
-
Krzysztof Bosak komentuje rosnące poparcie dla partii Grzegorza Brauna i wskazuje, co różni jego formację.
-
Bosak wskazuje na przesunięcie nastrojów społecznych w stronę bardziej radykalnych postulatów oraz rozczarowanie wyborców dotychczasowymi elitami politycznymi.
-
Współlider Konfederacji komentuje także relacje polsko-ukraińskie i ostatnią wizytę Wołodymyra Zełenskiego w Warszawie.
-
Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej Interii
Marta Kurzyńska, Interia: Irytuje pana fakt, że partia Grzegorza Brauna depcze wam po piętach, a w ostatnim sondażu nawet przegania?
Krzysztof Bosak, lider Konfederacji, wicemarszałek Sejmu: – Zaczekajmy na inne sondaże, zobaczymy czy to jest rzeczywiście tendencja. Natomiast ogólne wnioski można wyciągnąć nie z jednego sondażu, ale z samego faktu, że Grzegorz Braun ze swoją inicjatywą przekracza próg wyborczy.
I jakie wnioski pan wyciąga?
– To pokazuje, że większość wyborców ma zapotrzebowanie na dużo radykalniejszy przekaz niż ten, który jest akceptowany w debacie publicznej czy w mediach, ponieważ Grzegorz Braun operuje głównie poza mediami, nie tylko głównego nurtu, ale także poza mediami prawicowymi.
Macie pomysł, jak na to odpowiedzieć?
– My jesteśmy przekonani do tego, co robimy, to znaczy z jednej strony do zakotwiczenia w naszych ideach politycznych i wartościach, a z drugiej strony budowania profesjonalizmu politycznego umożliwiającego realizację programu w sytuacji rządzenia państwem.
Może będziecie się radykalizować, skoro mówi pan, że jest na to zapotrzebowanie?
– Czasem trzeba powiedzieć coś mocniej, czy być gotowym do działań ulicznych i takie działania również prowadzimy. Wydaje mi się, że nawet w większym zakresie niż nasi konkurenci z innych partii. Świadectwem są choćby manifestacje antyimigranckie, które przeprowadziliśmy w dziesiątkach miejsc w kraju. Jesteśmy po Marszu Niepodległości, w którym oczywiście niebagatelną rolę odgrywa ruch narodowy. Nie zamierzamy jednak licytować się na radykalizm czy na prowokację.
– Zamierzamy pokazywać ideowość, ale w odsłonie umożliwiającej rywalizację o przywództwo na prawicy i o przywództwo państwowe.
Nie będziecie wzmacniać antyukraińskiego przekazu?
– To, co mówimy w Konfederacji, nie jest kwestią taktyki politycznej, tylko jest wyrazem naszych poglądów. To się nie zmieni.
Każdy polityk przekonuje, że kierują nim wyłącznie czyste pobudki.
– Uważam, że w wielu fundamentalnych kwestiach jak lockdowny, jak ustawy nadające przywileje Ukraińcom, polityka klimatyczna, kwestie migracyjne, mówiliśmy rzeczy niepoprawne politycznie, zanim to było modne. Mamy zdolność do mówienia rzeczy mających status mniejszościowy, który bywa nazywany w mediach poglądami radykalnymi. Nie musimy niczego tutaj udowadniać. Natomiast na pewno nie zamierzamy uprawiać radykalizmu czy prowokacji w ramach taktyki politycznej. Uważam to za możliwe, ale niepotrzebne.
Dlaczego wyborcy kupują radykalny przekaz? Z czego wynika to rosnące poparcie dla Grzegorza Brauna?
– Z przesunięcia nastrojów w polskim społeczeństwie. Polacy są coraz bardziej zmęczeni obecną sytuacją i zniechęceni do klasy politycznej. I to dlatego my zyskaliśmy popularność. Grzegorz Braun zyskuje popularność z tego samego powodu.
Czyli to słabość obecnych elit politycznych wzmacnia Grzegorza Brauna?
– Nie tylko Grzegorza Brauna, ale także nas. My pracowaliśmy wspólnie najpierw nad stworzeniem alternatywy dla dotychczasowego układu partyjnego. W tej chwili pracujemy odrębnie, ale nadal tworzymy alternatywę. Szczególne powody do obaw ma PiS. Jeżeli popatrzy się na wzrost Grzegorza Brauna to, co ciekawe, nie są to przepływy z Konfederacji, ale w dużej mierze z PiS-u.
Jakby mi się podobało, to bym zapisał się do partii Grzegorza Brauna. Jestem przekonany do jakości i stylu naszej pracy politycznej.
Dlaczego to PiS traci na rzecz Grzegorza Brauna?
– Bo już właściwie nie wiadomo, jaki PiS ma program. Zamiast na meritum, skupia się na swoich wewnętrznych podziałach. Wyborcy, moim zdaniem, są dużo bardziej przesunięci na prawo niż oferta, którą ma tzw. centroprawica. W całej Europie partie centroprawicy tracą swoje poparcie na rzecz partii alternatywnej prawicy. To, co może być ciekawe w Polsce, to fakt, że w tej chwili takie partie mamy dwie, a nie jedną. I myślę, że inność stylu politycznego, który z jednej strony prezentuje Grzegorz Braun, z drugiej Konfederacja, w oczywisty sposób przekłada się na odmienną bazę wyborców. Jedni lubią przekaz bardziej stonowany i bardziej profesjonalny, inni lubią przekaz i postawę bardziej konfrontacyjną i kontrowersyjną.
Współpracował pan z Grzegorzem Braunem bardzo długo. Czy jego radykalizacja postępuje?
– Wydaje mi się, że u Grzegorza Brauna sytuacja wygląda stabilnie. Zwiększyła się obecnie koncentracja medialna na nim. Natomiast jeżeli chodzi o skłonność do różnych niestandardowych działań, jest ona taka sama (śmiech).
I wszystkie te ekscesy, zarzuty, jakie na nim ciążą, to dla was nie problem, żeby w przyszłości stworzyć koalicję?
– Dla dobra Polski jesteśmy gotowi współpracować z każdym. Natomiast idziemy w tej chwili odrębnymi ścieżkami. My rozwijamy i szkolimy kadry. Budujemy swoje zaplecze eksperckie po to, żeby być gotowym realizować nasz program. Można też obserwować, jak partia Grzegorza Brauna pracuje w konkretnych okręgach wyborczych, w Sejmie czy Parlamencie Europejskim i wyciągać z tego wnioski. Jednym się to będzie podobać, innym mniej.
– Jakby mi się podobało, to bym zapisał się do partii Grzegorza Brauna. Jestem przekonany do jakości i stylu naszej pracy politycznej. I kiedy jeszcze byliśmy razem, to widziałem tę różnicę na co dzień.
Czyli dobrze nie jest, ale dla władzy zakopiecie topór wojenny?
– Mówienie o toporze wojennym to publicystyczne metafory, których ja osobiście nie lubię, bo uważam, że nic nie wyjaśniają. Natomiast oczywiście będziemy rywalizować. Zresztą jak ktoś chce w tej chwili rozważać możliwe koalicje, to obecnie jest to interesujące ćwiczenie intelektualne, ale nic ponadto. Mój wariant preferowany i pożądany to jest usunięcie dotychczasowych partii poza parlament i większość dla Konfederacji i innych nowych list.
To chyba wariant tyle preferowany przez pana co nierealny.
– Chcemy, by w Sejmie byli zupełnie nowi ludzie, najlepiej z paru nowych list politycznych z dominującym udziałem Konfederacji. To jest plan maksimum.
Rządzący mówią, że będziecie nieszczęściem dla Polski, że idzie brunatna fala, którą trzeba powstrzymać.
– Szkoda czasu na komentowanie tego rodzaju obraźliwych zaczepek.
Wewnętrzne zaczepki zaszkodzą PiS-owi?
– Jest to znak rozprężenia i pewnej słabości przywództwa politycznego. Wiadomo, że w każdej partii ma miejsce rywalizacja. Natomiast z zasady politycy dbają o to, żeby nie prowadzić jej publicznie, ponieważ finalnie wszyscy na tym tracą. Jeżeli dochodzi do publicznych kłótni, to jest to zawsze negatywny sygnał dla wyborców, sygnał jakiegoś kryzysu.
– Organizacyjnie, technicznie w zarządzaniu partią radzi sobie doskonale. Natomiast część tych rozgrywek ma charakter sporu kadrowego, z podtekstem sporu ideowego.
PiS szuka nowej tożsamości?
– Trwa spór, czym naprawdę ma być PiS, czy to ma być partia centrowa, czy technokratyczna, czy to ma być partia suwerennościowej prawicy. Są ogromne napięcia wokół Mateusza Morawieckiego, ale nie tylko. Tam jest więcej dwuznacznych postaci.
Mateusz Morawiecki osiągnie zamierzony cel? Czy jest za bardzo obciążony i za bardzo centrowy?
– W PiS-ie sytuacja jest stabilna. Los każdego z polityków jest zależny od woli prezesa.
Może właśnie niektórym już uwiera ta stabilizacja?
– Ta rywalizacja frakcji odbywa się w niejako kontrolowanych warunkach, tam nikt nie sprzeciwi się prezesowi. Oni tylko są chętni atakować się nawzajem. To rodzaj dworskich rozgrywek na dworze stworzonym przez prezesa partii.
Czy Jarosław Kaczyński popełnił błąd, nie pojawiając się na głosowaniu w sprawie ustawy łańcuchowej?
– Nie czuję, by to miało jakiekolwiek znaczenie.
Nie pokazał tym trochę podejścia: „nie wiem, co zrobić, więc wyeliminuję konieczność wyboru”?
– PiS, a szczególnie Jarosław Kaczyński, w sprawie zwierząt jest partia niespójną.
– Typowa taktyka parlamentarna polityków, którzy albo z przekonania, albo z przymusu popierali coś, co wiedzą, że jest niepopularne. Dziwię się, że popierali zły projekt. Dobrze, że nie przyłączyli się do próby odrzucenia weta prezydenta.
A dlaczego to był, pana zdaniem, zły projekt?
– Kojce dla psów mogą być czymś pożytecznym, jeżeli są stworzone dobrowolnie, natomiast jeżeli są stworzone przymusowo, stają się po prostu kosztownym obowiązkiem. Dość powiedzieć, że obowiązek kontrolowania tego spoczywałby na przykład na policji. A rozmiar kojca był uzależniony od wagi psa, co powodowałoby absurd tego rodzaju, że policja musiałaby chodzić z wagami dla psów po gospodarstwach, by to kontrolować. Mam wrażenie, że posłowie czasem w swoim legislacyjnym temperamencie nie są ograniczeni absolutnie niczym poza granicami swojej wyobraźni. Efekt jest taki, że generują absurdy.
Dla obrońców praw zwierząt to nie absurd.
– Mamy w Polsce kilkadziesiąt tysięcy pogryzień przez psy rocznie i pytanie, kto ma jeszcze wziąć odpowiedzialność za wszystkie psy spuszczone z łańcucha, bo łatwo jest powiedzieć, że właściciel, a dużo trudniej jest to wymóc. Państwo jest obecnie bezradne wobec psów, które opuszczają posesję, gryzą ludzi.

Rząd przygotowuje projekt dotyczący Ukraińców. Zakłada, że po 4 marca 26 roku wszyscy Ukraińcy będą traktowani jak inni cudzoziemcy? Może w tej sprawie będziecie zgodni z rządzącymi?
– To jest prosta realizacja naszych postulatów wyrażonych już dwa lata temu, więc można by powiedzieć „lepiej późno niż wcale”. Szkoda, że w międzyczasie musiał się zmienić rząd i prezydent, żeby nasze państwo zaczęło pracować nad rozsądną polityką w tym zakresie.
Dobrze słyszę, że chwali pan rząd?
– Po prostu cieszę się, że rządzący zaczynają przymierzać się do realizacji naszych postulatów.
Jaka jest polityczna waga wizyty prezydenta Zełenskiego w Polsce?
– Zażegnanie pełzającego kryzysu w relacjach prezydentów obu państw, ale chyba nic więcej. Nie spodziewałem się, że Zełenski z czymś konkretnym przyjedzie do Polski, więc też nie jestem zaskoczony, że nic nie ogłoszono.
– Kijów wszystko dostaje od Warszawy bez żadnych zabiegów, więc nie musi się wysilać ani wychylać w kierunku naszych oczekiwań. Prezydent Zełenski wygłosił zestaw standardowych frazesów dyplomacji ukraińskiej podszytych fałszywą symetrią w opisie ukraińskiego ludobójstwa na Wołyniu i w Małopolsce wschodniej, ale obawiam się, że mało kto to zauważył. Na odnotowanie zasługuje żenujące zachowanie części posłów i posłanek podczas tej wizyty, którzy zachowywali się jak fani Zełenskiego, uganiający się za nim po Sejmie, by ogrzać się w blasku idola. W tym samym czasie premier wprzęga nasze państwo w finansowanie Ukrainy przez UE i oddaje kolejne samoloty. Więc Zełenski wyjeżdża z Polski z bardzo drogimi podarunkami, a Polska nic nie ugrała i zostaje z gigantycznymi kosztami na kolejne dekady.
Rozmawiała Marta Kurzyńska













