„Do tego EPICKIEGO porozumienia o zawieszeniu broni mogło dojść tylko w rezultacie naszego historycznego zwycięstwa w listopadzie, bo zasygnalizowało to całemu światu, że moja administracja będzie dążyć do pokoju i negocjować umowy, aby zapewnić bezpieczeństwo wszystkim Amerykanom i naszym sojusznikom” – Donald Trump w typowy dla siebie sposób skomentował na portalu Truth Social rozejm między Izraelem a Hamasem.

W słowach jest jednak część prawdy, bo rola Steve’a Witkoffa, specjalnego wysłannika ds. Bliskiego Wschodu, była w całym procesie znacząca. To on wymusił na premierze Binjaminie Netanjahu podpisanie porozumienia, które nie uśmiechało się izraelskiemu rządowi. Izraelskie władze wolały walczyć dalej i dążyć do całkowitego zniszczenia Hamasu, a także dalszego odcinania kuponów od wojny w polityce krajowej. Z kolei Trump już wcześniej zagroził Hamasowi i jego stronnikom, że jeśli izraelscy zakładnicy „nie wrócą, zanim obejmę urząd, na Bliskim Wschodzie rozpęta się piekło”.

Wojna Izraela z Hamasem. Trzy etapy zawieszenia broni

Samo porozumienie między Izraelem a Hamasem – w jego wypracowaniu pośredniczyły Stany Zjednoczone, Egipt i Katar – składa się z trzech etapów, z których każdy potrwa sześć tygodni.

Pierwszy etap rozpocznie się 19 stycznia. W jego trakcie Hamas uwolni 33 izraelskich zakładników: kobiety, dzieci oraz osoby powyżej 50. roku życia. Izrael za każdą zwolnioną z niewoli kobietę i dziecko wypuści ze swoich więzień 30 palestyńskich kobiet i dzieci. Do tego zwolni 30 palestyńskich więźniów powyżej 50. roku życia.

Proces uwalniania przetrzymywanych będzie następować stopniowo w trakcie całego pierwszego etapu zawieszenia broni. Izrael ma również rozpocząć wycofywanie swoich sił ze Strefy Gazy i dopuścić szerszy strumień pomocy humanitarnej do zajętych dotychczas terenów.

Izrael jest dzisiaj osamotniony w regionie i nie tylko bardziej niż ktokolwiek mógł przypuszczać 8 października 2023 roku

~ fragment analizy think tanku Atlantic Council

W trakcie pierwszego etapu zacznie też być negocjowany etap drugi. Wówczas Hamas ma uwolnić resztą izraelskich zakładników, z kolei Izrael całkowicie opuścić Strefę Gazy. W etapie trzecim obu stronom zwrócone zostaną ciała zabitych zakładników i więźniów, rozpoczęta zostanie też odbudowa Strefy Gazy oraz otwarcie jej granic.

Strefa Gazy. Hamas ucieka spod topora

Co zrozumiałe w tego rodzaju sytuacji, każda ze stron sporu stara się przedstawić siebie jako zwycięzcę konfliktu i rokowań pokojowych. Hamas podkreśla, że Izraelowi nie udało się zrealizować pierwotnego planu całkowitej anihilacji ich organizacji, a warunki wymiany więźniów i jeńców są znaczeni korzystniejsze dla Hamasu. Ponadto mediacja i gwarancje ze strony Stanów Zjednoczonych, Egiptu i Kataru mają stanowić rękojmię, że izraelski rząd dotrzyma warunków umowy.

Kiedy jednak spojrzymy na stronę minusów, jasne stanie się, że dla Hamasu wynegocjowane zawieszenie broni jest niczym zerwanie się ze stryczka. W trwającym 15 miesięcy konflikcie życie straciło ponad 46 tys. mieszkańców Strefy Gazy, a sama enklawa została zrównana z ziemią – w tym również ogromna część infrastruktury Hamasu.

Prezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden i premier Izraela Binjamin Netanjahu/GPO/ HANDOUT/ANADOLU/AFP

Izrael utrzymuje, że w trakcie trwania wojny w Strefie Gazy ich siły zbrojne zabiły około 17 tys. bojowników Hamasu. Izraelowi udało się również uśmiercić czołowe figury w kierownictwie Hamasu – m.in. przywódcę organizacji Ismaila Hanijję, szefa operacji wojskowych Muhammada Dajfa oraz architekta zamachów z 7 października 2023 roku Jahję Sinwara.

Ciosem dla Hamasu jest również wyraźny spadek poparcia dla samej organizacji oraz wojny z Izraelem wśród mieszkańców Strefy Gazy. Utrata środków finansowych oraz wsparcia Hezbollahu i Iranu – zwłaszcza Hezbollah dotkliwie ucierpiał w efekcie starć z izraelskimi siłami zbrojnymi – stawiały ewentualną dalszą walkę Hamasu pod znakiem zapytania i narażały organizację na straty, po których nie miałaby już szans się odbudować.

Izrael. Pyrrusowe zwycięstwo Netanjahu

Patrząc na skalę strat Hamasu, ale też Hezbollahu czy Iranu, mogłoby się wydawać, że Izrael jest oczywistym zwycięzcą trwającej ponad rok wojny. Nic bardziej mylnego. Rząd Benjamina Netanjahu, jak również całe państwo i społeczeństwo izraelskie, poniosły w niej dotkliwe straty.

Przede wszystkim, społeczne poparcie dla kontynuowania wojny w ostatnim czasie malało z każdym kolejnym tygodniem. Izraelczycy mieli dosyć walk, wysyłania na front swoich bliskich oraz tego, że wbrew obietnicom rządowi nie udało się sprowadzić do domu porwanych przez Hamas zakładników. Gabinet Netanjahu był też krytykowany za uciążliwość wysiedleń na południu kraju, które były konieczne do prowadzenia działań zbrojnych.

Izrael mocno odczuł też kilkunastomiesięczny konflikt gospodarczo. Konieczność mobilizacji rezerwistów oraz brak wykonujących najniżej płatne prace Palestyńczyków sprawiły, że na rynku zaczęło mocno brakować rąk do pracy. W ciągu zaledwie kilkunastu miesięcy zamknęło się 20 tys. firm. Odradzająca się po pandemii koronawirusa branża turystyczna poniosła, z oczywistych względów, olbrzymie straty.

Izraelski dziennik ekonomiczny „Calcalist”, powołując się na dane banku centralnego Izraela, podał, że całkowity koszt wojny w Strefie Gazy to niemal 67 mld dol. Nic dziwnego, że spowodowało to podwojenie deficytu budżetowego, kilkukrotne obniżenie ratingu Izraela przez agencje Fitch, Moody’s i S&P Global, a także spadek wzrostu gospodarczego. Na tym jednak nie koniec, bo analitycy i ekonomiści podkreślają, że pełne skutki wojny w Strefie Gazy izraelskie władze poznają dopiero teraz, po zawieszeniu broni.

Do tego EPICKIEGO porozumienia o zawieszeniu broni mogło dojść tylko w rezultacie naszego historycznego zwycięstwa w listopadzie, bo zasygnalizowało to całemu światu, że moja administracja będzie dążyć do pokoju i negocjować umowy, aby zapewnić bezpieczeństwo wszystkim Amerykanom i naszym sojusznikom

~ Donald Trump na portalu Truth Social

Na tym jednak lista kosztów Izraela się nie kończy. Na uwagę zasługuje też fakt, jak wiele Izrael stracił ze względu na brutalność metod, które przyjął w celu pokonania Hamasu, Hezbollahu i Iranu. „(…) ta brutalność bez wątpienia kosztowała Izrael wiele w kwestii siły gospodarczej, reputacji w świecie oraz pozycji międzynarodowej. W dwóch ostatnich obszarach tych strat nie uda się prędko odrobić. Izrael jest dzisiaj osamotniony w regionie i nie tylko bardziej niż ktokolwiek mógł przypuszczać 8 października 2023 roku” – czytamy w analizie cenionego amerykańskiego think tanku Atlantic Council.

Dostrzegając poniesione straty, Izrael chciał przynajmniej zainwestować w przyszłe dobre relacje z nową administracją Donalda Trumpa, z którą świetnie dogadywał się w latach 2016-20. To w końcu Trump już przypisał sobie zasługi za doprowadzenie do wstrzymania wojny, chociaż negocjacje w tej sprawie przez kilkanaście miesięcy prowadzili ludzie odchodzącego prezydenta Joe Bidena.

Benjamin Netanjahu, premier Izraela

Benjamin Netanjahu, premier Izraela/EMMANUEL DUNAND/AFP

Sam Netanjahu znalazł się w bardzo niekomfortowym położeniu. Po pierwsze, nie osiągnął zamierzanych i obiecanych celów wojennych. Po drugie, koniec działań zbrojnych zdejmuje parasol ochronny z koalicji rządzącej i samego szefa rządu. Netanjahu będzie musiał zmierzyć się nie tylko z oskarżeniami o korupcję, ale również z rozliczeniami za atak Hamasu, które rządzący dotychczas odsuwali w czasie ze względu na trwającą wojnę. Po trzecie, stabilność całej koalicji rządzącej zostanie wystawiona na probę, ponieważ już teraz Netanjahu musi mierzyć się ze zmasowaną krytyką swoich skrajnie prawicowych koalicjantów.

Niepewna przyszłość Bliskiego Wschodu

Na tym jednak nie koniec problemów Izraela i izraelskiego premiera. Administracja Donalda Trumpa już dała swoim izraelskim partnerom do zrozumienia, że nie życzy sobie wznowienia wojny z Hamasem, Hezbollahem i Iranem. Zamiast tego oczekuje rozszerzenia tzw. Porozumień Abrahamowych o Arabię Saudyjską i długotrwałej stabilizacji w regionie.

O stabilizację będzie jednak trudno, ponieważ wynegocjowane zawieszenie broni jest kruche, ale przede wszystkim nie przewiduje długoterminowych rozwiązań, które miałyby znormalizować stosunki Palestyńczyków i Hamasu z Izraelem. Strefa Gazy jest i będzie przez dłuższy czas gospodarczą, humanitarną i polityczną ruiną. Nie ma też realnej alternatywy dla powrotu, z upływem czasu oczywiście, do władzy Hamasu.

Hamasowi czy Hezbollahowi nie zależy natomiast na pokoju ani w relacjach z Izraelem, ani w całym regionie. Dojście do głosu w Izraelu i sąsiednich państwach umiarkowanych polityków nastawionych na dialog i rozwój regionu wprost uderza w ich ideologię. To natomiast oznacza, że gdy tylko obie organizacje odzyskają siły, powrócą do starych metod. O ile wcześniej państwa regionu i ich zewnętrzni partnerzy nie wynegocjują mapy drogowej do nowej, lepszej przyszłości dla całego Bliskiego Wschodu.

Udział
© 2025 Wiadomości. Wszelkie prawa zastrzeżone.