Wyniki niedzielnych wyborów parlamentarnych w Niemczech okazały się tak przewidywalne, jak to tylko możliwe. Przypomnijmy:
- wygrała centroprawicowa formacja CDU/CSU z wynikiem 28,5 proc.,
- drugie miejsce zajęła skrajna prawica z AfD (20,8 proc.),
- trzecie – SPD kanclerza Olafa Scholza (16,4 proc.),
- a czwarte Zieloni (11,6 proc.).
A teraz spójrzmy na średnie sondażowe z ostatnich miesięcy.
- W przeddzień wyborów poparcie dla CDU/CSU szacowano na 30 proc, AfD na 20 proc., SPD – 16 proc., a Zielonych na 13 proc.
- W momencie upadku koalicji Scholza na początku listopada sondaże dawały CDU/CSU 32 proc., AfD 18 proc., SPD 16 proc., a Zielonym 11 proc.
- A jeśli cofniemy się do początku 2024 roku, to CDU/CSU miało średnio poparcie na poziomie 31 proc., AfD mogło liczyć na 22 proc., chęć głosowania na SPD deklarowało 15 proc. wyborców, a na Zielonych 13 procent.
SPD ma zatem dokładnie taki wynik, jaki dawały jej sondaże z ostatnich 13 miesięcy, AfD – uzyskało poparcie na poziomie będącym mniej więcej pośrodku sondażowych szacunków (ale poniżej swoich rekordowych notowań sprzed roku), a Zieloni bliżej niższej granicy, ale wciąż w ramach sondażowych widełek. Jeśli ktoś szuka opowieści o szokujących wahaniach sondażowych i dramatycznych zwrotach akcji, to nie jest to ta opowieść.
Co w tym czasie słychać na skrajnej prawicy? Pisze o tym Marta Nowak w tekście „Już za cztery lata” – śpiewają dziś w AfD. Potwornie trudna opozycja
Jaki wynik zanotowała lewica i dlaczego to jest zaskoczenie?
Co nie oznacza, że takiej historii na niemieckiej scenie politycznej nie znajdzie. Napisała ją będąca na lewo od socjaldemokratów z SPD partia Die Linke (Lewica).
Na początku 2024 sondaże dawały jej 4 procent poparcia. Gdy 6 listopada Scholz wyrzucił z rządu Christiana Lindnera, szefa będącej w koalicji wolnorynkowej partii FDP, a przyspieszone wybory stały się nieuniknione, Die Linke miała w sondażach 3 proc. Miesiąc później, gdy Scholz przegrał głosowanie o wotum zaufania – również 3 proc. W przededniu wyborów chęć głosowania na Die Linke deklarowało już 7 procent wyborców. Jej ostateczny wynik przebił nawet postrzegane jako przesadnie optymistyczne sondaże. Die Linke zdobyło 8,8 proc. głosów i wprowadzi do Bundestagu 64 deputowanych.
Die Linke nabrała wiatru w żagle w końcówce stycznia, gdy lider CDU i przyszły kanclerz Friedrich Merz doprowadził dzięki wsparciu AfD do przegłosowania w Bundestagu ustawy dążącej do mocnego zaostrzenia prawa imigracyjnego.
Jak przyznał w debacie parlamentarnej Merz, był to pierwszy przypadek w historii, gdy jakakolwiek ustawa została przyjęta dzięki głosom AfD, bez zbudowania większości na pozostałych siłach politycznych w Bundestagu. Przyszły kanclerz tłumaczył się tym, że reforma w kształcie zaproponowanym przez CDU była niezbędna, a za złamanie tabu odpowiadają pozostałe partie, które nie zdecydowały się jej poprzeć.
W odpowiedzi szefowa klubu Die Linke w Bundestagu Heidi Reichinnek oskarżyła CDU o „świadomą współpracę z AfD”, co powinno budzić tym większe oburzenie, że miało miejsce:
zaledwie dwa dni po obchodach rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz, dwa dni po uczczeniu pamięci zamordowanych i torturowanych. Dziś wy [CDU] kolaborujecie z tymi, którzy na sztandarach niosą tę samą [co naziści] ideologię.
Jak przekonywała Reichinnek, „uczyniliście siebie współwinnymi i zmieniliście dziś nasz kraj na gorsze”. Zakończyła swoją wypowiedź jasnym wezwaniem:
Sprzeciwmy się faszyzmowi w naszym kraju. Na barykady.
Fragmenty przemówienia Reichinnek zdobyły w mediach społecznościowych ponad 30 milionów wyświetleń. W tegorocznej kampanii dwie najpopularniejsze partie reprezentowały różne odcienie antyimigranckiej nagonki, a najważniejsze siły centrolewicowe – będące w koalicji rządzącej SPD i Zieloni – musiały z jednej strony bronić status quo przez podkreślanie swoich osiągnięć, a z drugiej hamować się w atakach na potencjalnego przyszłego koalicjanta, czyli CDU. Na ich tle Die Linke ze swoją bezkompromisową krytyką ksenofobicznej narracji i polityki zaciskania pasa zaczęła dla wielu – zwłaszcza młodych – wyborców jawić się jako jedyna postępowa siła, która daje nadzieje zmiany.
W przeprowadzonym na dwa tygodnie przed wyborami sondażu, sprawdzającym preferencje partyjne osób w wieku 18-29 lat, Die Linke zdobyło 19 proc. głosów i zajęło pierwsze miejsce ex aequo z Zielonymi. Partia zajęła też pierwsze miejsce w głosowaniu przeprowadzonym w szkołach w ramach inicjatywy sprawdzającej sympatie polityczne niemieckich uczniów. Aż 21 procent z 167 tysięcy „głosujących” nastolatków poparło Die Linke. W ciągu trzech tygodni poprzedzających niedzielne wybory do Bundestagu do partii zapisało się około 18 tysięcy nowych osób, liczba członków wzrosła o prawie 30 procent.
Sygnały wskazujące na imponujące poparcie dla Die Linke wśród młodych wyborców potwierdziły się przy urnach. Według szacunków opartych na sondażu exit poll przeprowadzonym przez telewizję ZDF, partia zajęła pierwsze miejsce w grupie wiekowej 18-24 z poparciem na poziomie 25 procent. W przedziale wiekowym 24-34 uzyskała 16 procent poparcia i zajęła trzecie miejsce po AfD (24 procent) i CDU/CSU (17 procent).
Jeszcze większym symbolicznym triumfem dla partii jest jej wynik w Berlinie, gdzie po raz pierwszy w historii zdobyła najwięcej głosów ze wszystkich partii – z wynikiem 19,9 procent wyprzedziła CDU (18,3 procent) oraz Zielonych (16,8 procent).
Czym jest Die Linke i jaki ma program?
Sukces Die Linke jest tym większy, że pod koniec 2023 w partii doszło do rozłamu. Swoje odejście ogłosiła Sahra Wagenknecht, szefowa klubu parlamentarnego Die Linke w latach 2015-2019 i kandydatka rekomendowana przez partię na stanowisko kanclerki w wyborach do Bundestagu w 2017 roku. Jej mąż, Oskar Lafontaine, był założycielem i pierwszym przewodniczącym Die Linke.
Wraz z Wagenknecht partię porzuciło 9 deputowanych do Bundestagu, w tym jej ówczesna szefowa klubu parlamentarnego Amira Mohamed Ali i były przewodniczący partii Klaus Ernst. Przekonywali, że ich była formacja prowadzi nieakceptowalną dla nich politykę w zakresie polityki migracyjnej (zbyt łagodna), klimatycznej (zbyt radykalna) i zagranicznej (zbyt rusofobiczna, bo choć Die Linke sprzeciwia się dostawom broni dla Ukrainy, to jasno mówi, że to Rosja jest agresorem). Wagenknecht i jej sojusznicy założyli partię „Sojusz Sahry Wagenknecht – dla rozsądku i sprawiedliwości” (Bündnis Sahra Wagenknecht – Für Vernunft und Gerechtigkeit, w skrócie BSW). W sondażach nowa formacja natychmiast wyprzedziła Die Linke.
W czerwcowych wyborach do europarlamentu zdobyła ponad 6 procent głosów i 6 mandatów. Die Linke uzyskało poparcie zaledwie 2,7 procent wyborców. W jesiennych wyborach regionalnych BSW uzyskał 13,5 proc. w Brandenburgii, 11,8 proc. w Saksonii i 15,8 proc. w Turyngii. W każdym z tych landów Sojusz Sahry Wagenknecht zajął trzecie miejsce, a w Turyngii i Brandenburgii współtworzy koalicje rządzące. Sukces BSW odbył się kosztem Die Linke – w Brandenburgii jej poparcie spadło o 7,7 pp, w Saksonii o 5,9 pp, a w Turyngii aż o 18 pp. W rezultacie pod koniec września sondaże krajowe dawały BSW średnio nawet 9 procent poparcia, a w tym samym czasie Die Linke balansowało w okolicach 2-3 procent. Wydawało się, że odejście Wagenknecht i jej frakcji okaże się dla Die Linke wyrokiem politycznej śmierci.
Trudno o bardziej filmową historię pełną politycznych zwrotów akcji. Rok temu Heidi Reichinnek objęła funkcję szefowej klubu parlamentarnego partii tylko dlatego, że jej znacznie bardziej rozpoznawalna poprzedniczka wybrała Wagenknecht. Teraz, zaledwie pięć miesięcy po katastrofalnych dla Die Linke wyborach regionalnych, Reichinnek stała się jedną z wschodzących gwiazd niemieckiej polityki i świętuje sensacyjny ogólnokrajowy wynik swojej formacji.
Jednocześnie ogromny sukces wśród młodych i dobrze wykształconych wyborców jest po części tłumaczony odejściem frakcji Wagenknecht. Jej przedstawiciele w części kluczowych kwestii prezentowali poglądy łudząco podobne do programu AfD – Putin jest dobry, imigranci są źli, a polityka klimatyczna to głupi wymysł. To dla elektoratu z pogranicza SPD i Zielonych było nie do zaakceptowania. Po exodusie części dawnych liderów program Die Linke lepiej odzwierciedla preferencje tych wyborców. Nawet w kwestii rosyjskiej inwazji na Ukrainę Die Linke zmieniło ton. Choć partia obstaje przy radykalnym antymilitaryzmie, to jest za zaostrzeniem sankcji dążących do osłabienia potencjału militarnego i przemysłowego Rosji i uderzenia w rosyjskich oligarchów.
Teraz Wagenknecht i jej otoczenie patrzą na wyniki z niedowierzaniem. BSW zdobyła 4,97 proc. głosów i nie wprowadzi nikogo do Bundestagu. Do przekroczenia progu zabrakło sojuszowi niecałe 0,03 procent – mniej niż 15 tysięcy głosów.