm Libanu i Izraela. Biden z Trumpem ramię w ramię

Kluczową rolę w doprowadzeniu do rozejmu odegrały Stany Zjednoczone. I to zarówno administracja odchodzącego lada moment z Białego Domu Joe Bidena, jak i otoczenie przymierzającego się do przejęcia władzy Donalda Trumpa.

– Demokraci mają w tym momencie mniej związane ręce, co daje im większą możliwość oddziaływania – mówi Interii Michał Wojnarowicz z PISM. – Z kolei Trump chce w momencie przejęcia władzy mieć jak najmniej kryzysów otwartych, a jak najwięcej zamkniętych, żeby móc zająć się kwestiami wewnętrznymi, które były kluczowe w jego kampanii – kontynuuje analityk ds. Izraela. Na koniec dodaje: – Zawieszenie broni między Izraelem a Libanem się do tego zalicza i swoje oczekiwania wobec Izraela, co do uspokojenia sytuacji na Bliskim Wschodzie, ekipa Trumpa wyrażała wprost.

Na decyzję o wstrzymaniu walk wpływ miała też jednak sytuacja obu zwaśnionych stron. Izrael osiągnął swój cel, jakim było możliwie dotkliwe osłabienie uznawanego przez nich za organizację terrorystyczną Hezbollahu. Na rząd premiera Binjamina Netanjahu narastała też presja związana z możliwością powrotu mieszkańców miast z północy kraju do swoich domów. Poza tym, po początkowych szybkich i łatwych sukcesach w ostatnich tygodniach kampanii w Libanie Hezbollah przegrupował się i zaczął coraz mocniej odgryzać wojskom izraelskim, zwłaszcza poprzez precyzyjne ataki dronowe.

Kontynuowanie kampanii w Libanie w nieskończoność oznaczałoby coraz mocniej piętrzące się, także po stronie izraelskiej, problemy i rosnące niezadowolenie społeczne, a to odbiłoby się na notowaniach rządu Netanjahu, na co ten jest bardzo wyczulony – zauważa Michał Wojnarowicz.

Tutaj do ponownej eskalacji naprawdę nie trzeba wiele, wystarczy jakiś duży atak na cele w Iraku czy Syrii i wrócimy do punktu wyjścia

~ Michał Wojnarowicz, analityk ds. Izraela w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych

Porozumienie o zawieszeniu broni jest też jednak korzystne dla Hezbollahu. Wskutek izraelskiej operacji wojskowej zbrojne ramię organizacji bardzo mocno ucierpiało – zginęło wielu liderów, zniszczono także wiele sprzętu wojskowego i infrastruktury. Premier Netanjahu w rozmowie z mediami zapewniał, że Izrael „cofnął Hezbollah o dziesięciolecia”.

– Hezbollah swoje na tym konflikcie i tak już zyskał, mocno grając kartą walki przeciwko izraelskiej inwazji – podkreśla jednak Michał Wojnarowicz z PISM. – Teraz z pewnością będą próbowali odbudować swoje siły. Pytanie, na ile mocno będzie to blokowane i zwalczane przez Izrael i jak mocno będzie łamać postanowienia zawieszenia broni. Jednak Hezbollah musi podjąć to ryzyko, bo bez tych działań wtedy straci wpływy w samym Libanie – dodaje analityk ds. Izraela.

Bliski Wschód. Wystarczy iskra

Rozmówca Interii podkreśla jednak, że „Hezbollah jest daleki od upadku, ale potrzebuje czasu na odbudowę i restrukturyzację”. To oznacza, że zarówno Hezbollah, jak i izraelski rząd będą mocno testować zapisy zawartego porozumienia. Zagwarantowały w nim sobie m.in. prawo do samoobrony, co może być bardzo szeroko interpretowane. 

– Poza tym, porozumienie dotyczy stricte Libanu, a nie mówi nic o atakach na cele Hezbollahu w innych państwach, co Izrael też może zechcieć wykorzystać – wskazuje Michał Wojnarowicz.

Binjamin Netanjahu, premier Izraela/EMMANUEL DUNAND

Analityk PISM studzi też nadzieje, że porozumienie na linii Hezbollah-Izrael oznacza rychłe zakończenie konfliktu w regionie. – Pokój na Bliskim Wschodzie zależy od rozejmu z Strefie Gazy. To jest pierwotny konflikt, który nakręca całą dynamikę wydarzeń w regionie – podkreśla. Sukcesem rządu izraelskiego jest natomiast to, że był w stanie rozdzielić kwestię konfliktu z Hamasem od konfliktu z Hezbollahem. – To też ostrzeżenie dla liderów Hamasu, że ich sojusznicy są coraz bardziej zmęczeni i z czasem będą się coraz mocniej wykruszać – uważa Wojnarowicz.

Teraz rząd premiera Netanjahu zapowiada koncentrację na „zagrożeniu ze strony Iranu”, ale na razie trudno ocenić, na ile jest to retoryczne pohukiwanie izraelskich polityków, a na ile konkretny plan intensyfikacji działań zbrojnych z głównym przeciwnikiem w regionie. Po naciskach Amerykanów na podpisanie porozumienia można jednak wnioskować, że Iran dał na to przynajmniej swoje milczące przyzwolenie. 

Na zawieszenie broni pozytywnie zareagowały też m.in. Arabia Saudyjska i Katar. Nie może to dziwić, bo w Libanie część państw arabskich ma swoje żywotne interesy i dostrzega dla siebie okazję w osłabieniu Hezbollahu przez Izrael.

– Tyle, że tutaj do ponownej eskalacji naprawdę nie trzeba wiele, wystarczy jakiś duży atak na cele w Iraku czy Syrii i wrócimy do punktu wyjścia – przestrzega Michał Wojnarowicz.

Udział
© 2024 Wiadomości. Wszelkie prawa zastrzeżone.