Dla J.D. Vance’a debata była pierwszą okazją, by zaprezentować się szerokiej publiczności i jego sztab intensywnie go do tego przygotowywał. Senator kilka razy wracał do swojego pochodzenia i ubogiej rodziny, zapewne, aby nieco zmiękczyć swój wizerunek sztywnego absolwenta Yale, oderwanego od problemów zwykłych ludzi. Vance mówił pewnie, patrzył w obiektyw kamery i płynnie zmieniał tematy, kiedy były dla niego niekorzystne. Pokazał się jako sprawny mówca, zdecydowanie inaczej niż w interakcjach z wyborcami na szlaku kampanijnych, w których wypada fatalnie.
Tim Walz nie miał potrzeby zmieniać swojego wizerunku, bo to jedna z jego najmocniejszych stron. Dał się poznać jako swój chłop, który i samochód naprawi i psa zabierze na spacer, a jednocześnie w ramach swojego urzędu załatwi sprawy obiektywnie ważne dla wszystkich, jak darmowe posiłki dla wszystkich dzieci w stanie.
Kandydaci, choć bardzo różni, kilkakrotnie zgadzali się ze sobą. Pojawiły się nawet empatyczne gesty – gdy Walz powiedział, że jego 17-letni syn był świadkiem strzelaniny w domu kultury, Vance powiedział, że bardzo mu z tego powodu przykro. Również na koniec debaty, a przypomnijmy, że Harris i Trump przed miesiącem rozeszli się bez pożegnania, panowie uścisnęli sobie dłonie, poklepali po ramionach, a po chwili dołączyły do nich żony i wymieniły uprzejmości.
Aborcja najmocniejszym punktem spornym
Ale były oczywiście kwestie, w których kandydaci nie mogli się zgodzić, jak prawo do aborcji. Vance jest wielkim przeciwnikiem nie tylko przerywania ciąży, ale też nieposiadania dzieci. W debacie próbował wypaść łagodniej. Mówił, że zdaje sobie sprawę, że wiele osób może się z nim nie zgadzać, przytoczył (choć zupełnie bez puenty) historię znajomej kobiety, która przerwała ciążę, bo była w przemocowym związku, mówił, że republikanie muszą odzyskać zaufanie rodzin, a w końcu stwierdził, że kraj jest zróżnicowany i inne zdanie na temat aborcji mają mieszkańcy Kalifornii, a inny mieszkańcy Georgii.
Vance właściwie podłożył się oponentowi, który miał na podorędziu tragiczną historię Amber Thurman właśnie z Georgii, gdzie są bardzo restrykcyjne przepisy. Thurman pojechała przerwać ciążę do Karoliny Północnej. Otrzymała środki poronne, po których doszło do rzadkiego powikłania – niepełnego usunięcia płodu, a co za tym idzie – poważnej infekcji. Kobieta pojechała do szpitala już w swoim stanie. Zgodnie z medyczną wiedzą, powinno się u niej wykonać łyżeczkowanie macicy, ale tego zabraniało prawo w Georgii, chyba że istnieje zagrożenie życia. Z procedurą zwlekano i gdy w końcu wykonano łyżeczkowanie po prawie dobie, było już za późno i kobieta zmarła. – Amber Thurman wciąż by żyła, gdyby mieszkała w innym stanie – mówi Walz.
Vance zirytowany weryfikowaniem faktów
Zdecydowanie porozumienia nie było też w kwestii wyborów w 2020 roku. Vance był pytany o to, czy zaakceptuje wyniki wyborów, jeśli je przegra. Republikanin unikał odpowiedzi, twierdząc, że zagrożeniem dla demokracji są rzekome kłamstwa Kamali Harris, a nie słowa Donalda Trumpa o „pokojowym proteście 6 stycznia”. Walz wykorzystał moment i zaczął pytać Vance’a, czy Trump przegrał wybory. Ten jednak odmówił deklaracji. – Tim, skupiam się na przyszłości – odpowiadał.
Być może tematów spornych byłoby więcej, gdyby padło więcej pytań na temat sytuacji międzynarodowej. W starciu Trump – Harris zdecydowanie zaiskrzyło przy pytaniu o Ukrainę. Po tym, jak Trump stwierdził, że gdyby był prezydentem, nie doszłoby do pełnoskalowej agresji Rosji, Harris odpowiedziała, że gdyby był prezydentem, Władimir Putin już dawno byłby w Kijowie i spoglądał w stronę Polski. Natomiast w debacie kandydatów na urząd wiceprezydenta temat Ukrainy w ogóle się nie pojawił.
Podczas debaty doszło do jednego większego incydentu – przy pytaniu o migrację i Haitańczykach w Springfield. J.D. Vance jest jedną z osób, które najbardziej intensywnie kolportowały kłamstwa o tym, że migranci w tym mieście zjadają psy i koty. Prowadzące zwróciły uwagę na to, że Haitańczycy są w Ohio w peni legalnie. – Zasady były takie, że miałyście nie weryfikować faktw – odparł Vance i mówił dalej, chociaż jego czas już się skończył. Republikanin nie przestawał mówić, choć jego czas minął. Mimo prób przywołania do porządku Vance przekrzykiwał dziennikarki, aż konieczne było wyłączenie mikrofonów.