Nie milkną echa debaty prezydenckiej w USA. Według widzów CNN to Donald Trump wygrał starcie z Joe Bidenem, a szanse kandydata republikanów na objęcie fotela prezydenta znacząco wzrosły. 

Dlatego Europa i świat zaczynają przygotowywać się na konsekwencje ewentualnej drugiej prezydentury kontrowersyjnego miliardera. Wśród najczęstszych obaw wymienia się pogorszenie stosunków transatlantyckich, możliwe porzucenie Ukrainy i Tajwanu, wojnę handlową z UE i dalszy upadek globalnych zasad.

Europa boi się Trumpa. “Najgorszy możliwy wybór”

To właśnie w odniesieniu do Ukrainy obawy przed drugą kadencją Donalda Trumpa są największe. Z jego strony słychać sprzeczne sygnały: od obietnic szybkiego zakończenia wojny poprzez zapowiedzi całkowitego wstrzymania pomocy dla Kijowa.

Wybór Trumpa jest najgorszym możliwym dla Ukrainy. Oczywiście nie jest równoznaczny z natychmiastowym porzuceniem przez USA Kijowa na pastwę Rosji. Ale po listopadowych wyborach w Partii Republikańskiej mogą jeszcze bardziej nasilić się głosy, że Ukraina to sprawa Europejczyków, którzy powinni sami sobie z nią poradzić – podkreśla w rozmowie z Interią amerykanistka prof. Małgorzata Zachara-Szymańska.

Wobec tego czy europejscy sojusznicy USA są przygotowani na zmianę lokatora w Białym Domu? 

Europa nie miała czasu, by przygotować się na ewentualną drugą kadencję Donalda Trumpa. W wielu krajach nastąpiła wymiana elit. Zapomniano o doświadczeniach jego pierwszej kadencji. A w międzyczasie pojawiły się nowe wyzwania, jak wojna w Ukrainie czy konflikt na Bliskim Wschodzie, które skutecznie zaabsorbowały uwagę rządzących – dodaje amerykanistka.

Zwrot USA w kierunku Chin. To także interes Europy

Tymczasem przed przywódcami europejskimi kolejne wyzwania w związku z potencjalną zmianą w Białym Domu. Wśród nich m.in. wypracowanie sposobu na powstrzymanie lub dostosowanie się do zwrotu w polityce zagranicznej Stanów Zjednoczonych, który zakłada skupienie się na Chinach i regionie Indo-Pacyfiku kosztem Europy. 

W czerwcowym wydaniu czasopisma „Foreign Affairs” były doradca ds. bezpieczeństwa narodowego USA Robert O’Brien – według ekspertów jeden z najpoważniejszych kandydatów na szefa amerykańskiej dyplomacji w przypadku triumfu Trumpa nad Bidenem – napisał o głównych założeniach polityki zagranicznej USA w kolejnych latach. 

I najwięcej miejsca poświęcił Chinom, proponując przede wszystkim zaostrzenie kursu: podniesienie ceł, zacieśnianie sojuszy w regionie Indo-Pacyfiku, dozbrajanie partnerów, w tym Filipin i Wietnamu, czy większą obecność wojskową w regionie kosztem Europy.

Europa jak dotąd niespecjalnie chce współdziałać z USA w polityce decouplingu, tj. rozdzielenia zależności gospodarczych. A główne kraje, jak Niemcy i Francja próbują realizować własne polityki wobec Pekinu, pilnując własnych interesów gospodarczych. 

Druga kadencja Trumpa będzie oznaczać kontynuację strategicznego zwrotu USA w kierunku Chin, tak samo zresztą stanie się, jeśli wygra Biden. Europa powinna wspierać USA, by pozostały przywódcą systemu światowego, jak ma to miejsce od końca II wojny światowej. To sprawdzony mechanizm, który wprawdzie nie zawsze działa, ale zapewnia korzyści dla obu stron – mówi prof. Zachara-Szymańska.

USA. Druga kadencja Trumpa jako impuls dla Europy

Poza wyzwaniami dla państw Europy nie brakuje głosów, że druga kadencja miliardera może być impulsem do pozytywnych zmian w strukturach UE.

Ewentualna kolejne cztery lata Trumpa mogą być kolejnym impulsem do jednoczenia się Europy. W interesie państw UE jest to, by pogłębiać integrację. Działanie w pojedynkę może okazać się dla nich niekorzystne, ze względu na ryzyko rozgrywania przez USA czy – z zupełnie innej strony – przez Chiny – wskazuje inny z rozmówców Interii prof. Artur Nowak-Far (Szkoła Główna Handlowa, były wiceminister spraw zagranicznych). 

Nasz rozmówca zwraca uwagę, że bez względu na osobę prezydenta USA, Polska oraz pozostałe kraje UE powinny więcej inwestować w rozwój nowych technologii, by nie odstawać od reszty świata. 

– Europa powinna inwestować większe środki w obronność, ale powinna to także robić w trakcie ewentualnej drugiej kadencji Joe Bidena. Powinna rozwijać swój potencjał, inwestować w rozwój technologii (w tym sztucznej inteligencji), we wzrost gospodarczy ciągnięty przez technologie cyfrową. Wraz z rozwijaniem zdolności odstraszania musi być to priorytetem i to bez względu na to, kto obecnie jest gospodarzem w Białym Domu – dodaje.

Trump ma podejście kontraktowe

Kwestia wydatków na obronność może się okazać kluczowa. Trump w czasie swojej kadencji naciskał kraje NATO, by osiągnęły cele wydatków na obronność na poziomie co najmniej 2 proc. PKB. Jego ewentualny powrót z pewnością wiązałby się z podniesieniem tej kwestii. 

– Donald Trump ma podejście kontraktowe do polityki. Nie sądzę jednak, by stanowił zagrożenie dla bezpieczeństwa Europy w perspektywie krótkoterminowej. Z tego, co mówi, warunkiem atrakcyjności dla jego administracji będzie wydawanie pieniędzy na obronność w USA – mówi prof. Nowak-Far.  

I jak dodaje: – Trumpowi zależy na wygenerowaniu dochodów dla rodzimego przemysłu obronnego, jak w trakcie I wojny światowej, gdy kraje Starego Kontynentu wydawały fortunę za Oceanem.

Niewykluczone więc, że jeśli Europejczycy udowodnią, że odrobili lekcję i wezmą większą odpowiedzialność za swoją obronę, a jednocześnie będą kupować od Amerykanów broń, administracja Trumpa może okazać się mniej krytyczna. 

Problemem może jednak okazać się wydawanie większości tych środków w jednym miejscu. – Przeznaczanie znaczących kwot podatników europejskich na rzecz amerykańskiego przemysłu bez rozwijania własnych zasobów stanowi długoterminowe zagrożenie dla Europy – podkreśla ekspert z SGH. 

Bezpieczeństwo Europy i parasol obronny

Spraw bezpieczeństwa dotyczy najwięcej obaw Europy wobec powrotu Trumpa. Wciąż nie wiadomo, jakie są jego zamiary wobec NATO. Obawy o to, jak daleko może się on posunąć w kwestii Sojuszu, skłoniły Kongres USA do wpisania do prawa wymogu zatwierdzenia przez prawodawców każdego formalnego wycofania się USA z organizacji, co samo w sobie jest znaczącym sygnałem. 

– Europa ma powody do obaw, a przynajmniej większego strachu niż w przypadku drugiej kadencji Joe Bidena. Donald Trump nie rozumie zasad współpracy międzynarodowej. Nic nie wskazuje, by to się zmieniło – mówi prof. Zachara-Szymańska.

A niedawne deklaracje, jak ta, że będzie „zachęcał” Rosję do atakowania tych członków NATO, którzy nie wydają wystarczająco dużo na obronę swojego kraju, tylko wzmaga zamęt. Istnieje również obawa, że powrót Trumpa skutecznie sparaliżuje wysiłki Europy w walce z globalnym ociepleniem. 

Jesteśmy świadkami kolejnych globalnych kryzysów gospodarczych, zmian klimatu, kontestowanych przez administrację Trumpa w pierwszej kadencji. Gdy na czele mocarstwa stoi osoba nieprzewidywalna, powoduje to dodatkowy wstrząs dla sojuszników. W tym sensie jest to niebezpieczne – dodaje amerykanistka. 

W kwestii bezpieczeństwa nie można zapominać o parasolu obronnym USA nad Europą. Tylko Wielka Brytania i Francja posiadają własne głowice. Trwa debata na temat tego, czy kraje europejskie powinny się uzbrajać w taki sprzęt, co według krytyków może doprowadzić do globalnego wyścigu zbrojeń.

– Pytanie o wycofanie parasola atomowego USA z Europy idą o jeden krok za daleko. By taki scenariusz się realizował, musiałoby dojść do jakiegoś trudnego do opisania pogorszenia relacji między Europą a Waszyngtonem. Niemniej fakt, że o tym się rozmawia, świadczy, że padają stare prawdy, nabieramy niepewności, jak zachowają się sojusznicy, co samo w sobie jest bardzo złe – podkreśla prof. Zachara-Szymańska.  

Fragmentaryzacja Europy

Poważne wyzwanie to kwestia spójności samej UE. W ostatnich latach, zwłaszcza w trakcie pandemii COVID-19 oraz wojny w Ukrainie, unijnym liderom udawało się zjednoczyć. 

Nie jest to jednak reguła. W UE istnieją różnice zdań w wielu kwestiach – od handlu po politykę zagraniczną wobec Bliskiego Wschodu lub Chin. Dla Trumpa to idealne narzędzie do nacisków na poszczególne kraje. Już podczas pierwszej kadencji starał się omijać instytucje europejskie i rozmawiać bezpośrednio z przywódcami krajowymi. 

– Trump nie rozumie pojęcia symetrii w relacjach z sojusznikami. Nie rozumie budowy unijnych i europejskich struktur. Jest przekonany, że z każdym może się dogadać na zasadzie „coś za coś„. Będzie grał na dialog bilateralny z poszczególnymi krajami. Zagrożeniem jest wtórna fragmentaryzacja UE – wskazuje prof. Nowak-Far. 

Najsłabszym ogniwem dla jedności Europy może być węgierski premier Viktor Orban, którego rząd właśnie przejął rotacyjną prezydencję w Radzie UE. Orban od dawna naciska m.in. na zawarcie porozumienia pokojowego z Ukrainą. 

– Słabym ogniwem w relacjach UE z administracją Trumpa mogą być państwa rządzone przez populistów, jak Węgry Viktora Orbana czy ewentualny nowy francuski rząd – gdyby utworzyło go Zjednoczenie Narodowe – dodaje nasza rozmówca.

– To, czego się u Trumpa na ogół nie dostrzega, to fakt, że nie przywiązuje on uwagi do wartości. Za jego kadencji może dojść do zewnętrznych ataków na ważne dla Zachodu kwestie, jak prawa człowieka, stan demokracji u sojuszników. On zaś będzie do tego stosował podejście kontraktowe – przekonuje prof. Nowak-Far. 

A jaki wpływ na Polskę może mieć zmiana gospodarza w Białym Domu? – Polska jest dobrze przygotowana na drugą kadencję Trumpa. W moim przekonaniu rządzący zdają sobie sprawę z wagi relacji z Waszyngtonem i nie przewiduję zmian pod tym względem. Z pewnością prezydent Andrzej Duda będzie chciał zaznaczyć swoją pozycję, myśląc, że ma szczególną rolę do odegrania ze względu na swoje relacje z Trumpem. Na ile mu się to uda zależy jednak od samego Trumpa. Jak już wspomniałem, ma on podejście czysto kontraktowe – konkluduje nasz rozmówca. 

Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage – polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!

Udział
© 2024 Wiadomości. Wszelkie prawa zastrzeżone.