Kasowy PIT nie wypalił. Rząd podwyższa limit przychodów – Biznes Wprost


Miał być hitem, okazał się gniotem. Kasowy PIT, bo o nim mowa, miał stanowić antidotum na zatory płatnicze. Politycy zapewniali, że poprawi płynność finansową firm i dzięki temu wesprze przedsiębiorców.

– Zgodnie z założeniem, dzięki temu rozwiązaniu podatkowemu przedsiębiorcy będą płacić podatek dochodowy od osób fizycznych dopiero po faktycznym otrzymaniu zapłaty. Rozwiązanie jest czasowe, bo nawet przy tej metodzie, po dwóch latach od wystawienia faktury, obowiązek podatkowy jednak wystąpi – wyjaśnia Piotr Juszczyk, Główny Doradca Podatkowy inFakt.

Kasowy PIT z wyższym limitem przychodów


W środę, 10 grudnia 2025 roku, Senat przyjął zmianę podnoszącą limit przychodów umożliwiających skorzystanie z kasowego PIT z 1 mln do 2 mln zł rocznie. Jak zauważa ekspert podatkowy, ma to być odpowiedź na dotychczasową marginalną popularność tej formy rozliczeń, ale czy to wystarczy?


Z danych Ministerstwa Finansów wynika, że w pierwszym roku obowiązywania, czyli w 2025 r., metodę kasową wybrało tylko 1 673 przedsiębiorców – to zaledwie 0,001 proc. wszystkich prowadzących JDG.

– Tak niskie zainteresowanie potwierdza wcześniejsze prognozy: po upływie terminu zgłoszeń okazało się, że kasowy PIT nie stał się, jak zapowiadano, realnym wsparciem dla płynności firm – stwierdza Piotr Juszczyk.

Dlaczego rozwiązanie miało być przełomem?


Trudno nie zadać sobie tego pytania. Skoro przepisy przewidują, że przedsiębiorca płaci PIT dopiero po faktycznym otrzymaniu zapłaty od kontrahenta – to na kasowy PIT powinien być wyjątkowy boom.


Niestety, rozwiązanie ma swoje ograniczenia:


  • obowiązuje wyłącznie dla JDG,

  • wyłączone są firmy prowadzące księgi rachunkowe,

  • metoda ma zastosowanie także do kosztów – bez zapłaty faktury nie rozliczymy wydatku,

  • po 2 latach od wystawienia faktury i tak powstaje obowiązek podatkowy (nawet bez otrzymania płatności),

  • wymagana jest dodatkowa, szczegółowa ewidencja oraz weryfikacja wpływów na rachunku bankowym.


– To w praktyce oznacza, że kasowy PIT jest raczej odroczeniem podatku, a nie jego uniknięciem, a do tego wymaga bardziej złożonej obsługi księgowej – zauważa Juszczyk.

Czy podwyższenie limitu coś zmieni?


Podniesienie limitu przychodów do 2 mln zł zdecydowanie rozszerza grono uprawnionych. Do tej pory wielu przedsiębiorców nie mogło skorzystać z tej preferencji, gdyż obroty były powyżej 1 mln zł. To szczególnie istotne w branżach usługowych i handlowych, w których liczba faktur i przychody są wyższe.

– Wyższy limit niewątpliwie otwiera drzwi większej grupie przedsiębiorców, ale nie rozwiązuje podstawowych wad kasowego PIT. Kluczowym problemem nadal jest to, że po 2 latach podatek trzeba zapłacić niezależnie od otrzymania zapłaty, a do tego przedsiębiorca musi prowadzić dodatkowe ewidencje i skrupulatnie monitorować wpływy. Dlatego nie spodziewam się radykalnego wzrostu popularności tej metody, może poprawić statystyki, ale nie zmieni ogólnego obrazu. W wielu przypadkach nadal korzystniejsza i prostsza może okazać się ulga na złe długi – stwierdza Juszczyk.


Jego zdaniem barierą nie jest sam limit, lecz złożoność rozliczeń i ryzyka związane z wyborem nieoptymalnej formy podatku.


– Dziś przedsiębiorcy niejednokrotnie borykają się z wyborem odpowiedniej formy opodatkowania, a kasowy PIT zwiększa jeszcze bardziej ryzyko. Przykładowo, kumulacja przychodów (płatności) na skali podatkowej może spowodować wejście w drugi próg podatkowy, a więc w stawkę 32 proc. W praktyce o wyborze decydować będzie więc nie tyle limit, ile charakter rozliczeń i stabilność płatności w danej branży – uważa ekspert podatkowy inFaktu.

Czy będzie w końcu hitem?


Zdaniem eksperta popularność, nawet po zmianie limitu, nie jest mu pisana.


– Zmiana limitu przychodów to krok w stronę zwiększenia dostępności kasowego PIT, ale nadal brak jest przesłanek, by oczekiwać masowego zainteresowania, tak jak pierwsze dane z 2025 r. okazały się marginalne. Jeżeli celem ustawodawcy jest realne wsparcie płynności przedsiębiorców, wiele wskazuje na to, że zniesienie ograniczeń w uldze na złe długi, co już wielokrotnie podkreślałem, mogłoby przynieść bardziej wymierne i systemowe efekty – mówi Juszczyk.

Udział